Otóż leżę sobie na kanapie, patrzę za okno w ogródek i czuję jakbym coraz niżej leżał. Łudzę się - to budynek siada! Ale nie - to znów moja trawa urosła po kolana. No więc leżę i czytam, że rośnie właśnie czynsz we wrocławskich mieszkaniach komunalnych.
No musi, skoro rośnie też miejska dziura budżetowa, ma już podobno - uhuhu - długość 50 baniek. Nie ma to jednak znaczenia, gdy chodzi o rosnące premie dla preziów miejskich spółek. Ten od Hali Stulecia, zapomniałem nazwiska, dostał właśnie 60 patyków, co - jak czytam - jest jeszcze pokłosiem wcześniejszej jego działalności w aquaparku. Tam mianowicie, czytam dalej, zeszłoroczne straty urosły tylko do dwóch milionów z niemałym okładem. Ja się tym premiom nie dziwię, też bym przyjął. I nawet dobrze, że w internecie trzymają mnie od pewnego czasu pod kluczem. Żaden baran nie zapyta w tym miejscu - a za co premia, za ten bełkot? Aha, zastanawiam się, czemu prezydent Wrocławia nie mieszka we Wrocławiu.
Żeby o sporcie trochę było - spójrzcie, ile dyscyplin nowych rośnie i powiążcie ten fakt z kiepską podobno frekwencją na meczach Śląska. Teraz chłopaki wolą skakać po wiatach autobusowych, nazywa się to parkour i jest dyscypliną igrzysk sportów nieolimpijskich, World Games. Tylko patrzeć, jak w ramach wyrównywania szans wyskoczą ci chłopcy na ulicę z apelem o przyznanie im emerytury nieolimpijskiej. W końcu to też igrzyska. Oj, rośnie ta liczba dyscyplin, podobnie jak transmisji internetowych z wydarzeń wszelakich. Sam oglądam sporo w systemie możliwej kradzieży obrazu. Więc zrozumcie - niełatwo w tych czasach zapełniać trybuny. To tak jakby w czasach internetu regularnie zwiększali redaktorzy naczelni sprzedaż papierowych wersji swoich tytułów.
Za to rosną ostatnio aspiracje. Dla przykładu w siatkarskim Impelu, który zakupy robi już za granicą nie w Aldim, lecz u Armaniego (Staelens itd.). Ba. Już przed rokiem, podczas jednej z przerw, zirytowany nieco trener Błaszczyk tłumaczył czarnoskórej Wilson: "this is volleyball! Not picipolo". Wymagało to, co prawda, kolejnego przekładu stojącej obok polskojęzycznej koleżanki, lecz koniec końców trafiło. Za to trenera Levego w Śląsku nie słuchają kompletnie. Kazał grać swoim chłopakom wyborny zapas (czeskiego w szkole nie ma, więc tytułem wyjaśnienia - świetny mecz), lecz skończyło się w Zabrzu na 1:4. Okazuje się, że Ćwielong ma naprawdę świetnie ułożoną lewą nogę. W czasie snu.
Właśnie sobie przypomniałem, o czym miałem pisać. Może następnym razem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?