Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes spółdzielni na Kozanowie ledwie uratował stanowisko. Mieszkańcy nie odpuszczają

Bartosz Józefiak, MON
W poniedziałek późnym wieczorem zakończyła się walka ponad 2000 spółdzielców, którzy na Kozanowie domagali się odwołania rady nadzorczej i zarządu spółdzielni. Tylko na jednym z sześciu części zgromadzenia walnego w spółdzielni Kozanów IV, udało się przegłosować odwołanie szefostwa spółdzielni na czele z prezesem. Poniedziałkowa, ostatnia część zgromadzenia, nie przechyliła szali. To oznacza, że rada nie została odwołana. Choć niewiele brakowało.

Mniej więcej 60 procent osób głosujących podczas zgromadzeń walnych (trwały przez kilka ostatnich dni) było za odwołaniem rady. Większość chciała więc zmiany.

- To jednak nie wystarczyło, bo w świetle przepisów aby odwołać radę nadzorczą, potrzeba zebrać 2/3 głosów, a więc 66 procent - tłumaczy Józef Górny, spółdzielca i jeden z inicjatorów akcji odwołania rady.

Przeciwnicy władz spółdzielni nie składają jednak broni. Chcą reaktywować powstałe w 2004 roku Stowarzyszenie lokatorów spółdzielni Kozanów IV. - Zorganizujemy cykl spotkań dla mieszkańców, na których będziemy przekonywać ich o konieczności zmian - mówi Józef Górny.

Kolejne, tym razem normalne zgromadzenia walne w spółdzielni już w marcu. Będzie to jeszcze jedna okazja, by spróbować

Przypomnijmy, że w Spółdzielni Mieszkaniowej Kozanów IV we Wrocławiu od kilku dni trwało walne zgromadzenie ponad 2000 spółdzielców, którzy głosowali przeciwko szefostwu spółdzielni.

Mieszkańcy obwiniają zarząd m.in. o zatajanie informacji o swoich zarobkach, nieuzasadnione podwyżki opłat, nietrafione inwestycje. Narzekają na dziurawe chodniki, brak monitoringu, zniszczone klatki schodowe i brak remontów. Na walne zgromadzenia przychodziły tłumy mieszkańców.

- Władze spółdzielni biorą pieniądze za to, czego nie ma, np. za pracę ochrony, której nikt na oczy nie widział. Co miesiąc podwyższają czynsz, a nasze pieniądze wydają nie wiadomo na co. Dosyć tego! - grzmi lokator Longin Karpiński.
- Spółdzielnia zbudowała blok przy ul. Pałuckiej. Skąd miała na to pieniądze i ile kosztowała inwestycja? Nie wiemy. Z naszych wyliczeń wynika, że zarząd poważnie nas przy tym zadłużył - uważa Józef Górny. Według spółdzielców, budowa bloku okazała się niewypałem. Do tej pory nie sprzedano 14 z 40 mieszkań.

- Władze reklamują mieszkania w mediach, ale domagają się za metr kwadratowy 5,5 tys. zł. Nic dziwnego, że nie mogą znaleźć chętnych, skoro deweloperzy oferują mieszkania dużo taniej - komentuje Józef Górny. - Spółdzielnia nie ma prawa zarabiać na sprzedaży mieszkań. Skąd więc tak wysokie ceny?

Zarzuty dotyczą też zarobków prezesa, który co miesiąc pobiera premię, którą podniesiono niedawno z 10 do 20 proc. płacy zasadniczej.
- Do tej pory nie pokazano nam regulaminu, na podstawie którego rada nadzorcza przyznaje premie prezesowi. Poza tym, czy prywatni przedsiębiorcy wypłacają premię "za brak uwag do pracy prezesa"? - denerwuje się Górny.

Prezes spółdzielni Ryszard Kucharski odpowiada, że zarzuty spółdzielców są nieprawdziwe. - Spółdzielnia nie jest zadłużona. Nie zaciągaliśmy kredytu na budowę bloku przy Pałuckiej 42. Budowę sfinansowali mieszkańcy, którzy będą tam mieszkać - podkreśla prezes. Jego zdaniem, 5500 zł za metr kwadratowy to cena rynkowa. - Nie próbujemy zarobić na tym budynku - wyjaśnia.

Kucharski wyjaśnia, że jego zarobki i premia są jawne i zgodne ze statutem spółdzielni. - Każdy członek spółdzielni może je poznać w każdej chwili - mówi prezes.

- Gdy zwracamy się o informacje i podstawę prawną przyznawanych premii, jesteśmy zbywani - odpowiada Górny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska