Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy z Dolnego Śląska: Jak Poznań poskąpił

Grzegorz Chmielowski
Grzegorz Chmielowski
Grzegorz Chmielowski
Lubimy ponarzekać na swoje. I to jak. Ostatnio na przykład na nadmierne zadłużanie się inwestycyjne samorządów. A tak się zdarzyło, że korzystałem z lotniska im. Henryka Wieniawskiego w nieodległym od nas Poznaniu. O ile na wrocławskim nowym lotnisku do samolotu wejdziemy poprzez rozpowszechnione już w Europie rękawy, czyli bezpośrednio z budynku terminalu, to u naszych północnych sąsiadów wciąż podwożą pasażerów autobusami pod samolot.

Co to oznacza na betonowej płycie lotniska przy 30-stopniowym upale, można sobie wyobrazić. Efekt jest taki, że ludzie klną na poznaniaków, że wybudowali nowy port, ale zabrakło im wyobraźni i odwagi, by wydać parę milionów więcej z myślą o pasażerach. Obraz całej ogromnej inwestycji staje się więc mniej ciekawy. Podobnie rzecz się ma z tzw. platformą widokową, czyli miejscem, skąd można obserwować manewry samolotów.

W Poznaniu nie da się tego zbyt długo robić, bo pomieszczenie nie jest klimatyzowane, więc żeby nie zejść na zawał czy udar, ludzie odpuszczają sobie podziwianie boeingów czy ATR-ów i uciekają do hal, gdzie można oddychać. Jak się już czepiam Poznania, to nie odpuszczę też oznakowania ulic, bo zabrakło im kilku złotych, by - wzorem innych - znaczek lotniska umieszczać na drogowskazach już przy wlotach do miasta.

Gdy wylądujemy na ziemi dolnośląskiej, w wielu miejscach usłyszymy głosy opozycyjnych radnych, że burmistrzowie i prezydenci wydają za dużo, biorą niepotrzebne kredyty i w ogóle zakładają pętlę finansową swoim następcom, a nawet pokoleniom. A powinni być rozsądni, czyli skromni, oszczędni niczym Władysław Gomułka.

Moim skromnym zdaniem, po pierwsze, na Dolnym Śląsku, poza Wrocławiem, inwestuje się nader umiarkowanie. Po drugie, uważam jednak, że zadłużanie, oczywiście w rozsądnych rozmiarach, nie musi oznaczać wywoływania wilka z lasu - wielkiej katastrofy, czyli bankructwa. W podlegnickich Kunicach był kiedyś taki wójt, który zadłużył urząd po uszy.

Koledzy samorządowcy mówili, że Janusz Mikulicz, bo o nim mowa, zniszczy gminę. A tymczasem stała się ona wielkim placem budowy, bo są tam uzbrojone tereny, na których można budować całe osiedla. To tak jak w domu: trzeba tyle wydawać, ile się zarobi - podpowiadają ostrożni radni. Tyle że zaciągnięte kredyty często sprawiają, że musimy więcej główkować, lepiej pracować, rozsądniej wydawać. A poza tym mamy to wymarzone mieszkanie czy samochód. Całkiem podobnie może być w gminie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska