Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Grzechu jest w rządzie. Nie masz żadnych szans": korupcyjna afera w wymiarze sprawiedliwości

Marcin Rybak
fot. Wojtek Wilczyński
"Grzechu jest w rządzie. Nie masz żadnych szans" - od tych słów zaczęła się sprawa, która potem stała się aferą korupcyjną na szczytach wymiaru sprawiedliwości. Agenci Biura i ich współpracownik - wrocławski biznesmen Józef Matkowski - przez dziesięć miesięcy 2009 roku wydali setki tysięcy złotych. Na łapówki dla prawników, spotkania, obiady w restauracjach i wycieczkę na polowanie w Rosji, na które zabrano Sędziego (dziś emerytowanego) NSA. Sędzia ten obiecał biznesmenowi, że załatwi mu korzystny wyrok Sądu Najwyższego w sprawie cywilnej.

Załatwił? Nie. Ale robił sporo, żeby załatwić, a do pomocy zaangażował swojego przyjaciela, sędziego Sądu Najwyższego.
W 2009 roku CBA skończyło tajną akcję i zawiadomiło prokuraturę. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie trzy lata badała sprawę. Na początku października umorzyła śledztwo, uznając, że akcja CBA prowadzona była niepraworządnie i zebrane dowody są nieważne.

Decyzja jest mocno dyskusyjna. CBA się z nią nie zgadza i żąda wznowienia śledztwa. Materiały - a wiemy to z wiarygodnych dla nas źródeł - opisują szokujące praktyki na szczytach wymiaru sprawiedliwości.

Media różnie przedstawiały tę historię. Od euforii, że oto kolejny raz wychodzą na jaw nadużycia służb i łamanie praw obywatelskich, po obraźliwe insynuacje, że sprawę zamieciono pod dywan, bo "wychodził w niej" kolega prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.

My o tym śledztwie dowiedzieliśmy się w 2009 r. Od tego czasu próbowaliśmy ustalić, o co chodzi w tej - ze wszech miar precedensowej - sprawie. Oto nasza opowieść.

Straszny Grzesiek
Zacząć musimy - tak jak zaczyna się sporo rzeczy we Wrocławiu - od Grzegorza Schetyny.

Tej historii by nie było, gdyby w lutym 2008 roku ktoś kogoś nie postraszył Grześkiem. Schetyna - wówczas wicepremier i szef MSWiA - kompletnie nic nie robił w tej sprawie. W ogóle o niej nie wiedział. Zagrała za to magia jego nazwiska.
"Grzechu jest w rządzie. Nie masz żadnych szans" - tak w lutym 2008 roku powiedzieć miał biznesmen od hazardu, były piłkarz Śląska Ryszard Sobiesiak Józefowi Matkowskiemu. Znają się od dziecka. Media nazywają ich przyrodnimi braćmi. Kiedyś działali w Śląsku Wrocław i obaj dobrze znają Schetynę właśnie ze Śląska.

W lutym 2008 roku Matkowski i Sobiesiak byli pokłóceni. Toczył się sądowy proces o rozliczenia ich interesów. Matkowskiego pozwał Józef Kwiatkowski, też były piłkarz Śląska. Ale było jasne, że roszczenia do 17 milionów ma i Sobiesiak. Czy rzeczywiście sugerował Matkowskiemu, że proces ma wygrany, bo "Grzechu jest w rządzie"? Tego nie wiemy. Na pewno Matkowski poskarżył się CBA, że Sobiesiak straszy go Grześkiem i mówi, że wszystko ma w sądzie ustawione. Agenci spotkali się więc z Matkowskim. Zaczęła się ich współpraca.

Sprawa gruntowa
W grudniu 2008 roku Matkowski przegrał sądowy spór. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu nakazał mu, by zapłacił Kwiatkowskiemu 17 milionów złotych.
Wtedy pojawił się w tej sprawie Wrocławski Prawnik, znajomy Sobiesiaka. Matkowski - już współpracujący z CBA - nagrał rozmowę, w której Prawnik zasugerował, że ma kolegę w Warszawie. A kolega ma znajomości i może podjąć się przepchnięcia w Sądzie Najwyższym kasacji od wyroku. Sprawa wróci do ponownego rozpoznania.
Dlaczego Prawnik to zrobił? W nagraniach mówi, że żal mu Matkowskiego, bo go wykiwali - bo wyrok był kupiony.
Inna interpretacja? Równolegle do działań związanych z Sobiesiakiem, który straszy Schetyną, CBA prowadziło we Wrocławiu operację "Alfa". Właściciel jednej z wrocławskich nieruchomości - osoba znana w półświatku - chciał zmiany planów zagospodarowania przestrzennego, tak by na działce mogły powstać mieszkania. Wrocławski Prawnik miał się podjąć załatwienia sprawy. Rzekomo za łapówkę. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że wziął 100 tys. zł - właściciel gruntu współpracował z CBA tak jak Matkowski i wszystko nagrywał. Matkowski zaś był potrzebny Prawnikowi w sprawie z gruntem, bo jego dotychczasowy właściciel nie był dobrze widziany w magistracie. Przydałby się ktoś inny. Wrocławski Prawnik namówił Matkowskiego, by ten przejął grunt, bo wtedy łatwiej będzie załatwić sprawę w mieście i wszyscy dobrze zarobią. Stąd - sugerują nasi rozmówcy - chęć przypodobania się Matkowskiemu i deklarowana pomoc w sprawie kasacji.

Operacja "Vesper"
Prawnik z Wrocławia przekonuje, że wszystkie te historie to nic niewarte, wyssane z palca kłamstwa. Nigdy, przenigdy nie oferował się, że załatwi przekształcenie gruntu ani nie mówił o załatwieniu wyroku w Sądzie Najwyższym. To chore wizje człowieka, który przegrał proces. Prawnik mówi, że ma dosyć powtarzających się insynuacji. Przekonuje, że to Matkowski nachalnie oferował pieniądze i mówił coś o Schetynie. - Kilka razy wyrzucałem go z kancelarii - dodaje i tłumaczy, że przyszedł do niego, ale tylko po to, by spróbować - za jego pośrednictwem - dogadać się z Sobiesiakiem w sprawie 17 milionów. Ale - jak wynika z nieoficjalnych informacji - CBA ma nagrania spotkań i podsłuchy, z których wynikać ma kompletnie inny przebieg wydarzeń. Choćby i to, że na przełomie 2008 i 2009 spotkali się Prawnik z Wrocławia, jego znajomy z Warszawy i Matkowski.

"Panie Józiu. Oni pana wyj...li" - usłyszał Matkowski od Warszawiaka. Padło imię sędziego NSA, który może załatwić kasację. Dziewięć dni później kolejne spotkanie. Warszawiak i Prawnik zażądali pierwszej raty łapówki - 100 tysięcy złotych. CBA wystąpiło wtedy do Prokuratora Generalnego o zgodę na "operację specjalną". Podstawowy warunek - musi być WIARYGODNA informacja o przestępstwie. Zgoda przyszła. Ruszyła operacja "Vesper".

Już 16 lutego 2009 roku w Warszawie Matkowski spotkał się z sędzią NSA. Usłyszał, że ma on kolegę z Sądu Najwyższego i że trzeba napisać projekt skargi kasacyjnej. Kolega sprawdzi i powie, co jest źle. Sędziemu NSA założono podsłuch. Okazało się, że rzeczywiście zadzwonił do kolegi w Sądzie Najwyższym. Uzgodnili, że projekt skargi kasacyjnej będzie wysłany na oficjalną, służbową skrzynkę sędziego w Sądzie Najwyższym.

Sędzia: To nieprawda. Nigdy żadnej konsultacji nie udzielałem. Nie pamiętam, o czym rozmawiałem cztery lata temu. Fakt, znamy się z sędzią NSA, i to od przeszło 30 lat. Ja jestem ofiarą w tej sprawie - podkreśla.
Ale - jeśli wierzyć nieoficjalnym informacjom - CBA nagrało rozmowę, podczas której Sędzia SN podpowiedział sędziemu NSA, co zmienić w skardze. Pod koniec lutego Warszawiak dostał 100 tysięcy złotych.

Polowanie i tajniak z CBA
Warszawiak zasugerował, że trzeba się odwdzięczyć sędziemu NSA. Jest zapalonym myśliwym, więc może by jakieś polowanko. Wybór padł na Rosję. Płacił Matkowski, fundowało CBA.
Początek marca 2009 roku. Sklep myśliwski w Piasecznie. W sklepie Warszawiak, Sędzia NSA i Matkowski. Wybierali ubrania. Warszawiak odciągnął na bok Matkowskiego i szepnął, że wypada sędziemu kupić te ciuchy. Matkowski zapłacił ponad 2000 złotych.
Wyjazd był 1 maja 2009. Pojechali Warszawiak, sędzia NSA, Matkowski i jego "sekretarz"- w rzeczywistości funkcjonariusz CBA "pod przykryciem". Miał fałszywe dokumenty. Po powrocie z polowania Sędzia NSA poprosił Matkowskiego o 5 tysięcy złotych na wyprawienie upolowanych ptaków.
A co z kasacją? Ano wszyscy czekali na tzw. przedsąd, czyli wstępną decyzję, czy skargę w ogóle przyjąć i skierować ją na główną rozprawę.

"Przedsąd" wyznaczono na 11 sierpnia 2009 roku. W tym właśnie dniu lub dzień wcześniej sędzia NSA dostał SMS-a od Sędziego Sądu Najwyższego. Z informacją, że sędziego, który rozpoznaje sprawę, poprosił "o życzliwość" - prosił, żeby skarga kasacyjna nie została odrzucona na wstępnym etapie, ale by przyjęto ją do rozpoznania.
Sędzia Sądu Najwyższego zaprzecza: Nie było żadnego SMS-a ani żadnej prośby. Po doniesieniach mediów na żądanie Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego wszyscy związani z tą sprawą sędziowie napisali oświadczenia, że takich sytuacji nie było.

Do rozpoznania kasacji wyznaczono trzyosobowy skład. CBA nagrało rozmowy i spotkania, podczas których zastanawiano się, jak namówić sędziów, by wydali korzystny wyrok.
Najbardziej dramatyczne nagranie w tej historii powstało właśnie wtedy. Sędzia Sądu Najwyższego i Sędzia NSA rozmawiali o sprawie. Padła informacja, że sędzia Sądu Najwyższego rozmawiał z jednym z sędziów składu orzekającego. I że on zrozumiał aluzję i wyczuł, jaki powinien być wyrok. Padła też sugestia, że można by temu sędziemu coś zaoferować w zamian za przychylność. Nie pieniądze, tylko żeby dało się załatwić, aby sędzia był mniej obciążany pracą.
- Od pana się dowiaduję, że moje rozmowy były nagrywane - mówi Sędzia Sądu Najwyższego. - W poprzednich publikacjach prasowych takich sugestii nie było. To coś szokującego, niezrozumiałego. Od miesiąca żyję w traumie.

Koniec akcji
Skarga kasacyjna miała być rozpoznawana 14 października 2009 roku. Na początku października media ujawniły "aferę hazardową", czyli rewelacje o podejrzanych kontaktach Sobiesiaka z posłami Platformy Obywatelskiej, głównie ze Zbigniewem Chlebowskim. Bohaterowie tej historii stali się ostrożni. Sędzia NSA zaczął podejrzewać, że może być podsłuchiwany. Raz nawet powiedział Matkowskiemu: "Mam znajomych wysoko postawionych, dowiem się, czy mamy podsłuch". I do końca był pewien, że kasacja zostanie wygrana. Przygotowywał nawet uroczystą myśliwską imprezę - Hubertusa - w Spale, od 16 do 18 października.

Sędzia NSA zaprosił tam kolegę z Sądu Najwyższego. Matkowski 13 października przed południem wręczył sędziemu NSA pieniądze na koszty pobytu kolegi. Sędzia z Sądu Najwyższego nie posiada się z oburzenia. - Jak można sugerować, że mój pobyt w Spale - na zaproszenie kolegi - był łapówką? Matkowskiego nie znam. Był w Spale? Nie wiem. Tam było dużo osób. A koledze zrewanżowałem się obiadem.
Przyszedł wieczór 13 października. Dzień przed kasacją. Do Matkowskiego, do jego hotelowego pokoju w Warszawie, przyszli Warszawiak i Wrocławski Prawnik. Powiedzieli, że jak do rana nie zapłaci 2 mln złotych, to kasację przegra.
Nie zapłacił. CBA nie zdążyło przez jedną noc uzyskać stosownych pozwoleń i zebrać tych pieniędzy. Matkowski kasację przegrał. Sędzia NSA był (albo udawał, że jest) w szoku. Operacja "Vesper" była zakończona.

Wrocławski Prawnik: - Znowu kłamstwa. To nie była rozmowa o łapówce, tylko o honorarium. O wynagrodzeniu za wygraną sprawę, jakie wpisane ma w umowie pełnomocnik Matkowskiego. Ot, luźna rozmowa na sądowym korytarzu.
Prawnik jest oburzony. Zawiadomił prokuraturę. - To są działania jak w totalitarnym państwie - mówi o CBA. - Kreowanie rzeczywistości.

Owoc z zatrutego drzewaKrakowscy śledczy uważają, że CBA zebrało dowody nielegalnie. Dlaczego? Ano z trzech powodów. Po pierwsze, informacja, w oparciu o którą zarządzono akcję "Vesper", nie była wiarygodna. Po drugie, Matkowski źle nagrywał spotkania. CBA nie miało zgody sądu na "podsłuch nasobny", czyli nagrywanie spotkań. Po trzecie, CBA nie miało prawa ciągnąć operacji dłużej niż 3 miesiące., bo ustawa o CBA nie przewiduje przedłużania tajnych akcji. Dlatego dowody zdobyte nielegalnie - jak owoce z zatrutego drzewa - nie nadają się do konsumpcji.

To bardzo kontrowersyjna decyzja. Szczególnie że krakowscy śledczy nie zarzucają CBA kłamstwa czy fałszowania wniosków. Twierdzą tylko, że błędem było wydanie zgody na akcję "Vesper", bo informacja o łapówce nie była wiarygodna.
Tyle że o tym zdecydował już w 2009 roku Prokurator Generalny. I śledczym z Krakowa nic do tego. Co więc teraz będzie?
Sprawę analizuje Prokurator Generalny. CBA chce wznowienia śledztwa, ale nie wiadomo, czy pozwoli na to prawo. Jeśli nie pozwoli, wszystkie akta i materiały zostaną zniszczone.

Jak w "Procesie" Kafki
Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, sędzia Stanisław Dąbrowski, nie wierzy w winę sędziów. Ale nie ma jak się o tym przekonać, bo nikt nie chce mu pokazać materiałów sprawy: ani CBA, ani prokuratura. Prezes dziwi się, że ściśle tajne infor-macje przeciekają do mediów, a jemu nikt niczego nie chcą pokazać. - Czuję się jak bohater "Procesu" Franza Kafki - mówi.
- To zadziwiające, że w sytuacji medialnych przecieków prokuratura nie daje nam szans na sprawdzenie, o co chodzi w tej sprawie, na oczyszczenie się z oskarżeń i podejrzeń - mówi prezes. - Gdybym miał wiarygodną informację, że któryś z sędziów zachował się w sposób uchybiający godności zawodu, poprosiłbym o wszczęcie postępowania przez rzecznika dyscyplinarnego, jakiego mamy w Sądzie Najwyższym. Ale nie mogę tego uczynić w oparciu o medialne relacje, przekazywane w oparciu o informacje z niewiadomych źródeł. Zapytałem sędziów wymienionych w mediach. Złożyli pisemne oświadczenia, że informacje prasowe są nieprawdziwe.

Zdaniem prezesa pomaganie w pisaniu skargi kasacyjnej, konsultowanie czy treść takiej skargi jest dobrze napisana, byłoby niezgodne z zasadami etyki sędziowskiej. Ale dowodów, że tak było i że dopuścił się tego sędzia Sądu Najwyższego, prokuratura nie pokazała. Może w prokuraturze nie chcą ujawnić materiałów, gdyż boją się kompromitacji - zastanawia się Dąbrowski.
Przyznaje, że w ramach postępowania wyjaśniającego rzecznik dyscyplinarny mógłby sprawdzić - prosząc o pomoc eksperta od informatyki - czy jeden z sędziów dostał na sądową pocztę elektroniczną mejla z projektem skargi kasacyjnej. Ale najpierw trzeba byłoby wszcząć postępowanie. A nie ma do tego podstaw, bo Prokuratura Apelacyjna w Krakowie odmówiła Pierwszemu Prezesowi Sądu Najwyższego wglądu do akt.

Pan Józef się ukrywa
Dzisiaj Józef Matkowski ukrywa się. Kwiatkowski zaczął egzekucję 17 milionów. Sąd nakazał Matkowskiemu wyjawienie majątku, ale ten nie stawia się, bo się boi. Został więc ukarany 30-dniowym aresztem i jest ścigany przez policję. Ma żal, że CBA - które zobowiązywało się zapewnić mu opiekę prawną - zostawiło go samego. Tyle że w tej historii nikt nie wie, jak się zachować. Bo nikt wcześniej w historii Polski w majestacie prawa nie próbował kupić wyroku w Sądzie Najwyższym. Matkowski śle pisma do najważniejszych osób w państwie, licząc, że ktoś go wysłucha. Czuje się tak samo ofiarą tej sprawy, jak sędziowie i prawnicy, których nagrywał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska