Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze wrocławskie rowerowo-piesze piekiełko (LIST)

Wojciech Konik
Wrocławska policja ostatnio z dużą uwagą przygląda się rowerzystom
Wrocławska policja ostatnio z dużą uwagą przygląda się rowerzystom fot. Jerzy Wójcik
Nie milknie dyskusja, jak rowerzystów pogodzić na drogach z kierowcami, a na chodnikach - z pieszymi. Oto kolejny głos w tej sprawie - tym razem napisał do nas Wojciech Konik.

Szanowna redakcjo,
Od jakiegoś czasu na łamach waszego dziennika przewija się temat wrocławskiej wojny domowej pomiędzy rowerzystami i kierowcami. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że wojnę tę napędza magistrat, w charakterze "NATO" wysyła na ulice policję i straż miejską, a wszystko to służy zrobieniu zamieszania wokół siebie, a nie faktycznemu polepszeniu warunków komunikacyjnych w mieście.
Kiedyś było lepiej - to nie ulega wątpliwości. Pamiętam jak kilka lat temu wraz z kolegami z Kozanowa cieszyliśmy się każdym metrem ścieżek rowerowych we Wrocławiu i wybieraliśmy się w weekendy, aby sprawdzić jak są wykonane i dokąd prowadzą. Wtedy, aby uruchomić dla rowerzystów kierunek Pracze Odrzańskie/Janówek wystarczyło pociągnąć przez Maślice oddzielone od siebie chodnik i drogę dla rowerów. Dalej jechało się już poboczem, ale ruch nie był aż taki, żeby to specjalnie przeszkadzało.
Jeszcze do niedawna jeździłem po Wrocławiu chodnikami w rejonach "bezścieżkowych" i nie zauważyłem, aby kolidowało to specjalnie z ruchem pieszych. No oczywiście zawsze trafił się jakiś pieszy, który tempem zółwim tuptał środkiem chodnika, ale tacy ludzie przeszkadzają wszystkim - nawet innym pieszym. I na ogół maja najwięcej do powiedzenia na temat kultury innych użytkowników... zwykle mówią, zapominając o kulturze słowa.
Obecnie doświadczamy w mieście "nowatorskich" rozwiązań rodem z filmów Tima Burtona. Cały ten magiczny "węzeł" rowerowy na Świdnickiej pomiędzy Kościuszki, a nasypem kolejowym woła o pomstę do nieba. Zamiarem twórców było za pewne wysublimowane eliminowanie rowerzystów w wypadkach z samochodami przy jednoczesnym zmaksymalizowaniu ocen za widowiskowość wypadków. Kosztem rowerzystów utrudniono ruch samochodowy za sprawą rozdzielenia pasa do jazdy na wprost i do skrętu w prawo w Piłsudskiego. Kiedy kierujący pojazdem chce zmienić pas musi uważać na rowerzystów, którzy są zdecydowanie wolniejsi od aut. Podobnie mają się wydzielone pasy postoju rowerów przed światłami? Jaki cel ma ustawianie dużo wolniejszych rowerów przed samochodami?
Jedyny w miarę trafiony pomysł, to kontrapasy na drogach jednokierunkowych. Niestety chronicznie, podobnie jak i drogi dla rowerów, zastawiane przez kretynów nie potrafiących parkować. Na szczęście na takie wezwania dość szybko reaguje straż miejska - no ale chodzi o pieniądze, więc trudno się dziwić.
Z drugiej zaś strony policja na spółkę ze strażą miejską organizują sobie sezony polowań na rowerzystów i wlepiają im mandaty za głupoty w stylu przejeżdżanie na kierowanych światłami przejściach dla pieszych. Rację miał czytelnik twierdzący, że ich działania mają na celu jedynie nakręcanie statystyki. Jak poprosiłem Pana i Panią strażników miejskiego o zwrócenie uwagi grupce pieszych, w tym matce z dzieckiem w wózku, defilujących po drodze dla rowerów, zostałem odprawiony prychnięciem ze strony Pani i wzruszeniem ramionami ze strony Pana. Wiem, że było wtedy gorąco i generalnie się nie chciało, ale to jest w końcu ich praca.
W Anglii i Holandii spotkałem się z rozwiązaniami bezkolizyjnymi dla ruchu pieszego i rowerzystów. Na szerokich chodnikach po prostu wydziela się obszar dla rowerów. Na wąskich, ruch rowerów odbywa się "środkiem". Piesi poruszają się bokami w przeciwnych kierunkach podobnie jak ma to miejsce w ruchu drogowym. Na przejściach dla pieszych wyznaczone są strefy dla rowerów i nie dochodzi do kolizji. Można? Można, tylko trzeba chcieć.
Nasz problem (wrocławski choć pewnie polski również) polega na głupim przeświadczeniu o tym, że "JA, KOWALSKI jestem najważniejszy we wszechświecie i wara wam od mojej wolności osobistej". Manifestuje się taka postawa w każdej sferze życia. Za daleko do popielnicy, to kiepa wyrzucę na środku chodnika lub z okna (nieważne - samochodu czy mieszkania na piątym piętrze). Idę chodnikiem jak mi się podoba - jak wam nie pasuję, to trudno. Ruchomymi schodami jadę trzymając się obu poręczy - jak Ci się śpieszy, to masz pecha. Ci "Kowalscy" na ogół na zwrócenie im uwagi reagują stekiem wykrzykiwanych inwektyw i zaciśniętymi pięściami...
W cywilizowanych krajach ten problem jest marginalny. Po chodnikach chodzi się po prawej stronie (w Anglii po lewej oczywiście;)), po schodach ruchomych porusza się stroną prawą pozostawiając lewą wolną dla "szybszych" od nas (nawet w UK), a auto parkuje się tak, aby mieściło się w wyznaczonym do parkowania polu i nie utrudniało ruchu innym użytkownikom parkingu czy drogi. Wszystkim użytkownikom.
To nasze polskie piekiełko okraszone hasłami o wolności osobistej. Z drugiej strony młodzi kierowcy, świeżo po egzaminie, jeżdżą zgodnie z przepisami. Dopiero po kilku miesiącach ulegają zezwierzęceniu typowemu dla wozaków i taksówkarzy (z całym szacunkiem dla grupki taksówkarzy jeżdżących zgodnie z przepisami). Nasuwa się zatem wniosek, że może to błąd systemowy, a nie natura ludzka. Chciałbym w to wierzyć. I chciałbym, żeby magistrat nie uszczęśliwiał nas więcej na siłę śluzami rowerowymi do których potrzebna jest instrukcja obsługi.
Wojciech Konik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nasze wrocławskie rowerowo-piesze piekiełko (LIST) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska