Na początku było ich tylko troje. Do Wrocławia przybyli w listopadzie 1711 roku z Cieszyna. Niecałe pół roku później przyjęli pierwszego pacjenta. Był nim ogrodnik z okolic Ścinawy. Od tej pory sława wrocławskich bonifratrów jako doskonałych medyków nie słabnie.
Choć szpital działał prowizorycznie od maja 1712 roku, to dopiero pięć lat później doczekał się stałej siedziby w jednym ze skrzydeł klasztoru zaprojektowanego przez Johanna Blasiusa Peintnera. To niejedyna budowla tego architekta we Wrocławiu, nadzorował także prace przy wznoszeniu gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego. Niestety, trudności finansowe, z jakimi borykali się zakonnicy, powodowały opóźnienia w oddawaniu do użytku kolejnych skrzydeł. Ostatnie ukończono dopiero w 1736 roku. Wtedy szpital liczył już 50 łóżek i przeznaczony był tylko dla uleczalnie chorych mężczyzn, niezależnie od wyznania. Taka liczba miejsc dla kuracjuszy szybko okazała się niewystarczająca i stopniowo ją powiększano, aż w latach 30. XX wieku doszła do 280 łóżek. Popularność zakonnego szpitala nie może dziwić, bowiem służenie chorym jest podstawową działalnością tego zgromadzenia. Składają oni nawet dodatkowe śluby szpitalne.
Przed wojną w Europie bonifratrzy posiadali całą sieć szpitali, w tym 9 na Śląsku. Leczono w nich nie tylko ciało, ale też ducha. Do dyspozycji chorych były oddziały różnych specjalizacji, kaplice i przyszpitalne ogrody. Te ostatnie dawały pacjentom chwile wytchnienia, a pracowitym zakonnikom umożliwiały hodowlę leczniczych roślin. Bo właśnie z ziołowych leków po dziś dzień słyną zakonne apteki, także ta wrocławska. Mało kto wie, że niemal przez 100 lat służyła ona tylko szpitalowi. Dopiero w 1810 roku otrzymała pozwolenie na wydawanie i sprzedawanie ziołowych medykamentów także poza klasztorem. Konwent zapisał się również w historii europejskiej literatury.
Ostatnie cztery lata życia spędził w nim poeta Karl von Holtei. Wynajmował pokój od zakonników i korzystał z ich troskliwej opieki. Wiemy, że był rezydentem pokoju nr 21, mamy nawet zdjęcie Holteia zrobione w tym wnętrzu, jednak nie udało się ustalić, gdzie to pomieszczenie się znajdowało. Ta sama numeracja występuje w różnych skrzydłach. Po jego śmierci urządzono w nim izbę pamięci po wielkim poecie. Najbardziej dramatyczne chwile klasztor przeżył w latach wojny. W czasie oblężenia Wrocławia w szpitalu zorganizowano oficjalny lazaret twierdzy. Miejsce to tak opisywał Hugo Hartung "Górne piętra dużego budynku, które są bardziej narażone na ostrzał granatami i na bomby lotnicze, dawno już opróżniono. Właściwe życie, a przede wszystkim śmierć mają miejsce w piwnicach. (…) Dzisiaj przez wybite szyby wciska się zimno". Tuż obok lazaretu w tajemnicy działał konspiracyjny szpital. Ulokowany był w krypcie klasztoru, gdzie pod okiem jednego z zakonników leczono amerykańskich i radzieckich pilotów zestrzelonych nad Wrocławiem. Zabudowa klasztoru ocalała i nadal służy chorym.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?