Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Śląsk Wrocław pokonał GKS Bełchatów 2:1 (ZDJĘCIA)

Jakub Guder
Śląsk Wrocław walczył i wygrał. Chociaż do przerwy przegrywał 0:1 zdobył 3 punkty. Stanislav Levy udanie zadebiutował przed wrocławską publicznością.

Dla kibiców Śląska kilka pierwszych minut tego spotkania wyglądało obiecująco. Wtedy to gospodarze postanowili zaatakować. Udało im się kilka dokładnych przerzutów, kilka szarż miał będący w reprezentacyjnym gazie Waldemar Sobota. Raz nawet uderzył głową Johan Voskamp, który pod nieobecność kontuzjowanego Cristiana Diaza grał na szpicy. Wprost jednak w bramkarza. Później już generalnie nie było widać różnicy między mistrzem Polski, a drużyną która w tym sezonie jeszcze nie wygrała. Mało tego - na trybunach pierwszy raz kibice głęboko westchnęli po akcji przyjezdnych, a nie gospodarzy. Otóż w 15 min stoperzy WKS-u się zagapili i 19-letni Łukasz Wroński wyszedł sam na sam z Marianem Kelemenem. Słowak odważ nie rzucił się przed siebie, interweniował świetnie, ale wypluł piłkę! Dopadł do niej jeden z bełchatowian na szczęście bramkarzowi Śląska pomogli wracający obrońcy.

Piłkarze Levego obudzili się na 10 min przed końcem pierwszej części gry. Najpierw mocno z dystansu uderzył Sobota. Adam Stachowiak musiał bronić na raty. Po chwili Przemysław Kaźmierczak zagrał fenomenalna piłkę z głębi pola do Roka Elsnera, Słoweniec w polu karnym uderzył wolejem w kierunku długiego słupka, ale piłka o kilka centymetrów minęła bramkę. Pięć minut później z kontrą ruszył Sylwester Patejuk, świetnie obsłużył Sebastiana Milę - kapitan wrocławian miał przed sobą tylko Stachowiaka. Niestety uderzył w niego... Zresztą to nie była jedyna okazja, po której powracający po zawieszaniu zawodnik mógł strzelić gola. Chwilę potem strzelał z 17 m, ale nad poprzeczką. No a jak mawia stare piłkarskie porzekadło, niewykorzystane sytuacje się mszczą. Minutę przed przerwą GKS wyprowadził kontratak, a całą akcję drużyny zakończył bramką Tomasz Wróbel. Tym sposobem WKS po pierwszej połowie przegrywał 0:1, chociaż wydawało się, że kontroluje sytuację na boisku.

Na szczęście udało się wyrównać błyskawicznie. Jak? Rzecz jasna po rzucie wolnym i dośrodkowaniu Mili. Na goła zamienił je Tomasz Jodłowiec. Wszyscy mieli nadzieję, że gospodarze teraz się rozpędzą i wyjdą na prowadzenie. Stanislav Levy musiał na nich jednak pokrzyczeć przy linii bocznej, bo piłkę zaczęli wymieniać między sobą bełchatowianie. Po chwili jednak to znów WKS był groźniejszy. Szansę miał wprowadzony za Voskampa Łukasz Gikiewcz, a Mila mógł zdobyć gola kolejki, gdy po huknięciu z woleja piłka minimalnie minęła spojenie słupka z poprzeczką. Co się odwlecze, to nie uciecze. Gospodarze wyszli na prowadzenie w 72 min. Asystę znów zanotował Mila, który świetnie dośrodkował na krótki słupek, a formalności dopełnił Gikiewicz.

GKS musiał zaatakować. Kilka razy kotłowało się pod bramką Kelemena, ale to gospodarze mieli lepsze okazje. Kilkukrotnie wychodzili w przewadze liczebnej z kontrą, ale nie potrafili tego wykorzystać. W ostatniej akcji meczu w pole karne wrocławian powędrował jeszcze Stachowiak, ale to nic nie pomogło. Po ostatnim gwizdku radość Stanislava Levego była olbrzymia. A Kamil Kiereś...? No cóż, może być tak, że Śląsk zwolni go z trenerskiej posady.

Śląsk Wrocław - GKS Bełchatów 2:1 (0:1)
Bramki: Jodłowiec 47, Ł. Gikiewcz 72 - Wróbel 44
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)

Śląsk: Kelemen - Jodłowiec, Spahić, Grodzicki, Kowalczyk (73 Socha), Elsner Ż, Kaźmierczak, Patejuk (90+1 Ćwielong), Sobota, Mila, Voskamp (62 Ł. Gikiewicz).

GKS: Stachowiak, Baran, Sawala, Kosowski, Lacić, Bozok, Basta, Wróbel Ż, Wacławczyk (87 Bartosiak), Szmatiuk, Wroński (65 Giel).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska