Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

135 lat tramwaje jeżdżą po Wrocławiu (ZDJĘCIA)

Hanna Wieczorek
Tramwaje jadące po moście Grunwaldzkim, lata 30. XX wieku
Tramwaje jadące po moście Grunwaldzkim, lata 30. XX wieku fot. Muzeum Miejskie Wrocławia
W miniony piątek Muzeum Miejskie Wrocławia otworzyło w Pałacu Królewskim wystawę "Przez wrocławskich ulic sto". Ekspozycja będzie czynna do końca września. O historii wrocławskich tramwajów, pisze Hanna Wieczorek.

Właścicielem wrocławskich, konnych tramwajów była spółka Bres-lauer Straßen-Eisenbahn-Gesellschaft. BSEG szybko rozbudowała sieć tramwajową. W 1885 roku uruchomiła ostatnią swoją trasę - linię okólną, która łączyła wrocławskie dworce. I, co ciekawe, w dużej mierze pokrywała się z trasą dzisiejszej linii "O".

Tramwaje konne długo nie miały konkurencji. Dopiero w 1893 roku spółka Elektrische Straßenbahn Breslau AG uruchomiła pierwszą linię tramwajową - z Grabiszyna na Rakowiec. Od razu okazało się, że wrocławianie bardziej cenią sobie wozy elektryczne od konnych. Bo te pierwsze nie dość, że zabierały trzy razy więcej pasażerów, to jeszcze były znacznie tańsze. Trudno się dziwić, bo na przykład konie mogły pracować tylko cztery godziny dziennie. W 1891 roku BSEG miało 337 koni i tylko 86 wozów.

Władze miejskie szybko doceniły znaczenie takiej komunikacji. Nadburmistrz Georg Bender powołał komisję tramwajową, która podejmowała decyzje dotyczące rozwoju transportu zbiorowego. We Wrocławiu toczyła się bowiem dyskusja nad tym, jak w przyszłości ma wyglądać transport miejski - czy ma zostać w gestii prywatnych spółek, czy miasto ma stworzyć swoje przedsiębiorstwo, czy też magistrat ma pełnić rolę jedynie organizatora przejazdów, zlecającego przewozy firmom prywatnym.
Ostatecznie wygrał pomysł utworzenia miejskiej spółki komunikacyjnej - Städtische Straßenbahn Breslau, którą powołano w 1901 roku. Budowała ona nie tylko własne trasy, ale też powoli przejmowała prywatnych przewoźników. W 1924 roku miasto zostało monopolistą w komunikacji miejskiej. I od razu zabrało się za porządki tramwajowe. Trzeba było przecież połączyć trzy różne sieci w jeden spójny system.

Trudno dzisiaj uwierzyć, ale początkowo linie tramwajowe nie były numerowane. Pierwsze konne wozy miały okrągłą tarczę na dachu ze znakiem graficznym. I tak czerwony pasek oznaczał, że skład jedzie na Szczytniki. Oprócz tego tramwaj miał prostokątną tablicę z nazwą krańcówki, czyli miejsca, gdzie kończył swój bieg. Wozy elektryczne spółki oznaczone były... prostokątnymi, kolorowymi tablicami.

Dopiero w 1909 roku wprowadzono jednolitą numerację - okrągłą tablicę na dachu, gdzie na czarnym tle widniała biała cyfra z numerem linii i prostokątną tablicę, gdzie na białym tle czarnymi literami napisana była końcówka trasy.

Na dodatek każda firma malowała swoje wozy na inny kolor. Tramwaje konne były zielone, prywatne elektryczne - biało-zielone, a miejskie - biało-czerwone (takie, jak ówczesna flaga Wrocławia). W latach 30. XX wieku tramwaje przemalowano na kolor kremowy, bo w owym czasie była to najmodniejsza, tramwajowa barwa.

I tu dochodzimy do powojennej zagadki - skąd się wzięły w naszym mieście niebieskie tramwaje? Związane są z tym dwie legendy. Pierwsza mówi, że na taki kolor przemalowali je lwowscy motorniczowie, by przypominały im ich rodzinne miasto. - To nieprawda - mówi Tomasz Sielicki, motorniczy i autor wystawy. - Lwowskie tramwaje były czerwone. Nie wiem natomiast, ile prawdy jest w opowieściach, że wozy przemalowano na niebiesko, bo w zajezdniach pozostały hektolitry takiej farby. Wiadomo jedynie, że pierwsze niebieskie tramwaje wyjechały na ulice Wrocławia w 1948 roku i woziły pasażerów na Wystawę Ziem Odzyskanych. Zresztą, funkcjonował wtedy slogan: "Niebieski tramwaj zawiezie Cię na wystawę". Potem Maria Koterbska zaśpiewała piosenkę o wrocławskich niebieskich tramwajach i było pozamiatane...

Niebieskie wozy zniknęły z ulic w latach 50. Zastąpiły je czerwone, które - zgodnie z odgórnym zaleceniem - jeździły w całej Polsce. Dopiero 20 lat później, za sprawą wrocławskich zakładów pracy, na szyny powróciły te niebieskie. Bo w latach 70. XX wieku zaczęto do Wrocławia sprowadzać nowoczesne, przegubowe wozy - tak zwane ogórki. Część została kupiona ze środków centralnych i te były oczywiście czerwone. Wozy sfinansowane przez zakłady pracy pomalowano na niebiesko. A potem na ten kolor przemalowano cały tabor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska