Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanislav Levy: Piwo dopiero po mistrzostwie (WYWIAD)

Jakub Guder
fot. Paweł Relikowski
- Profesjonalny futbol wymaga profesjonalnego podejścia. Jest czas pracy, czas treningu i czas wolny. Na piwo w autobusie pozwolę dopiero jak zdobędziemy mistrzostwo - mówi nowy trener Śląska Wrocław, Stanislav Levy.

Wie Pan dlaczego w poniedziałek jeden z dziennikarzy zapytał, czy zna Pan hiszpański?
Zapewne chodzi o to, jak będę rozmawiał z Diazem (uśmiech).

Niektórzy twierdzą, że to jeden z najbardziej utalentowanych napastników w naszej lidze, tylko problemem jest, jak do niego dotrzeć.
Każdy z piłkarzy jest inny, do każdego trzeba podchodzić indywidualnie. Maksymalnie wykorzystam znajomość hiszpańskiego w klubie, żeby nie było żadnych problemów.

Co Pan może o nim powiedzieć po meczu z Ruchem?
Widać, że jest dobry technicznie, ale też, że nie grał jakiś czas. Miał z tego powodu kłopoty na boisku. Jednak na tej pozycji mamy jeszcze Voskampa i Gikiewicza. U mnie w danym meczu gra 11 najlepszych na swoich pozycjach zawodników. Nieważne, jak się nazywają, jakie mają doświadczenie. Wewnętrzna rywalizacja jest ważna. Żeby każdy wiedział, że za plecami ma konkurenta do miejsca w składzie.

Jak się Panu podoba we Wrocławiu? Był Pan tutaj wcześniej?
Tutaj nie byłem. Jednak po tych kilku dniach jestem zachwycony. Jako reprezentant Czechosłowacji odwiedziłem kiedyś Warszawę.

Udało się już coś więcej zobaczyć?
Po meczu z Chorzowem chodziłem trochę po Rynku. Poniedziałek był bardzo napiętym dniem, a we wtorek pojechałem do Czech. Zapewne coś więcej zobaczę w najbliższych dniach.

Rodzinę ściąga Pan na Dolny Śląsk?
Zakładam, że żona przyjedzie (uśmiech). Trzy małe pieski zostaną w domu.

A Jan Levy, agent piłkarski, to też Pana krewny?
To mój syn (uśmiech). Jednak każdy z nas ma swoją pracę.

Nie podsuwa od czasu do czasu Panu jakiegoś piłkarza?
To są absolutnie dwie różne profesje. Nie łączymy tego. Syn skończył managment sportowy na akademii wychowania fizycznego w Niemczech.

Ma jakichś znanych piłkarzy pod swoją opieką?
Kapitana reprezentacji Czech do lat 21.

Mówił Pan, że chce, by mistrz Polski grał ofensywną piłkę, czyli znamy pana preferencje jako trenera. A jakim był Pan piłkarzem? Słyszałem, że mimo tego, iż był pan obrońcą, to i tak ciągnęło Pana do przodu.
Na początku to w ogóle byłem napastnikiem i strzelałem sporo bramek. No ale jak mi się przydarzyło, że przestałem trafiać do siatki, to pomału mnie przesuwali do tyłu (śmiech). Grając przez 9 lat w Bohemians Praga grałem właściwie na każdej pozycji. Nie byłem tylko bramkarzem.

Czyli przeszedł Pan taką drogę jak nasz Łukasz Piszczek.
(śmiech) Nawet jak grałem jako obrońca, to ta wewnętrzna potrzeba ciągnęła mnie do przodu.

Chciałem doprecyzować fakty odnośnie Pana kariery trenerskiej w Niemczech, bo po poniedziałkowej konferencji zrobił się mały ferment. Jak długo i w jakich klubach pracował Pan tam jako I trener?
Zawsze uważałem, że praca trenerów jest pracą zespołową. W Niemczech byłem zarówno asystentem, jak i pierwszym trenerem. W moim życiorysie podane są daty, w których pracowałem dla danego klubu, pełniąc różne funkcje.

A jak to było z pracą przy pozyskaniu przez HSV Kompanego i van Buytena? Z życiorysu wynika, że gdy oni przechodzili do Niemiec, to był Pan zatrudniony w Czechach.
System skautingu jest rozbudowany w Niemczech. Tam nie obserwuje się piłkarza tylko jako sportowca, ale na przykład też jak się zachowuje na treningach czy poza boiskiem. To nie jest tak, że jedna osoba zajmuje się danym zawodnikiem. To jest niemożliwe. Nad tym pracuje zespół. Ja byłem jednym z wielu, którzy wydawali opinię na temat Kompanego i van Buytena. Każdy skaut odpowiedzialny jest za dany region, ale na prośbę klubu może wydać opinię o piłkarzu z innego kraju. Nie tego, którym się zajmuje. Chodzi o to, by swój punkt widzenia przedstawiły różne osoby.

Pomówmy chwilę o negocjacjach. Kto pierwszy wyciągnął rękę: Pan czy Śląsk?
Ja nie jestem z tych trenerów, którzy dzwonią do klubu i pytają, czy jest dla nich wolne miejsce. Inicjatywa absolutnie musi być od kierownictwa klubu. Pierwszy raz rozmawialiśmy po przegranych meczach z Hannoverem. Miałem też kontakt z innymi zespołami, ale sposób, w jaki rozmawiali ze mną ludzie z Wrocławia, ich oczekiwania, warunki sprawiły, że od razu przyjąłem tę ofertę.

Był jakiś trudny moment w negocjacjach? Czy dużym problemem było to, że chciał Pan pracować ze swoim asystentem, a we Wrocławiu chciano zostawić stary sztab?
Miałem życzenie, by pracować ze swoim asystentem, którego miałem w Albanii, ale nie zamiast kogoś z Wrocławia, tylko jako z dodatkowym członkiem sztabu. Absolutnie nie było o tym mowy, by kogoś z obecnych trenerów usunąć.

Jak Pan myśli - czym udało się Panu przekonać działaczy?
To jest pytanie do nich. Ja mogę powiedzieć, iż jestem zaszczycony, że tu mogę pracować.

A trener mistrza Polski zarabia więcej niż trener mistrza Albanii?
To prywatna sprawa szkoleniowca. Natomiast dla mnie najważniejsze jest przeświadczenie, że chcę być trenerem tego klubu. Mniej ważne jest, czy gdzieś mógłbym zarobić 5 euro więcej czy mniej.

Praca w Śląsku jest w Pana dotychczasowej karierze największym wyzwaniem?
W każdej trenerskiej pracy ważne jest to, jakie są cele. Niektórzy tylko chcą się utrzymać w lidze. W Albanii od samego początku słyszałem "musimy zdobyć tytuł". Powtarzali to cały czas. Z tego względu pobyt we Wrocławiu to jedno z najważniejszych zadań w mojej dotychczasowej pracy.

Proszę coś więcej powiedzieć o pracy w Albanii. Dla nas to egzotyka.
Właściwie byłem już dogadany, że zostanę pierwszym trenerem Slavii Praga. Jednak w ostatniej chwili kierownictwo klubu postanowiło, że zatrudniony zostanie inny trener. Niedługo później otrzymałem ofertę z Albanii, z drużyny aktualnego mistrza kraju Skënderbeu Korçë, który miał słaby start sezonu i po czterech kolejkach zajmował 10. miejsce. Dodatkowo prezes klubu dobrze mówił po niemiecku. Bywał w Austrii i w Niemczech. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, mieliśmy podobny sposób myślenia. Bardzo szybko się dogadaliśmy. Kibice tam mają gorącą krew. Natomiast jak na miejscowe warunki mój klub był dobrze zorganizowany i miał dobre zaplecze. To najbogatsza drużyna w Albanii. Uważam zresztą, że jak trener podejmuje gdzieś pracę, to akceptuje wszystkie warunki, bo przecież wie, na co się decyduje.

O transferach decydował Pan sam?
Gdy przyszedłem okienko już było zamknięte. Natomiast - tak jak wspomniałem - miałem bardzo dobry kontakt z prezesem. Codziennie omawialiśmy wszystkie sprawy. Nie tylko prowadzenia zespołu, ale także ewentualnych perspektyw transferowych.

We Wrocławiu jak duży będzie Pana wpływ na kształt zespołu?
Zostało mi przekazane, że okno transferowe jest zamknięte i dopiero po 8 grudnia - gdy zakończy się jesienna runda rozgrywek - z kierownictwem klubu będziemy rozmawiać o transferach. Przeanalizujemy postawę poszczególnych zawodników i wtedy zapadną decyzje, które, rzecz jasna, uwzględnią możliwości finansowe Śląska. Do tego czasu aktualny zespół ma moje pełne zaufanie i nie ma mowy o jakichś zmianach.

Ile potrzeba czasu, żeby WKS grał taką piłkę, jaką Pan chce? Czy w najbliższym spotkaniu ligowym będą już widoczne jakieś zmiany w stylu gry drużyny? Dwa tygodnie to wystarczająco dużo czasu?
Gdy trener przychodzi do zespołu, a nie przepracował z nim okresu przygotowawczego, to jest to pewne uniedogodnienie. Porażki najpierw z Helsinborgs IF, a potem z Hannoverem mają duży wpływ na morale zespołu. Ważne dla mnie jest to, że ta drużyna potrafiła się zmobilizować w trudnym meczu przeciwko Ruchowi. Właśnie na tym się skupię - by zespół uwierzył, że potrafi grać lepiej. Oczywiście będę też ćwiczył elementy piłkarskie.

A ewentualne braki fizyczne, kondycyjne da się szybko poprawić?
To jest zupełnie co innego oglądać zespół w telewizji, czy nawet na żywo, a widzieć go w codziennych treningach. Dopiero wtedy będę mógł ocenić potencjał poszczególnych graczy i - jeśli będzie potrzeba - reagować. Rzecz jasna liczę na pełną informację od asystentów, którzy w tej chwili lepiej znają tę drużynę. Będę te opinie konfrontował z tym, co widzę.

Jak Pan podchodzi do sprawy dyscypliny? Będzie Pan wprowadzał jakiś regulamin?
Profesjonalny futbol wymaga profesjonalnego podejścia. Każdy z tych graczy - a to są przecież profesjonaliści - musi wiedzieć, na co i kiedy może sobie pozwolić. Dla mnie takie podejście i dyscyplina są sprawami fundamentalnymi. Jest czas pracy, czas treningu i czas wolny.

Krążąc zatem wokół wrocławskich legend - czy na piwo w autobusie w drodze powrotnej po meczu Pan pozwoli?
Jak zdobędziemy mistrzostwo. Dopiero wtedy.

Zajrzy Pan do drużyn młodzieżowych, żeby ewentualnie dołączyć kogoś do zespołu?
Nie wiem, po co zadawać takie pytanie. Dla mnie to oczywiste. To przecież część mojej pracy.

Chciałby Pan popracować dłużej we Wrocławiu niż tylko do końca obecnego sezonu? Trzeba by wtedy chyba jednak zabrać psy do Wrocławia.
Wszystko zależy od wyników. Jeśli byłyby dobre, to z chęcią pracowałbym dalej. Konstrukcja umowy 1+1 jest jak najbardziej uczciwa. Czas tu jednak nie jest najważniejszy. Najważniejsze jest mieć przekonanie, że się jest w dobrym miejscu. A z psami to się jeszcze zobaczy (śmiech).

Rozmawiał Jakub Guder

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska