18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Rańda - Został bez włosów i bez brwi, ale ze srebrem na szyi

Wojciech Koerber
Familijnie. Ósme urodziny starszego z synów, Michała.
Familijnie. Ósme urodziny starszego z synów, Michała. Archiwum Pawła Rańdy
Niewiele brakowało, ułamek sekundy, a to on pływałby w Sydney i Atenach z Robertem Syczem. Do podwójnie złotej łódki wsiadł jednak Tomasz Kucharski. Ale i wrocławianin dopłynął w końcu do odpowiedniego portu, dopinając swego. Medal igrzysk wywalczył, mając na karku niespełna trzydziestkę, jako szlakowy czwórki bez sternika wagi lekkiej. W Pekinie.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2012 ROKU!

Paweł Rańda od małego szukał swojego miejsca w wodzie. - W podstawówce zaczynałem od pływania. Ojciec zawiózł mnie na ul. Racławicką do Andrzeja Wernera. Do Śląska. Wykończyły mnie jednak dojazdy z Sępolna na drugi koniec miasta. Chciałem mieć coś bliżej domu. Poszedłem na ul. Łowiecką do sekcji piłki wodnej, ale się dowiedziałem, że właśnie przestaje istnieć - wyjaśnia olimpijczyk. Skąd tak oryginalny pomysł? - Ojciec uprawiał tę dyscyplinę w barwach Juvenii. Znał też dobrze Marka Petrusewicza, stąd takie czczenie w naszym domu pływaków. Tym bardziej, że mama również otarła się o pływanie. No i mój znak zodiaku to Ryby. Ojciec miał zresztą taki sam - dodaje.

Tułaczka trwała w najlepsze. Nawet z wody adept wyszedł. - Trafiłem na koszykówkę gdzieś do Śląska, przewinąłem się też przez piłkarską Ślęzę. Byłem w sekcji lekkoatletycznej AZS-u AWF-u, próbowałem również badmintona na zajęciach SKS-u. Długo szukałem swojego miejsca na ziemi. Wreszcie pod koniec podstawówki ojciec wziął mnie na wiosła, bo przyjaźnił się z Kazimierzem Naskręckim. No i dawaj, zacząłem wiosłować - mówi Rańda.

Na sukcesy nie trzeba było długo czekać, lecz Rańda Senior, niestety, nie doczekał. Zmarł, gdy syn miał 16 lat. W 2000 roku wioślarz AZS-u Politechnika Wrocławska zdobył w jedynce wagi lekkiej srebro akademickich MŚ. Z kolei na seniorskich MŚ był czwarty, co jednak miało też swoje dobre strony. - Trener żałował, że nie było medalu, lecz gdybym stanął na pudle, rok później nie mógłbym już startować w młodzieżowych mistrzostwach świata (do lat 23). Takie były przepisy - tłumaczy Rańda. No a w 2001 roku przywiózł z tej imprezy złoto.

Przy odrobinie szczęścia mógł już Rańda zasiąść w dwójce wagi lekkiej płynącej do Sydney. Obok Roberta Sycza, który pozycję miał niepodważalną. Trzeba było mu znaleźć partnera. - Ja zawsze chciałem jechać na igrzyska, jednak lekka czwórka była wtedy zbyt słaba i ją rozwiązali. Po kolei sprawdzali więc, z kim płynie się Syczowi najszybciej. Jeździł z nim m.in. Kucharz (Tomasz Kucharski - WoK) i ja. Podczas zgrupowania pokonywaliśmy po tysiąc metrów - raz ja z Syczem, a raz Kucharz. I powtórka. W zasadzie wychodziło niemal to samo, po zsumowaniu przejazdów - mierząc czas na rękę - byłem wolniejszy o 0,1 sek. Trener Broniec powiedział, że ma sentyment do duetu Sycz-Kucharski, poza tym obawiał się, że młodemu brakuje jeszcze doświadczenia. Przyjąłem to - wspomina wrocławianin.

O Ateny walczył już Rańda z czwórką wagi lekkiej. Był to również okres, gdy zwyczajnie walczył o zapewnienie rodzinie środków do życia. Wtedy właśnie pojawił się na świecie pierwszy syn - Michał. - Dorabiałem na stołówce Politechniki Wrocławskiej. Byłem i kelnerem, i sprzedawcą, generalnie pracowałem za ladą - przypomina. W tej czwórce wiosłowali także wrocławianin Gabriel Pawlak oraz gdańszczanie Mrozowicz i Urbański. Do Aten spóźnili się jednak o 0,4 sekundy. - W 2004 roku pojechałem więc tylko na nieolimpijskie mistrzostwa świata. Na jedynce. Nie zrobiłem tam wyniku, jaki powinienem zrobić. Byłem szósty - dodaje. Tymczasem Sycz i Kucharski powtórzyli w Atenach złoto.

Poolimpijski rok, 2005, dał jednak kopa do dalszego machania. Rańda wybrał się z Syczem na mistrzostwa świata do japońskiego Gifu. Zastąpił kontuzjowanego wtedy Kucharskiego. I wpisał sobie w CV brązowy krążek. Miał wtedy rywala w osobie Macieja Madeja, lecz pokonał go zdecydowanie. Czy można było ugrać coś więcej? - Miesiąc czasu to troszkę mało, by w stu procentach być przygotowanym do rywalizacji - zauważa.

Również w 2005 roku zaczęła się z wolna klarować czwórka bez sternika wagi lekkiej. Ta czwórka, której szlakowy Rańda wskazał drogę na podium w Pekinie. - Była grupa dwunastu osób wagi lekkiej i zaczęły powstawać różne konfiguracje. Najlepsze jest to, że składem, którym płynęliśmy w Pekinie, dostaliśmy na początek w rurę od drugiej polskiej czwórki. To był właśnie 2005 rok. No i się nasza czwórka rozpadła, wysiadł z niej Pawłowski. Pojechaliśmy na Puchar Świata do Luzerny, a po powrocie - będąc na obozie w Zakopanem - dostałem telefon od Brońca, że jest szansa na Gifu. W 2006 roku wróciłem do czwórki, wymieniając Madeja, z kolei w 2007 wrócił Pawłowski. Za Pawlaka. I to był skład - z Pawełczakiem oraz Bernatajtysem - który uzyskał nominację na igrzyska. Z ósmego miejsca - mówi wioślarz.

W Pekinie najbardziej wierzyli w nich członkowie rodzin. Kibice też mieli świadomość siły, ale... czwórki podwójnej w składzie Adam Korol, Michał Jeliński, Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski. Wtedy byli to już dominatorzy, trzykrotni mistrzowie świata (2005-07). Zaczęło jednak pachnieć czymś wielkim. Lekka czwórka Rańdy pewnie przebrnęła eliminacje, wygrała półfinał, wreszcie w finale uległa tylko Duńczykom (brąz dla Kanady). Po tym zwycięskim półfinale wrocławianin ogolił głowę na zero, po finale - zgodnie z zapowiedzią - pozbył się także brwi. Choć na pudle jeszcze je miał.

- Dla nas medal nie był zaskoczeniem. My wiedzieliśmy jak szybko płynie nam łódka. Nie wiedzieliśmy tylko jak szybko płynie rywalom, choć gdyby posuwała się jeszcze szybciej, byłaby to już absolutna petarda. Lekkusi rzadko schodzą bowiem poniżej 5,50 min. A nam i Duńczykom się udało - zaznacza wicemistrz olimpijski. Powrót do poolimpijskiej rzeczywistości też wyszedł wybornie, bo przecież w latach 2009-11 osada potwierdzała klasę. Choć w jednym przypadku rzeczywistość okazała się trudniejsza. Koordynację kompletnie zagubił Pawełczak i w 2009 roku jego siedzisko zajął Łukasz Siemion.

Do Londynu też wybrała się osada po medal, choć w 2012 roku łódka nie chciała im ruszyć z miejsca. Skończyło się ostatnim miejscem, co nie wszyscy przyjęli w kraju ze zrozumieniem. Niektórzy zarzucili lekkusom, że postawili głównie na turystykę. Zarzut absurdalny, bo niby co? Chciało im się w 2009 roku (brąz MŚ na poznańskiej Malcie), chciało się również w 2010 (srebro ME) i w 2011 (zdobyta olimpijska kwalifikacja), a nie chciało w roku olimpijskim? Tak rozumują ci, którzy sportu nie znają. A łódka nie chciała płynąć tak samo, jak nie zawsze chciały lecieć narty Adama Małysza. I królestwo temu, kto wyjaśni - dlaczego.

- Przecież nie jechaliśmy po to, by zobaczyć niezbyt ładny Londyn i kampus dla wioślarzy. Bo przypominam, że mieszkaliśmy poza wioską, bliżej toru w Eton - zaznacza Rańda, który po igrzyskach stał się autorem "Listów do Gryczuka". Brzmi jak tomik poezji, lecz pisał to prozą, w mocnych słowach. Chodzi o list otwarty do szefa wyszkolenia w PZTW, który - delikatnie rzecz ujmując - ambasadorem czwórki nie był nigdy. Czy ta wioślarska przygoda jeszcze potrwa?

- Dziś widzę to tak, że na pewno chcę odpocząć od ludzi, którzy nie mobilizują do sukcesu, a deprecjonują twoje starania. Jeśli poświęcasz dom, rodzinę, przyjaciół, a po jednym niepowodzeniu jesteś tak sterany, to trzeba się chwilę zastanowić. Ale nie odkładam na razie wiosła na kołek. Nie chcę też być jednak takim zawodnikiem, który stoi w rozkroku i nie wie, co zrobić. Nie chcę się rozdrabniać. Jak powiem sobie, że znów chcę kandydować do reprezentacji, to tak się przygotuję, by nikt mi nie podskoczył. Zawsze byłem zawodnikiem, którego nie interesowały miejsca 4-8. Bo historia pamięta tylko trzech pierwszych i koniec. Po czwartą lokatę się nie jeździ - taką wyznaje Rańda filozofię. A wagę trzyma niską, na poziomie 77 kg. - To taka waga marcowa. Do wiwatu dało mi otwieranie klubu fitness (Top Fitness na ul. Karkonoskiej - WoK) - dodaje. Za to Bernatajtys, Siemion i Pawłowski czynią starania, by znaleźć się w nowo tworzonej czwórce. Opiekun tej starej, Marian Drażdżewski, został zwolniony. Mówi się, że następca przyjedzie z zagranicy.

Rańda uzbierał ponad 30 tytułów MP, wliczając w to ergometr oraz kategorie młodzieżowe. Żonę, Magdalenę, poznał na zgrupowaniu w Wałczu. To wicemistrzyni świata juniorek z 1997 roku (w dwójce), a obecnie wuefistka i opiekunka klasy wioślarskiej w XI LO na ul. Spółdzielczej. Dzieci wydają na świat w cyklu olimpijskim. Wspomniany Michał ma lat 8 ("ateńczyk"), a Jasiek - cztery ("pekińczyk"). Sportowiec jest także pomysłodawcą oraz współorganizatorem regat smoczych łodzi "Tumski Cup". No i ma niezłą pamięć. Zawsze pamięta o swoim pierwszym trenerze, Czesławie Błochu.

- On po części zastąpił mi ojca, rozumiemy się jak łyse kobyły. Teraz jestem już starym ramolem, lecz wcześniej potrafił mną pokierować i wyzwolić siłę. Gdy mnie gdzieś przygniotło w połowie dystansu, to myślałem o nim. I pomagało. Taki ojciec. Mogę mówić o trenerze podobnie jak Kulej o Stammie czy orły o Górskim - nie ukrywa utytułowany sportowiec. My wiemy, że potrafił się też dzielić z Błochem nagrodami wypisanymi na nazwisko Rańda. Bo o pierwszym trenerze nie zawsze pamiętają. Pamiętajcie o tym...

Paweł Rańda

Urodził się 20 marca 1979 roku we Wrocławiu. Olimpijczyk z Pekinu, gdzie zdobył srebrny medal w czwórce bez sternika wagi lekkiej (partnerzy: Pawełczak, Bernatajtys, Pawłowski; wygrali Duńczycy) oraz z Londynu (Siemion, Bernatajtys, Pawłowski), gdzie osada odpadła w eliminacjach. Brązowy medalista MŚ Gifu 2005 (w dwójce wagi lekkiej z Syczem) oraz Poznań 2009 (czwórka wagi lekkiej). Wicemistrz Europy 2010 (Montemor-o-Velho, lekka czwórka). Młodzieżowy mistrz świata 2001 (jedynka wagi lekkiej), czwarty zawodnik MŚ 2000 (jedynka wagi lekkiej), multimedalista MP. Żona Magdalena, synowie Michał (8 lat) i Jan (4).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska