Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław pokonał Legię Warszawa 1:0! (RELACJA, ZDJĘCIA)

Jakub Guder, fot. Paweł Relikowski
Kto by przypuszczał, że tak zakończy się ta runda. Właściwe teraz, to pewnie wszyscy w Śląsku życzyliby sobie, by się nie kończyła. WKS pokonał lidera i mistrza jesieni Legię Warszawa po złotym golu Tomasza Jodłowca - nota bene niedawnego zawodnika stołecznej Polonii.

Niby chodzi się na mecze dla swojej drużyny, ale okazało się, że - przy całej mizerii naszego futbolu - Legia to wciąż rywal, który przyciąga n trybuny. Na Stadionie Miejskim zasiadło blisko 22 tys. kibiców, co oznacza, że pobity został wrocławski rekord frekwencji w tym sezonie i to mimo przenikliwego mrozu, który mógł skutecznie zniechęcić do wyjścia z domu. Ujemnej temperatury nie przestraszył się nawet wicepremier Grzegorz Schetyna, chociaż on miał zapewne ten przywilej, że mógł schować się w loży VIP.

Czytaj też: Sebastian Mila już zimą chce odejść ze Śląska

Godzinę przed pierwszym gwizdkiem (o 19.45) na telebimach wrocławskiego stadionu miała miejsca premiera filmu "Złota drużyna" (scenariusz i realizacja Patrycja Spchalska oraz Radosłąw Poraj-Różecki). Film opowiada o drodze WKS-u do wywalczonego w 1977 roku pierwszego mistrzostwa Polski. Wszyscy zatem mogli przypomnieć sobie dawne piłkarskie gwiazdy, szkoleniowców, działaczy, a nawet pracowników klubu z tamtych lat, a także ich późniejsze losy. Produkcja osadzona jest w tle ówczesnej historii Polski i Wrocławia. To wspólna inicjatywa Śląska i Ośrodka Pamięć i Przyszłość. Wcześniej ośrodek przygotował wirtualną wystawę poświęconą Władysławowi Żmudzie - szkoleniowcowi, który zdobył z WKS-em wspomniany tytuł.

Wykorzystując krótką chwilę przerwy między projekcją, a początkiem meczu kibice z młyna postanowili uroczyście pożegnać rundę jesienną. Na murawę poleciały setki serpentyn, a na trybunie pojawiły się flagi i (a jakże!) race. Posypią się znów kary od związku. Chociaż może jednak coś się zmienia w mentalności. W jednym z tramwajów zmierzających na stadion grupka kiboli chciała zdemolować pojazd, ale powstrzymali ich inni fani pytając: "Tramwaj rozpier...? Jak będzie zadyma z Legią to idziecie k... w pierwszym rzędzie!". Serce rośnie.

Trener Stanislav Levy hołduje widocznie zasadzie, że zwycięskiego składu się nie zmienia, bo rzucił w bój tę samą jedenastkę jak w Poznaniu. No i podobnie jak w Wielkopolsce na ławce rezerwowych znów zabrakło Łukasza Gikiewicza.

Legia rozpoczęła wysokim pressingiem, który sprawiał kłopoty gospodarzom. Wrocławianie musieli też uważać na długie piłki grane przez rywali za plecy obrońców, bo czyhał na nie piekielnie szybki Jakub Kosecki. Już po kilku minutach było widać, że syn wiceprezesa PZPN jest w gazie, a jego 7 goli w ostatnich 8 meczach to nie przypadek. Pierwszy strzał na bramkę zobaczyliśmy dopiero w 12 min. Po dość chaotycznej akcji gości do piłki przed polem karnym dopadł Miroslav Radović, ale uderzył wprost w Mariana Kelemana. WKS odpowiedział w 16 min. Piłka przykleiła się do nogi w szesnastce Cristianowi Diazowi, a ten - chociaż miał przy sobie trzech obrońców - zdołał oddać strzał, ale zablokował go jeden z rywali. Po chwili powinno być 1:0 dla Legii, ale wychodzący przed słowackiego bramkarza Radović, że przyjął podanie. Śląsk się cofnął, ale jego kontry były bardzo groźne. Po szybkich wyjściach z własnej połowy uderzali Waldemar Sobota i Sebastian Mila - chybili o centymetry. Za tę część meczu należy też pochwalić wrocławską defensywę. Pomyłek miała niewiele, a bardzo często swoimi wejściami uprzedzała rywali. Ciężkie boje z Danielem Ljuboją toczył przede wszystkim Tomasz Jodłowiec. Bezbramkowy remis po pierwszych 45 minutach był sprawiedliwym wynikiem, a jeśli komuś mimo wszystko brakowało bramek, to mógł przed początkiem drugiej odsłony zachwycać się zaręczynami na środku płyty boiska. No cóż - każdy ma inne poczucie romantyzmu.

Z szatni pierwsza wyszła Legia i pierwsza też ruszyła do ataku. W 55 min. po błędzie Mariusza Pawelca Dalniel Ljuboja wymanewrował obrońców w polu karnym, ale jego uderzenie po ziemi koniuszkami palców obronił Kelemen. Minutę później WKS został wynagrodzony za swoją cierpliwość i wyszedł na prowadzenie! Piłkę dośrodkowywał z rzutu rożnego Mila, a że przy Jodłowcu nie było nikogo ten wyskoczył i strzelił głową. Dusan Kuciak nie miał szans. A trener Jan Urban mówił i uczulał na stałe fragmenty...

Goście byli w szoku, bo do tej pory to oni mieli minimalną przewagę. WKS natomiast nabrał wiatru w żagle. Wrocławianie grali coraz pewniej. Nie pchali się jednak na siłę w pole karne Legii, ale potrafili wyprzedzić rywala i przytrzymać piłkę. Kiedy jednak nadarzała się okazja wyprowadzali błyskawiczne kontrakcje. No a na dodatek po każdym faulu powoli podnosili się z murawy. A sekundy płynęły. Trener Urban robił zmiany, ale jego piłkarze nie mogli znaleźć recepty na mądrze grających piłkarzy Levego. Zwycięstwo stało się faktem! Po ostatnim gwizdku - mimo coraz bardziej siarczystego mrozu - była wspólna radość i sto lat dla obchodzącego urodziny Kelemena.

Teraz czas na zimę. Ta może przynieść wiele zmian.

Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 1:0 (0:0)
Bramki: Jodłowiec 56
Sędzia: Daniel Stefański
Widzów: 21986

Śląsk: Kelemen, Socha Ż, Jodłowiec, Kowalczyk, Pawelec Ż, Elsner, Kaźmierczak, Mila, Sobota, Ćwielong (90+2 Cetnarski), Diaz (90 Voskamp).

Legia: Kuciak, Jędrzejczyk, Żewłakow, Astiz Ż, Wawrzyniak (46 Rzeźniczak), Łukasik (85 Salinas), Furman, Gol (72 Kucharczyk), Radović, Kosecki, Ljuboja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska