Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy z Dolnego Śląska: Złoto z komputerów

Grzegorz Chmielowski
Grzegorz Chmielowski
Grzegorz Chmielowski
Bohater tego lata, czyli firma Amber Gold, miała, jak sprawdzili dzielni policjanci, najwięcej złota głównie w swojej nazwie. A tak poza tym, to jakieś ilości, które nie rozpalają już wyobraźni. Zwłaszcza tych, którzy dali się zauroczyć obietnicami nadbałtyckiej spółki Marcina P. kilkunastoprocentowych zysków z lokat w żółty metal. Nad Bałtykiem zawsze lepiej wychodzili na bursztynie. Na marginesie tej sprawy miło przypomnieć, że dolnośląskie złote tradycje są zdecydowanie bogatsze. I nie chodzi bynajmniej o kroniki kryminalne.

Każdy Dolnoślązak wie, że kopaliśmy złoto na brzegach rzek, czy to nad Kaczawą, czy Bobrem. Albo na południu regionu, gdzie teraz turyści myszkują po starej kopalni w Złotym Stoku. Ba, nasi kopacze złota ze Złotoryi wybrali się nawet w sile pięciuset chłopa, by pogonić Tatarów na Legnickim Polu. Jak to się skończyło, wiadomo. Z bitwy nie wrócił żywy nie tylko książę Henryk Pobożny, którego z powodu braku głowy, rozpoznano po sześciu palcach u nogi. Ponoć bitwę przeżyło tylko siedmiu kopaczy złota, którym pomnik postawili Niemcy w czasie II wojny światowej.

Jeszcze w latach 30. XX wieku próbowano wypłukiwać złoto z piasków nad Kaczawą koło Nowego Kościoła, ale gdy okazało się, że drożej kosztuje drewno zużyte do budowy kopalni niż uzyskany kruszec, rozsądni Niemcy zajęli się hodowlą ogórków wokół ciepłej o każdej porze roku Legnicy.

Nie przeczuwali, że chodzą po ziemi, w której złota wbród, a znaleźli je dopiero nasi, kopiąc rudę miedzi. Zwłaszcza w podziemiach kopalni Lubin. Co ciekawe, górnicy dosłownie chodzą tam po złocie, bo najwięcej jest go w dolnych partiach złoża.
No i mamy jakieś 300-400 kg rocznie tego metalu, z odpadów pomiedziowych. Ale to nie koniec, bo KGHM właśnie ostatnio natrafił na żółty metal, poszukując złóż miedzi na terenie starego zagłębia koło Bolesławca.

Nie tylko górnicy i hutnicy potrafią znaleźć złoto, lecz i współcześni alchemicy. W latach 90. XX wieku w Legnicy odzyskiwano je z elektronicznych śmieci. I to po kilkadziesiąt kilogramów rocznie!

Złota z legnickiego oddziału Instytutu Metali Nieżelaznych byłoby jeszcze więcej, gdyby nie urzędnicy w ministerstwach. Bali się bowiem wyrazić zgodę na to, by Instytut sprowadził z Niemiec odpady, czyli komputery wycofującej się wtedy do Moskwy rosyjskiej armii, i oczyścił je z cennego metalu.

Nadgorliwość ministerialnych urzędników kosztowała nas wtedy sporo milionów. Szkoda, że nie zostało im nieco tej ostrożności do czasów, kiedy złote interesy zaczął robić nadbałtycki Amber Gold.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska