Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Masażysta Śląska: Praca w tym klubie to wyróżnienie

Paweł Kucharski
Tak "Muli" (z prawej) cieszył się z wygrania Pucharu PZKosz
Tak "Muli" (z prawej) cieszył się z wygrania Pucharu PZKosz www.wks-slask.pl
Z Marcinem Janusiakiem, masażystą Śląska Wrocław, rozmawia Paweł Kucharski

Ciężkie jest życie masażysty koszykarzy Śląska Wrocław?
Obowiązków nie brakuje, bo trenujemy dwa razy w ciągu dnia, więc w klubie spędzam czas praktycznie od rana do wieczora. Ale praca w Śląsku to przede wszystkim duże wyróżnienie. Myślę, że nie tylko dla mnie, ale dla każdego, kto ma taką możliwość. Ja dostałem ją, gdy jeszcze studiowałem - byłem na stażu u boku Jarka Szandrochy. Kiedy on wrócił do piłki nożnej, ja zostałem przy koszykówce. I jestem do dziś, choć ze zmiennym szczęściem, bo przecież Śląsk miał swój upadek.

Który z zawodników jest najbardziej kontuzjogenny i kto najczęściej zagląda do Pana gabinetu?
W tym sezonie kontuzje nas nie omijają. Chyba każdy zawodnik miał już jakiś uraz. Są oczywiście stali bywalcy, chociażby Paweł Kikowski, któremu co chwilę coś dolega. Dlatego też dostał od trenerów ksywkę "Maruda". Ale jak już powiedziałem - praca z takimi zawodnikami to duże wyróżnienie. Jeśli któryś z nich przychodzi z problemem, to staram się mu jak najlepiej pomóc.

A zawodnicy bardzo sobie cenią współpracę z Panem, nawet ci, którzy w Śląsku już nie grają. Przed derbami w Pucharze PZKosz konsultował się z Panem Mirosław Łopatka.
Mirek to legenda Śląska, niezależnie od tego, że teraz gra w WKK. Jeśli tylko mogę mu pomóc, to pomagam. Przytrafił mu się uraz mięśnia dwugłowego. Udało się go postawić na nogi na sobotni, ważny dla WKK mecz. Mirek zagrał, ale jego zespół i tak przegrał. Na moją pomoc mogą liczyć także inni koszykarze, którzy kiedyś grali w Śląsku - Mateusz Płatek czy Artur Grygiel.

Nie tak dawno założył się Pan z Radosławem Hyżym, że do końca roku zrzuci osiem kilogramów. Jak udaje się Panu realizować plan i o co poszedł ten zakład?
Stawką jest... napój odżywczy, żeby była odpowiednia suplementacja (śmiech). A jak idzie? Jestem w połowie drogi, ale muszę przyznać, że jest naprawdę ciężko. Pokusy są zbyt duże, jednak ja się nie poddaję. Mam swój tajny plan na ostatni tydzień roku i wierzę, że uda mi się wygrać ten zakład.

Niektórzy z zespołu skarżą się, że kiedy przebywacie w hotelu w obcym mieście przed meczami wyjazdowymi, pobiera Pan filmy z internetu, przez co sieć jest obciążona i nikt nie może spokojnie surfować.
To nieprawda. Ktoś próbuje mnie w coś wrobić. A z tego, co wiem podczas ściągania filmów sieć wcale nie jest obciążona. Poza tym ściąganie filmów jest zabronione (śmiech).

Pański pseudonim "Muli" wziął się z podobieństwa do Muliego Katzurina? Kto je wymyślił?
Rzeczywiście, to od podobieństwa trenera Katzurina do mnie. Jego do mnie, a nie na odwrót (śmiech). To przezwisko nadała mi narzeczona Roberta Skibniewskiego, z którą razem studiowałem na AWF-ie. Właśnie wtedy, w czasach studenckich.

Rozmawiał Paweł Kucharski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska