Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Zaczęło się od bójki. Zakończyło strzelaniną na Gaju

Marcin Rybak
W piątek przed  godz. 16 na ul. Świeradowskiej padły strzały. Kilkanaście godzin wcześniej na Maślicach ktoś został pobity
W piątek przed godz. 16 na ul. Świeradowskiej padły strzały. Kilkanaście godzin wcześniej na Maślicach ktoś został pobity Paweł Relikowski
Sprawa piątkowej strzelaniny na ul. Świeradowskiej we Wrocławiu miała swój początek w czwartek około godz. 23 na wrocławskich Maślicach. Czterech zamaskowanych sprawców napadło i skatowało drewnianymi pałkami Karola, 30-letniego mężczyznę.

Z połamaną czaszką i stłuczonym mózgiem trafił do szpitala w nocy z czwartku na piątek. W poniedziałek odwiedziliśmy go tam. Dialog był bardzo krótki: - Dzień dobry, jestem dziennikarzem, chciałbym porozmawiać o tym, co się stało. - Nic się nie stało.

Dobrze zbudowany mężczyzna, leżący w jednym z wrocławskich szpitali szybko uciął rozmowę. Z policją też nie chce rozmawiać. Mówi, że nic nie pamięta i nie chce zgłaszać doniesienia o przestępstwie. Pobity 30-latek miał kolegów, którzy go chcieli pomścić. To znana w półświatku wrocławskim grupa młodych mężczyzn, trenujących sporty walki.

- Obstawiają bramki w dyskotekach, sprzedają narkotyki. To charakterne chłopaki - mówi człowiek z półświatka. Na ich czele stoi A., znany policji i prokuraturze. Toczy się przeciwko niemu proces o udział w gangu niejakiego "Szadoka", który próbował opanować wrocławski półświatek przed 10 laty.

Wojownicy zadarli z grupą, która ma swoją bazę na wrocławskim Gaju. To właśnie ludzie z Gaju napadli i pobili Karola. Tak przynajmniej rzecz interpretowali wojownicy. - Szef tych z Gaju jest brutalny i bezwzględny - opowiada jeden z naszych rozmówców. - Nie patyczkuje się, tylko od razu wyciąga broń i strzela. Podobno nawet policjantom, na oficjalnym przesłuchaniu, odgrażał się, że ich odj... jak się do niego za bardzo zbliżą. Jego ludzie obracają dziesiątkami kilogramów marihuany tygodniowo. Wśród liderów grupy z Gaju jest J., znany w półświatku od wielu lat. Wymieniany jest jako sprawca nieszczęścia wrocławskiego judoki Jakuba Tokarza. W lipcu 2004 roku w dyskotece Vulevu na ul. Świdnickiej Jakub został pchnięty nożem. Od początku jako sprawca wymieniany był J. "To prawda, ale nie było materiału dowodowego" - mówi były policjant.

Wojownicy postanowili wziąć odwet za pobicie w czwartek na Maślicach ich kolegi. W piątek po południu pojawili się na Świeradowskiej. - Ludzi z Gaju ktoś ostrzegł - twierdzi nasz rozmówca. - Byli przygotowani. Zaczęli strzelać. Przestrzelone zostało jedno z aut, którym na Gaj przyjechali wojownicy. Jego kierowca Wojciech P. został ranny w nogę. Leży w szpitalu. - To "miastowy" chłopak - mówi o rannym wrocławski policjant.

O co poszło? Dokładnie nie wiadomo. Jedni mówią, że grupa wojowników i ludzie z Gaju zaczęli rywalizować o to, które dyskoteki i agencje towarzyskie będą ochraniać jedni i drudzy. A co za tym idzie, kto gdzie będzie sprzedawał narkotyki. Według innej wersji, to sprzeczka o nierozliczone pieniądze z jakiejś transakcji. Chociaż równie dobrze chodzić może o urażoną ambicję albo o to, że ktoś z kimś pokłócił się na dyskotece.

Co dalej? - Wojownicy się zbroją. Będzie odwet - zapowiada jeden z naszych rozmówców. Ale bardzo dużo zależy od tego, jak szybko i sprawnie będą pracowali policjanci. Od tego, czy śledztwo posuwać się będzie na tyle szybko, by zapobiec kolejnej akcji zbrojnej. - Wielu ludzi uciekło z miasta. Boją się działań policji - opowiada człowiek z półświatka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska