Największym problemem artystek zgrywających się, śpiewających, tańczących na łyżwach przy rurze, przepowiadających pogodę i podających herbatę innym artystom, wydają się być - nowy facet, nowa twarz i nowy biust. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Te ich ambicje są jak najbardziej zrozumiałe, a ponadto dosyć bezpieczne, bo oddalone od polityki. Nieliczne wyjątki w postaci ministry Muchy i kilku parlamentarzystek potwierdzają tylko regułę.
Natomiast mężczyźni, nawet byli lub przefarbowani, mogą stawać na uszach, a od polityki się nie uwolnią. Maciej Stuhr zagrał w filmie Pasikowskiego "Pokłosie" na motywach zbrodni w Jedwabnem i od razu u połowy byłych fanów zarobił na miano zdrajcy narodu polskiego.
Janusz Gajos, dla odmiany, nie chciał zagrać w filmie o katastrofie smoleńskiej i wina jego okazała się jeszcze większa, bo wpisano go do grona wrednych typów antykaczyńskich.
Reżyser G. Braun każe strzelać do dziennikarzy i choć, jako emeryt, nie mogę szybko uciekać, jakoś mnie to zagrożenie specjalnie nie przeraża, tym bardziej, że owe krwawe scenariusze dotyczą głownie środowiska warszawskiego.
Gdyby jednak epidemia zbrodni oralnej miała się rozpanoszyć na cały kraj, wnoszę o przywrócenie kary śmierci. Wykonywano by ją wobec tych indywiduów, które do mordowania namawiają. Czyli na razie kandydatów jest dwóch - Braun i Palikot, który namawia do wypatroszenia J. Kaczyńskiego, co jest już zbrodnią ze szczególnym udręczeniem. Normalnych zabójców z chęci zysku czy z namiętności sadziłoby się po staremu.
Nie każdy krwiopijca jest majestatyczny jak lew, przerażający jak tygrys, czy podstępny jak krokodyl. Nie brak i małych, wrednych żyjątek, które ssą nas prawie niezauważalnie. Sezon na komary właśnie minął, zostawmy więc to zmartwienie na przyszły rok. Ale dzięki telewizji dowiedziałem się ostatnio, że w naszych pociągach grasują stada pluskiew. To chyba jedyni zadowolenia pasażerowie - wspaniałe warunki podróży w szczelinach dawno niedezynfekowanych kanap i wyżerka do syta pod osłoną nocy. Samym drapaniem podróżni się przed hordami insektów nie obronią.
Pamiętam z dawnych lat lekturę o przygodach rewolucjonisty, którego władze carskie zesłały na Sybir. Podczas polowania był świadkiem, jak mały gronostaj zamordował łosia. Wskoczył mu na głowę i przez ucho przegryzł się do mózgu, czyli swego przysmaku. Obrzydliwy ten obyczaj łowiecki pewnie wzbudziłby entuzjazm niektórych fanatyków partyjnych. Muszę ich jednak ostrzec, że wiara prymitywnych plemion, iż wraz ze spożyciem mózgu wroga dziedziczy się całą jego mądrość, najwyraźniej się nie sprawdza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?