Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premier z Wrocławia, czyli co zrobić, by zapowiadany kryzys bolał jak najmniej

Arkadiusz Franas
fot. Paweł Relikowski
Kryzys już jest i również podobno dopiero będzie. Z którym wariantem naprawdę mamy do czynienia, to zależy od tego, czy przemawia reprezentant ekipy rządzącej, czy opozycji.

Jakoś specjalnie za kryzysem nie tęsknię, ale też i się z nim oswajam. Ostatnio w gronie znajomych zaczęliśmy rozmawiać o wakacyjnym wypoczynku. Tych znajomych i ich znajomych, i znajomych znajomych. Hiszpania, Włochy, Grecja, Egipt - tam wypoczywali. Tylko nieliczni w Łebie, która zresztą nie jest wcale tańsza niż słynne kurorty europejsko-afrykańskie.

Jedyna różnica jest taka, że z Łeby można zawsze wrócić. Bo z Szarm el-Szejk, gdy biuro turystyczne padnie, trudno o pociąg do Wrocławia, a wielbłąd nie dociągnie nad Odrę. Ale jak widać z tych rozmów, i wcale nad tym nie boleję, kryzysu latem nie dało się odczuć. Poza tym Polacy mają we krwi walkę z kryzysem. Przez 45 lat żyliśmy w nim non stop walcząc o wszystko, od papieru toaletowego po mieszkania. I przetrwaliśmy.

Gdy słyszę słowo kryzys, to kojarzą mi się dwa wydarzenia. Jedno bardzo historyczne, czyli wielki światowy krach z 1929 roku i całkiem niedawną wypowiedź pewnego obywatela Grecji pogrążonej w zapaści finansowej. Otóż ten przedstawiciel narodu helleńskiego skarżył się, że tak już dłużej nie da się żyć, bo mu obniżono emeryturę do 1500 euro! Myślę, wręcz jestem pewien, że większość naszych emerytów i rencistów dałoby radę z tak "obniżonym" świadczeniem.

To co z tym naszym kryzysem? Faktycznie, coraz bardziej jest zapowiadany. Ostatnio słychać o nim o tyle częściej, że trwa Forum Ekonomiczne w Krynicy, na którym wszyscy, którzy uważają, że się znają na gospodarce, debatują pod hasłem zdziwionego krecika z czeskiej bajki: ale o co chodzi? Przepraszam za to uproszczenie, lecz słuchając relacji z tych pewnie i mądrych debat, nie dowiaduję się niczego. Kolejni goście nas straszą, że będzie gorzej i tyle. To już wiemy. Zwłaszcza że to jeszcze trochę leży w polskiej naturze: permanentny pesymizm. Ja liczyłem na to, że wreszcie ktoś mi powie: i co dalej lub wreszcie odpowie panu od papryki: jak żyć? Czyli co: oszczędzać w bankach, chować do skarpety, zakładać firmy? Jak żyć w kryzysie?

Nie satysfakcjonują mnie odpowiedzi w stylu kolejnego expose Jarosława Kaczyńskiego, który zapowiada, że jak tylko zostanie premierem, za 10 lat przybędzie ponad milion miejsc pracy, prawie wszystko trzeba upaństwowić oraz na przykład stworzyć spółdzielnie rolnicze. Jakoś się nie dziwię, że z takimi pomysłami nie może zostać premierem. Bo to już było i nazywało się Polska Rzeczpospolita Ludowa - w skrócie PRL.

Były prezydent Aleksander Kwaśniewski na przywoływanym Forum Ekonomicznym zdiagnozował, że ludzie już są zmęczeni rządami PO i Donalda Tuska i że przydałoby się odświeżenie rządu. Dodał też, że obecnego premiera może bardziej wykończyć kryzys niż afera z Amber Gold. Nie wiem, co Kwaśniewski miał na myśli, i niekoniecznie zgadzam się z tym, co może wykończyć premiera, ale może na czas kryzysu faktycznie przydałby się inny szef rządu. Niekoniecznie związane to musi być ze zmianami w koalicji rządzącej. A może przewrotnie warto skorzystać z propozycji działacza Prawa i Sprawiedliwości, który wysunął na to stanowisko kandydaturę... Grzegorza Schetyny? Oczywiście, ma to być klasyczny pocałunek śmierci i liczenie na podział w Platformie Obywatelskiej. Ale czemu nie.

Po pierwsze, ku zdziwieniu wielu, którzy nigdy nie widzieli Schetyny na pierwszej linii frontu, bo zawsze działał z drugiego szeregu (dziwił się również wyżej podpisany), sprawdził się jako wicepremier. Przede wszystkim był bardzo skuteczny i konkretny, a o to chodzi. Zwłaszcza gdy trzeba podejmować trudne decyzje. A poza tym jest z Wrocławia. Nie, nie oszalałem. Dla mnie to też jest pozytywna cecha. I nie chodzi o parytety terytorialne jak w dawnej Czechosłowacji, gdzie gdy prezydentem był Czech, to premierem musiał być Słowak. Ja, jako patriota lokalny, uważam, że ludzie stąd mają pewne pozytywne myślenie. Rodzaj myślenia bardzo dobry na trudne czasy. Wielu Polaków uważa Wrocław za najfajniejsze miasto w Polsce, a Wrocław to właśnie ludzie, którzy je takim stworzyli. I jednym z nich jest Grzegorz Schetyna.

A poza tym miał być premier z Krakowa. Pod takim hasłem w wyborach w 2005 roku startował nielubiany zresztą przez lidera dolnośląskiej PO Jan Rokita. To dlaczego nie może być premier z Wrocławia. Więc gdyby PO doszła do wniosku, że trzeba zmienić sternika, to optujmy za człowiekiem stąd. Niech ta myśl pójdzie w Polskę.

A gdyby komuś nie spodobał się Grzegorz Schetyna (tej opcji nie możemy wykluczyć), to ja jeszcze mam trzech kandydatów ze stolicy Dolnego Śląska. W tej chwili, jak w przypadku nowo mianowanych kardynałów, których nazwisk nie można zdradzić, by nie narazić ich na niebezpieczeństwo, pozostaną moimi kandydatami in pectore (w sercu). Bo właśnie nie chcę ich, mówiąc kolokwialnie, spalić, czyli narazić na głosy przedwczesnej krytyki. Ale już niedługo je wyjawię. Są dobrymi kandydatami, bo z Wrocławia. To hasło niech naprawdę pójdzie w Polskę: Dobry, bo z Wrocławia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Premier z Wrocławia, czyli co zrobić, by zapowiadany kryzys bolał jak najmniej - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska