Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Unii można krzyknąć "sprawdzam"

Ryszard Czarnecki
Ryszard Czarnecki, dolnośląski poseł PiS do Parlamentu Europejskiego
Ryszard Czarnecki, dolnośląski poseł PiS do Parlamentu Europejskiego Mikołaj Nowacki
Warto wziąć udział w wyborach do parlamentu, nad którym unosi się duch kompromisu.

Europosłowie, zapraszam - zaapelował Marek Twaróg, redaktor naczelny "Polski-Gazety Wrocławskiej". W swoim tekście napisał, że polska, całkiem niezła reprezentacja ponosi porażkę, ponieważ "nie umie przekonać wyborców, że Parlament Europejski to nie tylko salon zajmujący się krzywizną banana, ale setki aktów prawnych, które bezpośrednio wpływają na nasze życie. Że europosłowie nie potrafią nawet przebić się z informacją, że już teraz ogromna część prawa, które u nas obowiązuje, tworzona jest na poziomie unijnym, a nie w Polsce" (PRZECZYTAJ CAŁOŚĆ) .
Marek Twaróg dziwił się, "dlaczego ludzie, którzy świetnie umieją przemawiać i argumentować, dobrze wypadają w telewizji, mają wiedzę o polityce krajowej i międzynarodowej, przez cztery lata nie potrafili nawiązać ze swoimi wyborcami dostatecznego kontaktu?".
W tej sprawie wypowiedzieli się już Lidia Geringer de Oedenberg z SLD, Konrad Szymański z PiS oraz Józef Pinior z SdPl. Dziś głos Ryszarda Czarneckiego, wybranego jako europoseł Samoobrony, obecnie polityka Prawa i Sprawiedliwości.

Dziękuję za zaproszenie do udziału w debacie ze strony Pana i gazety, którą czytam od 27 lat. Polska, Dolny Śląsk potrzebują takich właśnie debat, dyskusji, pluralizmu, ważenia różnych racji. Tymczasem w naszej polityce więcej jest propagandy sukcesu, PR, krzyku, epitetów niż rzeczowej wymiany poglądów. Cieszę się, że "Polska-Gazeta Wrocławska" tę lukę wypełnia. To ważne dla europarlamentarzystów, schowanych niejako w cieniu sejmowych bijatyk.

Nasza merytoryczna praca w Parlamencie Europejskim rzadko cieszy się zainteresowaniem mediów. To przykre, że nie europarlamentarne statystyki aktywności, lecz podejrzenie o gwałt na prostytutce wobec jednego z eurodeputowanych skoncentrowało uwagę środków masowego przekazu. Demokracja medialna XXI wieku ma swoje prawa, ale szkoda, że ciężka, codzienna praca w Brukseli i Strasburgu jest mniej efektowna w medialnym przekazie niż kompromitujące działania pojedynczych europosłów.
Jak więc w takiej sytuacji zwiększyć frekwencję w wyborach ? Właśnie m.in. przez pokazanie, na czym polega praca europarlamentarzysty, który w jednym z największych parlamentów świata, wśród blisko 800 deputowanych broni polskiej racji stanu i interesu swego regionu. Staram się to czynić.

Mam poczucie, że jestem jednym z ambasadorów mojego kraju. Chcę pokazać moim europejskim kolegom - na własnym przykładzie - że Polska jest krajem ludzi aktywnych i pracowitych. W ciągu 4 lat i 4 miesięcy wystąpiłem na forum PE 254 razy. Byłem autorem lub współautorem 192 rezolucji. Skierowałem również 87 oficjalnych, pisemnych pytań do Komisji Europejskiej i Rady Unii. To sucha statystyka, ale za nią kryją się tysiące godzin pracy.

Współorganizowałem również trzy międzynarodowe konferencje na terenie europarlamentu, a także przygotowałem trzy ekspozycje i wystawy. W ten sposób starałem się pokazać Polskę jako kraj i z tradycjami (wystawa poświęcona dziejom znaczka pocztowego w Polsce), i z poczuciem humoru (wystawa karykatur), i jako kraj nowoczesny, z wysoko rozwiniętą myślą naukową i techniczną.

Starałem się też swoją działalnością przełamać obecny w świadomości kolegów ze "starej Unii" stereotyp polskich europosłów, rzekomo aktywnych tylko wtedy, gdy dyskutowane są sprawy budżetu UE, polityki wschodniej i polityki energetycznej. Stąd też wielonurtowość tematyki przeze mnie podejmowanej.
Oczywiście, dochodziły do tego jeszcze bieżące interwencje, np. w sprawie wyzysku polskich pracowników przez pracodawców w Irlandii oraz w sprawie zagrożenia ekonomicznego lub konkurencyjnego dla branż przemysłowych w Polsce. Uczciwie jednak przyznam: nawet pokazanie własnej aktywności i stwierdzenie, że moi wyborcy mogą mieć satysfakcję z powodu dobrze wykonywanego przeze mnie mandatu, który mi powierzyli - nie wszystkich przekona, aby poszli na wybory liczniej niż w 2004 roku.

Może trzeba pokazać, że warto zagłosować w wyborach do instytucji, która - naturalne w demokracji - konflikty potrafi rozwiązywać zupełnie inaczej niż Sejm czy Senat w Polsce. W większości głosowań w Parlamencie Europejskim nie potrzeba używać karty do głosowania, bo we wcześniejszej procedurze bardzo często następuje konsensus, a wynik znany jest z góry. Jednak, aby zachować demokratyczny charakter głosowań, każdy poseł może krzyknąć "check", czyli "sprawdzam", i w ten sposób jednoosobowo doprowadzić do głosowania elektronicznego. Wszystko po to, by nie pozwolić na dyktaturę większości. Ciekawe, że już same względy proceduralne w europarlamencie wymuszają dochodzenie do kompromisu. Może to lekcja, którą powinni odrobić polscy politycy.

Trawestując anegdotę o polskich i amerykańskich politykach, można zażartować, że jak w Polsce umiera znany polityk, to nad jego grobem mówi się, że był mężem stanu, ponieważ nigdy nie szedł na kompromis, gdy natomiast w Europie umiera wybitny polityk, to w mowie pogrzebowej podkreśla się, że był mężem stanu, bo zawsze umiał znaleźć kompromis...
Czy nie warto więc wziąć udział w wyborach do parlamentu, nad którym, mimo wszystkich jego wad i błędów, unosi się duch kompromisu i szacunku dla cudzych poglądów, no i który generuje znacznie mniej afer niż parlamenty narodowe?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska