Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel. Tacy byliście, spartanie

Wojciech Koerber
Jarosław Jakubczak
Sezon za nami, ekstraliga obroniona. Kto i w jakim stylu ją obronił? Poczytajcie sami, jak my to widzieliśmy.

Tomasz Jędrzejak. Kapitan. Ten krzykliwy spiker na murawie Skansenu Olimpijskiego powtarza to zresztą co dwie minuty ("naaaaaaasz kaaaaaaapitan"). Ale Tomasz rzeczywiście czuł się odpowiedzialny za całokształt. Na ostatnim treningu poprzedzającym rewanż z GTŻ-em chodził po parkingu i pochylał się nad motocyklami młodszych kolegów. Sprawdzał, pytał, zaglądał w oczy, doradzał. Skromny chłopak, za którym najlepszy sezon w karierze. Nie mieszał z błotem selekcjonera Cieślaka, gdy ten pominął go przy rozdzielaniu powołań na DPŚ. - On mnie dobrze zna, moje wady również - z pokorą powtarzał już jako indywidualny champion kraju. Nie unika męskiej walki. Prywatnie bywa nieufny, musi poznać, przekonać się. Lubi mieć we Wrocławiu dobrą prasę. - Bo wiesz, teściu czyta - uczula. No a po co ma się teściu denerwować. Za cały rok - gratulacje! Radość po zdobyciu złota IMP była niezwykle wdzięcznym obrazkiem dla fotoreporterów, a sezon wymarzony.

Sebastian Ułamek. Oj, długo się męczył z nowym sprzętem. "Gówno nie jedzie" - nawet w ten sposób nazywał swoje drogie motocykle. Musiało minąć trochę czasu, by doszedł z nimi do ładu i by zrozumiał oczekiwania Piotra Barona. Od wyjazdowego meczu w Toruniu menedżer nie mógł się jednak nachwalić współpracy. Zwracał uwagę, że przed niedzielnymi meczami Ułamek przylatywał z Anglii specjalnie na piątkowy trening, by tuż po nim wracać na Wyspy, na sobotnie spotkanie. I że zawsze przylatywał profesjonalnie przygotowany, choć jednostki napędowe wybuchały wiosną jedna za drugą (w sumie ponoć aż osiem). - Wtedy zawsze się zjawiał z nowymi silnikami - podkreślał Baron. W końcu gówno ruszyło z miejsca, a Sympatyczny nie zawiódł w żadnej barażowej potyczce. Był wtedy szybki i zdecydowany, jak przy ataku na Krystiana Pieszczka. Typowy startowiec, gdy ruszy spod taśmy pierwszy, nawija manetkę z gazem aż miło. Gdy zostanie w blokach, raczej jest dla rywali nieszkodliwy. Taka jego charakterystyka. Zrobił, co miał zrobić.

Fredrik Lindgren. Mister Krawężnik. Niech no rywal na moment tylko odjedzie od kredy, z miejsca pod lewy łokieć wciśnie mu się Fredka. Tak to wygląda we Wrocławiu. A z reguły wciskać się musi, bo wyjścia spod taśmy ma I-ligowe. Szwed da się lubić, lecz nie jest to zawodnik, z którym można się bić o mistrzowski tytuł. Raczej o utrzymanie. W Gdańsku pokonał Nickiego Pedersena, lecz w Grudziądzu przegrał z Łukaszem Przedpełskim. Trudno przyjmować tłumaczenia, że nie mógł dopasować sprzętu do twardego toru. Bo w żużlu są dwa tylko rodzaje nawierzchni - miękka i twarda właśnie. Uczestnik cyklu Grand Prix winien być na obie przygotowany (choć Gollob na jedną z nich też nie jest). A propos. W Goeteborgu Lindgren po raz pierwszy w karierze wygrał rundę IMŚ, mimo że w fazie zasadniczej uzbierał ledwo siedem oczek i równie ledwo dostał się do fazy półfinałowej. Tylko dlatego, że Tomasz Gollob dał się wyprzedzić w polu Chrisowi Holderowi.

Tai Woffinden. Zadziora. Lubi czasem nieźle przydzwonić, ale przecież walczaków właśnie kochają kibice najbardziej. Najpierw złamał kość łódeczkowatą w nadgarstku, a to dokuczliwy uraz. Niby taka mała kostka, a jak długo nie pozwala chwycić za kierownicę. W barażowym meczu z Wybrzeżem doznał z kolei kontuzji barku, którego rehabilitacja zawsze jest czasochłonna. Wrócił na rewanżowe spotkanie z GTŻ-em i tylko przez chwilę sprawiał wrażenie niemrawego, dał się wyprzedzić Andriejowi Karpowowi. Od drugiego wyścigu szedł już po trudnym torze ile dała fabryka.

Dennis Andersson. Sezon zaczął kiepsko, przegrał walkę o miejsce w składzie z Nicolaiem Klindtem. Powoli się jednak odbudowywał i we Wrocławiu to dostrzegli. Wrócił do drużyny, ba, stał się jednym z jej najmocniejszych punktów, wyjeżdżał nawet na tor jako rezerwa taktyczna. Np. w Gorzowie, gdzie dwukrotnie zwyciężał, gromadząc 9 oczek. W kończącym rundę zasadniczą meczu z Tauronem Tarnów złamał jednak udo. Ten uraz może mieć, niestety, wpływ na jazdę Szweda u progu nowego sezonu. Przypomnijmy, że właśnie złamane udo zakończyło de facto profesjonalną karierę Piotra Barona.

Nicolai Klindt. Nie podobał się nam w pierwszym wiosennym sparingu z Ostrovią. Były to jednak pierwsze śliwki robaczywki. Okazał się pozytywnym zaskoczeniem pierwszej części sezonu, uzbierał 10 punktów w Lesznie. Szybko złamał jednak łopatkę i w meczu ligowym na Skansenie Olimpijskim nie miał przyjemności się pokazać. Gdy wrócił po wielotygodniowej przerwie, wiodło mu się kiepsko. Sfrustrowany przedwcześnie zakończył sezon.

Jesper Monberg. Do zespołu polecił go Jędrzejak, widząc, jak nieźle radzi sobie w Bundeslidze. Przyjechał, potrenował, menedżera przekonał. Stary wyga, lat 35, były uczestnik cyklu Grand Prix, mistrz świata juniorów z 1997 roku. Betard Sparta jest już jego ósmym polskim klubem. W Grudziądzu przywiózł trzy zerówki, lecz to głównie zawodnik obliczony na zdobycze punktowe we Wrocławiu. Najlepsze ma za sobą, ale torowa inteligencja pozwala mu sprytnie rozgrywać pierwszy łuk i gromadzić ważne dla zespołu punkty. Na co dzień pracuje w Danii i nie narzeka na swój los. Sympatyczny, uśmiechnięty okularnik.

Patryk Dolny. Dołączył do zespołu w ostatniej chwili, na wypadek… wypadków Patryka Kociemby. Wykonał ogromny skok do elity z II-ligowej Polonii Piła. To typ wymagający długofalowej obróbki. Kiepsko wychodzi spod taśmy, a bez tego w ekstralidze ani rusz. Jedną jego akcję zapamiętaliśmy. Z meczu przeciw Polonii Bydgoszcz (46:44), gdy odbijał trzecią pozycję Szymonowi Woźniakowi. Na ostatnim łuku i ostatniej prostej szedł po orbicie jakby mu się gaz zaciął. Pachniało tam gipsem, lecz widać też było odwagę. I odbił to oczko rywalowi, a za kreską wpadł jeszcze w bandę. Ale za to przy jakich brawach wstawał! Liczyliśmy, że to moment przełożony, lecz - jak to mówią - szału dziś ni ma. Może jeszcze będzie. Praca, praca, praca.

Patryk Malitowski
. Są dwa Patryki, podobnie jak dwa Ułamki. Ten po wygranym starcie ucieka szybko. Ten po przegranym jest… przegrany. Patryk umie jeździć, lecz nie potrafi się jeszcze ścigać. Był wyśmienity, gdy wracał po złamanym obojczyku. Przeciwko Wybrzeżu zdobył 10 punktów, pokonał samego Nickiego Pedersena. Pewnie Duńczyk nie był jeszcze odpowiednio przełożony (pierwszy jego bieg), lecz to niewiele zmienia. Malita trzymał wtedy gaz. Kilka dni później był pamiętny, tragiczny mecz z Marmą Rzeszów. Od tego czasu wyniki jakby poszły w dół. Po śmierci Lee Richardsona krótką przygodę ze speedwayem postanowił zakończyć Mateusz Gradka.

Piotr Baron i Tomasz Skrzypek. Kadra szkoleniowa. Obaj się świetnie uzupełniają, bo znają swoje role i wzajemnie szanują. Baron to praktyk, ale ma świadomość, że o przygotowaniu motorycznym może się jeszcze od fachowców wiele nauczyć, z kolei Skrzypek zdaje sobie sprawę, że na motor lepiej nie wsiadać, bo "godło klubu poplamiłby na pierwszym łuku". Obaj z błyskiem w oku i z poczuciem humoru. Baron - pracuś, Skrzypek - życiowy surfer, pasjonat i romantyk sportu, można rozmawiać z nim o wszystkich dyscyplinach godzinami. Kiedyś żartował na konferencji prasowej przed jedną z gal, że "my, kick-bokserzy w przeciwieństwie do bokserów operujemy nie tylko równoważnikami zdań". I sporo w tym racji. O tlenówkach, beztlenówkach, suplach (suplementacji) etc. potrafi mówić w przystępny sposób.


Wrocławski tor
. Od momentu przebudowy nie spisuje się dobrze. Nie można wykorzystywać jego pełnej szerokości. To wina nawierzchni, lecz po części też kiepskiego wyprofilowania. Wystarczy spojrzeć na drugi łuk - niby podniesiony, lecz od krawężnika do środka toru tylko. A dalej półka, na którą lepiej nie wjeżdżać. Aha, Wrocław jest jedynym ekstraligowym miastem, gdzie czasy biegów mierzy się nie co do setnych, lecz co do dziesiętnych. I tak dobrze, że w ogóle się mierzy. Bo czas na tym obiekcie zatrzymał się dawno temu. Żeby była jasność - ten stadion ma duszę i historię, nie można tego zmieniać. Skansen wymaga tylko renowacji. A rezultaty biegów? Dla kibiców ze statystyczną żyłką to ważny szczegół. Mało to konkretne, gdy tzw. NCD (najlepszy czas dnia) uzyskuje trzech zawodników w trzech różnych wyścigach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Żużel. Tacy byliście, spartanie - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska