Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Funkcjonowanie wrocławskiego schroniska dla zwierząt to jakaś pomyłka (LIST CZYTELNIKA)

List Czytelnika
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Tomasz Hołod
"Dlaczego pomoc bezdomnym zwierzętom we Wrocławiu wygląda w ten sposób? Na co idą te wszystkie pieniądze, które wpłacają ludzie dobrego serca? Nie wiem, czy to schronisko podlega jakiejkolwiek kontroli, ale jego funkcjonowanie to jakaś pomyłka" - pisze do nas w liście oburzona internautka Malwina, dzieląc się swoimi doświadczeniami po oddaniu znalezionego psa do wrocławskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt.

Postanowiłam do Państwa napisać ponieważ natknęłam się na list od czytelnika - "W schronisku pomagają zwierzętom do 15" i nie mogę obok tego tekstu przejść obojętnie, ponieważ sama miałam bardzo nieprzyjemną przygodę ze schroniskiem dla zwierząt we Wrocławiu. Do tego czasu żyłam w przeświadczeniu, że w schronisku dla zwierząt pracują ludzie z pasją i ogromnym sercem, aż do marca tego roku. Opiszę w kilku zdaniach moją historię.
W marcu tego roku znaleźliśmy z narzeczonym psa w fatalnym stanie (brudnego, całego w kołtunach i kulejącego), ale bardzo ufnego i potrzebującego pomocy. Ponieważ mamy trzy psy w domu postanowiliśmy odwieźć go do schroniska - bo przecież tam będzie miał lepiej i ktoś się nim zajmie - nic bardziej mylnego. Po odwiezieniu psa do schroniska odebrał go wolontariusz, spisał formalności, nadał numerek i zabrał do kojca z napisem "kwarantanna".
Psa odwieźliśmy w piątek, a w poniedziałek wybrałam się do schroniska w celu zorientowania się jak pies się czuje i czy udało mu się pomóc. Wcześniej zadzwoniłam i dowiedziałam się, że skoro pracuje do 15:00 i do schroniska przyjadę 15 minut później to już nikt mi psa nie pokaże i lepiej jak się wcześniej urwę z pracy.
Urwałam się więc 40 min wcześniej pojechałam do biura - podałam numer i dowiedziałam się, że pies to 12-letnia suczka i mogę ją sobie zobaczyć jeśli chce w kojcu o podanym mi numerze. Schronisko jest ogromne - nikt nie pofatygował się aby mnie zaprowadzić, więc błądziłam dobre 10 minut zanim znalazłam kojec. Pies wyszedł do mnie w stanie identycznym, jak po znalezieniu - zakołtuniony, brudny i z tak samo kulejącą łapą. Chodziłam do tego schroniska trzy dni pod rząd i ciągle prosiłam, aby psu pomóc, bo kuleje - dopiero po trzech dniach mojego proszenia zakropiono go płynem na pchły i wyczyszczono mu łapy (okazało się, że kuleje, bo między poduszkami miał oset).
Ponieważ nie mogłam dalej patrzeć na cierpienie psa i bezczynność schroniska, postanowiłam zabrać go do siebie i na własną rękę poszukać zwierzakowi domu. Po opłacie dostaliśmy z narzeczonym książeczkę zdrowia - gdzie widnieje diagnoza weterynarza, że pies jest ZDROWY i ma 12 lat. Pani przyprowadziła suczkę twierdząc, że to zalękniona staruszka i dobrze, że ją zabieramy, bo nie pożyłaby w schronisku długo.
Od razu zabraliśmy ją do psiego fryzjera, bo w schronisku nic nie zrobiono z zadredziałą sierścią, i do naszego weterynarza. Po ścięciu okazało się, że to nie kundelek tylko rasowy Terier Walijski - zresztą przepięknej urody. Weterynarz natomiast orzekł, że piesek ma najwyżej 7 lat i niestety nie jest zdrowy tylko ma nowotwór listwy mlecznej. Wszystko co stwierdzili w schronisku okazało się nieprawdą - i lata i stan zdrowia psa!
Należy tu nadmienić, że okazało się, że schronisko nie chce korzystać z pomocy psiego fryzjera - nasza fryzjerka twierdzi bowiem, że proponowała schronisku darmową pomoc - chciała myć i strzyc psy, co pomogłoby w znalezieniu dla nich nowego domu. Jak się okazało nie ona jedna - wszystkie propozycje zostają przez schronisko odrzucane - dlaczego? NIE WIEM!
Po drodze do domu pies zwymiotował treścią pokarmową, która przypomniała pomyje , śmierdziało i wyglądało ohydnie - nie wiem więc dlaczego psy nie są karmione karmą, którą ludzie zostawiają w kontenerach przed schroniskiem??!! Sama co miesiąc wpłacałam w tym celu pieniążki na ich konto, a rodzina zawoziła kilkukilogramowe karmy. Gdzie więc one są i dlaczego psy karmi się zlewkami?
Psa zoperowaliśmy na klinikach i docelowo został z nami. Jest piękną około 7 letnią suczką teriera walijskiego - żywą, kochaną i wdzięczną.
Pies, którego znaleźliśmy miał szczęście, ale ile psów, które są w schronisku go nie ma? Dlaczego pomoc bezdomnym zwierzętom we Wrocławiu wygląda w ten sposób? Na co idą te wszystkie pieniądze, które wpłacają ludzie dobrego serca?
Nie wiem, czy to schronisko podlega jakiejkolwiek kontroli, ale jego funkcjonowanie to jakaś pomyłka - niestety pomyłka kosztem zwierząt.
Malwina

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska