18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To Polacy dali światu wielkie kino

Małgorzata Matuszewska
Andrzej Krakowski
Andrzej Krakowski fot. Paweł Relikowski
W Polsce nie pamięta się o sławnych filmowcach pochodzących z tych ziem, uważa Andrzej Krakowski, reżyser, scenarzysta, producent, wykładowca uniwersytecki mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Z autorem książki "Pollywood" rozmawia Małgorzata Matuszewska

Pana ojciec urodził się w Breslau?
Tak. Dziadek był zarządcą dóbr szlacheckich koło Koniecpola. Ojciec urodził się w Breslau w 1914 roku, a jego młodszy brat w 1917 roku - w Koniecpolu. Po wojnie, przed wyjazdem z Polski, ojciec był szefem produkcji Zespołu Kamera. Jego ulubionym miejscem zdjęć był Wrocław. Razem z ojcem przyjeżdżałem tu na filmowe plany, m.in. filmów Wojciecha Jerzego Hasa. Jestem marcowym emigrantem, wyjechałem stąd w 1968 roku. Kiedy w połowie lat 80. władze Polski "łaskawie" wpuściły mnie do kraju, pierwsze kroki skierowałem do Wrocławia. Kilka lat temu na festiwalu Interscenario byłem szefem jury. Powiedziałem wtedy zdanie, w które wierzę:
Warszawa to jest Polska, Wrocław to jest Europa.

Na Festiwalu Sztuki Aktorskiej pokazał Pan film "Looking for Palladin". Jakie są jego korzenie?

Bardzo osobiste. Zresztą wszystkie moje filmy są bardzo osobiste. W 1964 roku zostałem przyjęty do Łódzkiej Szkoły Filmowej, razem z Krzysztofem Kieślowskim, z którym znaliśmy się wcześniej, bo w dzieciństwie byliśmy sąsiadami. Jeden z profesorów powiedział, żebyśmy napisali, o czym będziemy robić nasze filmy. Pamiętam, co wtedy napisałem: zawsze fascynował mnie los człowieka, który nie ma dobrych opcji w życiu, a każdy jego wybór jest mniejszym złem i o tym chcę opowiadać.

Zupełnie jak Kieślowskiego. Obu panów interesowało to samo?
Najwyraźniej. W Stanach zrobiłem ponad 50 filmów i we wszystkich pojawia się ta myśl. A pomysł "Looking for Palladin" narodził się wiele lat temu. Po wyprowadzce z Hollywood do Nowego Jorku zamieszkałem w wiosce Katonah, jakieś 45 minut na północ samochodem od Nowego Jorku. Moja ówczesna żona była naukowcem, szefem naukowym ośrodka badawczego Pepsi. Przenieśliśmy się na przełomie 1986 i 1987 roku, w dwa lata później zdiagnozowano u niej nowotwór. W wiosce zawiązała się niezwykła wspólnota mieszkańców, nowojorski "Times" nazwał to zjawisko "Katonah Breakfast Club".

Na czym opierała się ta wspólnota?
Kupiłem dom w remoncie, nie miałem miejsca na swoje papiery i poszedłem z nimi do kawiarni. Tam podszedł do mnie malarz i kucharz Edward Giobbi i zaczęliśmy rozmawiać. I tak rozmawialiśmy codziennie rano, przy kawie. Dołączali do nas inni, jednego dnia było pięć osób, innego osiemnaście, nie było to obowiązkowe, tylko spontaniczne. Ta grupa ludzi trzy lata później stała się dla mnie grupą wsparcia, kiedy moja żona chorowała. W naszej małej wiosce jest restauracja, właścicielami byli świeży emigranci z Włoch. Jeden z nich, Antonio, powiedział do mnie: "wczoraj był tu twój przyjaciel" - po angielsku "friend" może oznaczać kobietę lub mężczyznę, do dziś nie wiem, kto to był. "Dowiedzieliśmy się, że twoja żona jest ciężko chora, na pewno nie w głowie ci gotowanie, przygotowaliśmy posiłek dla ciebie. Mamy przesłać czy przyjedziesz?". Pojechałem, żeby im zapłacić, ale nie chcieli pieniędzy. Nie byliśmy dla nich nikim specjalnym, przychodziliśmy raz na tydzień, dwa, bo to była dość tania restauracja. W wielkim mieście taka wspólnota i pomoc byłaby nie do pomyślenia. Moja żona umarła, nakręciłem wtedy film pt. "Polityka raka". Po kilku latach doszedłem do wniosku, że chcę podziękować moim przyjaciołom, postanowiłem więc nakręcić film będący hołdem przyjaźni.

Spotkał Pan ciekawych ludzi?
Kiedy przyjechałem w 1968 roku do Los Angeles, spotkałem bardzo ciekawych ludzi. Przyjął nas Roman Polański, znałem Komedę, Hłaskę, Abratowskiego. Poznałem też wspaniałego amerykańskiego aktora, Davida Opatoshu. Ta lista jest długa. Poznałem na przykład chłopaka, który wybrał sobie rodzinę. Powiedział, że między jego bliskimi było tyle rozwodów, że ciągle poznawał jakichś nowych ludzi i wybrał tego na ojca, z którym było mu dobrze, a nie po linii krwi. Zdałem sobie wtedy sprawę, że moje pokolenie nie rozliczyło się z tego czasu, a w Stanach Zjednoczonych zniszczyło tradycyjną rodzinę.

W jaki sposób?
Koniec lat 60. W Kalifornii było czyste wariactwo: koniec okresu hipisów, sposób życia luźny, narkotyki, wojna w Wietnamie, a także najciekawszy okres w powojennej literaturze amerykańskiej. Jeden wielki kocioł kulturowy i kulturalno-społeczny. Ciężko było się nie zagubić. A my byliśmy narcyzami, poza sobą nikt inny nas nie obchodził. Zapatrzeni we własne pępki, spłodziliśmy egoistyczną generację, winiącą innych o wszystko. Nie sprawdziliśmy się jako rodzice. I stwierdziłem, że to dobry moment, żeby połączyć te dwa elementy w jeden film. Wyzwaniem dla mnie było zrobienie filmu, w którym nie ma gwałtu, przemocy, ciekawy, nowy. To film łamiący pewne gatunki, bo zaczyna się jako komedia, a kończy jako dramat. Chciałem pokazać zderzenie kulturowe między wiecznym pośpiechem w Stanach a człowiekiem, który przyjeżdża do miejsca, w którym ważne są inne wartości. I zrobiłem "Looking for Palladin".

Naprawdę ludzie pochodzący z Polski zbudowali Hollywood, trochę przypadkiem, bo coś musieli robić, żeby przeżyć?
Albert Einstein powiedział, że nie ma przypadków, że przypadek preferuje przygotowany umysł. To jest bardzo mądre i prawdziwe. Zawsze fascynowało mnie, dlaczego w Polsce, moim kraju, wciąż składa się hołd Chopinowi i Marii Curie, a nie pamięta o filmowcach pochodzących z tych ziem. Tymczasem dzięki nim powstał przemysł filmowy, który dziś całkowicie kontroluje nasze życie.

Ale ciągle jest podejrzany?
Bo to przemysł mediów, stworzony przez ludzi urodzonych w promieniu 300-400 kilometrów od siebie. Producent Louis B. Mayer urodził się w Mińsku. Pisząc o nim, wbijam szpilę amerykańskim historykom, bo są niedouczeni - dla nich Mińsk to wyłącznie Białoruś, a przecież Mayer urodził się Mińsku Mazowieckim. Ale pierwszy tom "Pollywoodu..." to dopiero początek. Nie byłoby amerykańskiej animacji, gdyby nie Max Fleischer, urodzony w Krakowie. Na wytwórnię Universal pieniądze dał Mark M. Dintenfass z Tarnowa. Telewizja i radio powstały dzięki Sarnoffowi, urodzonemu na ziemiach polskich. Samuel Goldwyn, wielki producent, też przecież urodził się w Polsce.

Do Stanów pojechali bardzo przedsiębiorczy i kreatywni ludzie...
Człowiek, który wymyślił system zapisywania dźwięku na taśmie filmowej, a potem radar, nazywa się Józef Tykociński i pochodzi z Włocławka. Pytałem studentów, co wiedzą o telewizji. Nie wiedzą, że nie powstała w latach 30. zeszłego wieku, bo w 1884 roku pierwszy patent dotyczący telewizji dostał Paweł Nipkow z Lęborka.

Z drugiej strony dobrze, że wyjechali przed epoką Auschwitz.

Profesorowie z wiedeńskiej akademii sztuk pięknych, nie przyjęli Hitlera, więc powinniśmy być na nich wściekli, bo zrealizowałby swoje ambicje i dał spokój światu. Ale losy toczą się tak, jak się toczą. Dlatego stworzyłem film "Looking for Palladin", w którym nie ma złych postaci.

ANDRZEJ KRAKOWSKI
Jest reżyserem, scenarzystą, producentem filmowym.
Urodził się w 1946 roku w Warszawie, studiował na Wydziale Reżyserii łódzkiej Filmówki, wyemigrował z Polski w 1968 roku. Produkcję filmową studiował już w Stanach Zjednoczonych, w American Film Institute. Jest wykładowcą akademickim w Stanach Zjednoczonych, a także w Izraelu, pracuje na całym świecie, w dorobku ma ponad pięćdziesiąt filmów. Za swoją twórczość filmową był wielokrotnie nagradzany.
Pod koniec zeszłego roku nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN ukazała się jego książka "Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood", opowiadająca o korzeniach "fabryki snów" sięgających polskich ziem, z których do Stanów Zjednoczonych przybyli późniejsi wielcy twórcy X muzy - nie tylko aktorzy, ale także producenci i ludzie związani z filmem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska