Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracił rękę, bo za późno trafił do szpitala?

Paweł Gołębiowski
20 km - taką odległość pokonał śmigłowiec. Dwa razy dalej wieziono pacjenta karetką
20 km - taką odległość pokonał śmigłowiec. Dwa razy dalej wieziono pacjenta karetką fot. Janusz Wójtowicz
W Akademickim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej we Wrocławiu amputowano rękę mężczyźnie, który uległ wypadkowi podczas wycinki drzew w lesie w Jodłowniku koło Bielawy.

- Do wypadku doszło w ostatnią sobotę, około południa. Drzewa wycinały tam trzy osoby z rodzinnego Zakładu Usług Leśnych. Jedno z nich przygniotło tego mężczyznę - mówi Jan Dzięcielewski, nadleśniczy Nadleśnictwa Świdnica.

Dodaje, że zdarzenie jest dramatem dla poszkodowanego i dla jego rodziny. Są jeszcze w szoku. - Nie wiem, czy młody 31-letni człowiek nie stracił ręki przez słabe działania służb ratunkowych - zastanawia się nadleśniczy. Dlaczego?

Podkreśla, że słyszał, że towarzysze rannego, w tym jego kuzyn, długo nie mogli dodzwonić się po pomoc. Kiedy już się udało, pogotowie ratunkowe zawiozło mężczyznę ze zmiażdżonym ramieniem karetką do Dzierżoniowa. Jednak oddział ratunkowy tamtejszego szpitala nie mógł mu pomóc. Wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Oceniam, że decyzja była właściwa. Trzeba było szybko działać, a w powiecie dzierżoniowskim nie ma szpitala, który mógł temu panu udzielić skutecznej pomocy. Konieczne było przetransportowanie go do innej placówki - wyjaśnia Tomasz Kliche, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala powiatowego w Dzierżoniowie.

W przeciwieństwie do tego, co wydarzyło się niedawno w Gostyniu, kiedy lotnicze pogotowie odmówiło pomocy rannemu pięciolatkowi, tym razem reakcja była stosunkowo szybka. Ale co z tego...

Śmigłowiec przetransportował mężczyznę do szpitala "Latawiec" w Świdnicy. - Lekarz będący w zespole ocenił, że stan pacjenta jest stabilny i trzeba go po prostu przetransportować do najbliższego oddziału ratunkowego - mówi Justyna Sochacka, rzeczniczka LPR.

Wybrano Świdnicę, ale okazuje się , że wybór nie był dobry. - Ręka była niedokrwiona. Trzeba było zszywać naczynia, a my nie mamy u siebie chirurgii naczyniowej. Nasz ortopeda rozłożył ręce - mówi doktor Jan Marszałek z "Latawca". Zastanawia się, czy w ogóle miało sens wzywanie śmigłowca. Potrzebne do tego procedury trwają długo, a transport karetką do Świdnicy czy do Wrocławia - nie.

- Przecież w tym przypadku bardzo liczył się czas. My po szybkim zdiagnozowaniu rannego, postanowiliśmy przetransportować go karetką do właściwego miejsca, czyli do Centrum Urazowego, znajdującego się w szpitalu przy ul. Borowskiej we Wrocławiu - tłumaczy Jan Marszałek.

W efekcie, rannego przetransportowano z Dzierżoniowa do pobliskiej Świdnicy śmigłowcem. A ze Świdnicy do bardziej odległego Wrocławia - karetką. Doktor Marszałek dodaje, że ranny w sobotę przeszedł operację, ale po trzech dniach podjęto decyzję o amputacji. Nie podejmuje się oceny, czy szybsze działanie pozwoliłoby rękę uratować.

Posłanka i lekarz Halina Szymiec-Raczyńska z Dzierżoniowa uważa, że sprawa powinna być wyjaśniona. - Być może trzeba było mężczyznę od razu przewieźć do Wrocławia. Zajmę się tą sprawą - deklaruje posłanka Ruchu Palikota.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska