Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 1982 roku Wrocław był cały w kolorze blue

Katarzyna Kaczorowska
Jedno z wrocławskich targowisk. Ziemniaki kupowało się wprost z nyski, a kapustę z syrenki
Jedno z wrocławskich targowisk. Ziemniaki kupowało się wprost z nyski, a kapustę z syrenki zdjęcia: Chris Niedenthal
Z Chrisem Niedenthalem, fotografikiem, współpracownikiem między innymi magazynów "Newsweek" i "Time", autorem najsłynniejszych zdjęć w okresie stanu wojennego w Polsce, na chwilę przed otwarciem na wrocławskim Rynku wystawy z fotoreportażu zrealizowanego tutaj trzydzieści lat temu, rozmawia Katarzyna Kaczorowska

Zamówienie na fotoreportaż z Wrocławia dostał Pan z niemieckiego magazynu "Geo". Postawił im Pan warunki?
Tak. Była połowa roku 1982, szczyt stanu wojennego w Polsce i miałem serdecznie dosyć fotografowania zadym, bijatyk, manifestacji. Naprawdę. Powiedziałem więc redakcji, że takich zdjęć we Wrocławiu robić nie będę, że będę fotografował ludzi i miasto. Zgodzili się.

Fotoreportaż miał ilustrować tekst?
Tak. Jego autorką była dziennikarka urodzona w Breslau, ale pracowaliśmy osobno.

Co Pan wiedział wtedy o Wrocławiu?
Nie złapie mnie pani na kompletnej ignorancji. Do Polski przyjeżdżałem już w latach 60., do Wrocławia też - miałem tu znajomych, przyjaciół. Ale rzeczywiście jakiejś encyklopedycznej wiedzy nie miałem. Wiedziałem, że miasto w 1945 roku było twierdzą, a naziści bronili go niemal do upadłego, część zrównując dosłownie z ziemią. I przyznam, że trochę się obawiałem.

Czego?
Tego Breslau, które nieuchronnie musiało się pojawić w niemieckim piśmie. Z drugiej strony Polacy mówią przecież Lwów, a nie Lviv.

Przyjechał Pan do Wrocławia i...?

Ruszyłem w miasto.

No to brzmi prawie jak zapowiedź imprezy.

Prawie. I prawie byłem na imprezie - trafiłem do jazzowego klubu Rura, gdzie próbę miał zespół rockowy. Kompletnie nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jak się tam znalazłem, czy ktoś mnie tam przyprowadził. Ale zdjęcia ze słynnej Rury to wyjątkowy dokument - ta kapela to Lady Pank, a na pierwszym planie są Jan Borysewicz i Janusz Panasewicz sprzed trzydziestu lat.

Tak Pan chodził po mieście i po prostu fotografował ludzi? Nikt nie protestował?

Nikt. Polska to nie była Rumunia, gdzie aparat fotograficzny budził podejrzenia i można było trafić na agentów Securitate i w najlepszym razie stracić film. Wtedy we Wrocławiu nie miałem żadnych problemów z robieniem zdjęć. Ludzie wpuszczali mnie do domów, zgadzali się na fotografie na ulicy. Dzisiaj nie pamiętam już wszystkich szczegółów, ale zdjęcia mówią same za siebie.

I co mówią? Że ludzie byli otwarci - bo jak inaczej trafiłbym do mieszkanka wynajmowanego przez trzy młode pielęgniarki, które pozwoliły się sfotografować, pokazując jak żyją.
Co jeszcze mówią te zdjęcia sprzed trzydziestu lat? Że Wrocław był wtedy brzydkim miastem, szarym, zaniedbanym. Proszę mi wierzyć, naprawdę. Dzisiaj wszyscy zachwycają się waszym Rynkiem, wtedy nawet nie było specjalnie widać, że gotycki ratusz jest jednym z najpiękniejszych w Europie.

Ale to Pan powiedział, że w PRL były lepsze plenery.
Nie lepsze, ale ciekawsze. Bo były. Ale dzięki temu dzisiaj możemy oglądać tyle ciekawych zdjęć.

Ten fotoreportaż się ukazał?
Tak. Wysłałem filmy do Niemiec, tam go wywołano i okazało się, że zdjęcia są... niebieskie. Ale może to nie tylko kwestia koloru, który powstał w jakiejś reakcji chemicznej filmu i odczynników, bo ostatecznie w "Geo" ukazały się - jako materiał ilustrujący tekst o Wrocławiu - również inne, nie moje, zdjęcia z zadym. Redakcja mnie wykiwała. Cóż, bywa i tak.

Wrocławianie jednak zobaczą te zdjęcia sprzed trzydziestu lat.
Tak. W kawiarni Wydawnictwo na Włodkowica miałem wystawę - zaprosili mnie Ela i Staszek Klimkowie. Wtedy nie tylko rozmawiałem z panią, ale też poznałem Pawła Relikowskiego, szefa waszego działu foto. I tak od słowa do słowa, zgadaliśmy się, że mam w domu kilka tysięcy zdjęć z Wrocławia, które może warto by pokazać wrocławianom.

Kilka tysięcy?!
No dokładnie to zrobiłem wtedy 1692 slajdy. Ale konieczny był jakiś wybór. Z grubej teczki wybrałem najpierw 400 fotografii i dałem do przejrzenia mojemu synowi Filipowi, który zdjęć nie robi, ale ma za to świetne oko i czuje fotografię. I z tych 400 wybraliśmy 150, które wysłałem Pawłowi Relikowskiemu. Przyznam, że sam jestem bardzo ciekawy, co ostatecznie wybrał na wystawę.

Kiedy rozmawialiśmy we Wrocławiu ostatnio, pamiętam, że wzruszył Pana neon Mody Polskiej w Rynku. Na Pana zdjęciu przed sklepem MP stoi niezła kolejka.
Dzisiaj już kolejki nie ma, ale neon na szczęście pozostał. Przecież słynnej Amfory, gdzie można było kupić polskie szkło artystyczne, już nie ma. A Moda Polska się ostała. Przyznam, że kiedy przeglądałem te zdjęcia, miałem sporo takich małych wzruszeń.

Na przykład?
Znalazłem zdjęcia Lecha Twardowskiego. Wie pani o kim mówię?

Wiem, wiem - malarz, perfomer, kultowa postać wrocławskiej sztuki.I ja trzydzieści lat temu zrobiłem mu zdjęcie w pracowni. Cholera, znów nie pamiętam, jak tam trafiłem (śmiech). Ale jak w trakcie przygotowań do wystawy znalazłem to zdjęcie, to zacząłem szukać Lecha w internecie. I znalazłem na Facebooku. Niewiarygodne, ale on nic a nic się nie zmienił. Te same długie włosy związane w kucyk, długa broda i wąsy. Tyle tylko, że dzisiaj bardziej siwe. Może przyjdzie na wystawę?

Kogo jeszcze chciałby Pan tam spotkać?
Wrocławian, którzy rozpoznają się na tych zdjęciach. Bo ta wystawa to opowieść o nich, o tamtym mieście, o tamtym życiu.

W kolorze blue?
Tak wyszło, że w blue.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: W 1982 roku Wrocław był cały w kolorze blue - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska