Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To wstyd, że nawet nie podjęliśmy walki

Michał Lizak
Robert Witka
Robert Witka Marcin Oliva Soto
Rozmowa z koszykarzem PGE Turowa Zgorzelec, Robertem Witką.

Czy słowa, które wypowiadał w szatni trener Saso Filipovski po wtorkowej porażce z Charleroi nadają się do cytowania w prasie?

Szczerze mówiąc, to trener nic nam nie powiedział. Nie było krzyków czy obarczania kogokolwiek winą. Stwierdził jedynie, że zagraliśmy na takim poziomie, że po prostu brak mu słów. I to chyba było najgorsze, bo sami zdawaliśmy sobie sprawę, że nasz występ najlepiej oddaje jedno słowo - wstyd.

Ale potem - już na spokojnie - przyszedł chyba czas na analizę tego pojedynku...

Wczoraj mieliśmy spotkanie z trenerami, była szczegółowa analiza naszej gry. Ciężko było na to patrzeć i tego słuchać. Na pewno na taki obraz spotkania złożyło się bardzo wiele rzeczy. Najgorsze jednak, że to nawet nie była porażka. Bo przegrać zawsze można. Ale my nawet nie podejmowaliśmy walki. No, kilka razy spróbowaliśmy, poderwaliśmy się, rzucaliśmy się do ataku. Ale to były momenty. A gdy już nasz zespół pękł na dobre, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, to nie dało się zrobić kompletnie nic. Niby graliśmy swoją obronę, najlepszą, na jaką tego dnia było nas stać, a nie mogliśmy ich zatrzymać.

Komu dostało się od trenerów najbardziej?

Wszystkim bez wyjątku. Bo we wtorek w naszym zespole nie było ani jednego gracza, który zagrałby na swoim normalnym poziomie, który mógłby wyjść z hali z podniesionym czołem, bo zrobił swoje. I chyba każdy w naszej drużynie doskonale o tym wiedział...

Bardzo słabo wypadli gracze wysocy. Pod koszami zdecydowanie dominowali rywale z Belgii...

Rozumiem, że to zarzut także do mnie. Tyle tylko, że ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio wykonałem rzut za dwa punkty. W tym sezonie zmieniła się moja rola w drużynie - dużo bardziej pracuję na to, aby dobre pozycje mieli inni gracze. Mam stawiać dużo zasłon, sprawiać, by rozgrywający miał okazję urwać się rywalowi. I stąd tak rzadko znajduję się pod koszem, stąd dużo więcej rzutów z dystansu. Poza tym mecz w Bambergu na pewno był sygnałem dla wszystkich zespołów Pucharu Europy. Takiego rywala traktuje się poważnie i tak też postąpili z nami Belgowie. Na parkiecie doskonale to odczułem.
Jeśli mecz w Bambergu był sygnałem, że jesteście mocni, to po tym spotkaniu odczucia mogą być zdecydowanie inne...

Niestety, to prawda. Nie potwierdziliśmy naszych możliwości. A teraz widziała to cała Europa, bo przecież mecz transmitował na żywo Eurosport 2. Szkoda i trochę wstyd, że pokazaliśmy to gorsze oblicze. Tak samo szkoda naszych kibiców. Było ich naprawdę wielu, poza tym mecz rozgrywaliśmy tuż przed Barbórką, dla górników, a wielu naszych fanów pracuje przecież w kopalni, to święto szczególne. Szkoda, że to tak wyszło - to jedyne, co mogę teraz powiedzieć.

A czy to czasem nie było tak, że popis w Bambergu po prostu za bardzo was uspokoił?

To nie jest wykluczone. Tym bardziej że po powrocie z Niemiec zagraliśmy jeszcze z silną przecież Polonią Warszawa i też wygraliśmy raczej gładko. Sam byłem przekonany, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Być może tak. Poza tym graliśmy jeszcze z Polonią i poszło gładko. Byłem przekonany, że szło w dobrym kierunku. Bardzo szybko się okazało, że jednak tak nie jest. Może rzeczywiście Bamberg siedział w naszych głowach? Mamy nauczkę, że musimy być gotowi w stu procentach. Nikt się przed nami nie położy i nie odda nam zwycięstwa za darmo. Aby wygrywać w tej grupie, musimy dać z siebie wszystko.

Przed spotkaniem, a w zasadzie dwoma meczami z Crveną Zvezdą - najpierw w Belgradzie, a następnie u siebie, w Libercu - pauzujecie w lidze. Przyda się ta przerwa?

Bardzo, bo mamy za sobą szalone dwa tygodnie. Graliśmy mecz za meczem i czujemy to w kościach. Nie chcę, by brzmiało to jak tłumaczenie fatalnej gry zmęczeniem, ale naprawdę nieźle dostaliśmy w skórę. Teraz musimy naładować akumulatory, wyciągnąć wnioski i przede wszystkim zapomnieć o spotkaniu w Libercu.

Jakie są te podstawowe wnioski? Co trzeba zmienić?

Na pewno trudno myśleć o zmianie stylu gry czy taktyki. Tym bardziej że sprawdzała się ona we wcześniejszych spotkaniach, choćby w Bambergu. Zmienić się musi przede wszystkim nasze podejście do gry. Taki mecz jak z Charleroi, bez walki, nie ma prawa się już przydarzyć. Trener właśnie o to miał największe pretensje i to najbardziej musimy sobie wziąć do serca.

Po pierwszym meczu wasza sytuacja w grupie wydawała się niemal komfortowa. Teraz trudno ją już w ten sposób określić...

Fakt. Wszystko się straszliwie pokomplikowało. Po Bambergu wydawało się, że zrobiliśmy olbrzymi krok w kierunku awansu. Wystarczyło tylko wygrywać u siebie i awans mielibyśmy niemal pewny. Ale teraz ten plan jest już nieaktualny. Mecz w Belgradzie może być kluczowy. Potrzebujemy tego zwycięstwa, by odrobić plamę z Liberca. Ale potrzebuje go też drużyna, by znowu uwierzyć w siebie. To na pewno bardzo gorący teren i wygrać tam będzie szalenie ciężko, ale wierzę, że to jednak możliwe.

Tym bardziej że jeśli tam przegracie, to każdy kolejny mecz będziecie grali z nożem na gardle...

Trzeba będzie tę presję wytrzymać. Zwłaszcza że sami się na nią skazaliśmy. Tak naprawdę już przed startem Pucharu Europy wiedzieliśmy, że każdy mecz będzie kluczowy. W tej kwestii nic się więc nie zmieniło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska