Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekka atletyka. Kszczot pobiegł po srebro MŚ! (ZDJĘCIA)

Wojciech Koerber
Zawodnik RKS-u Łódź wicemistrzem świata w biegu na 800 metrów. Polak przegrał tylko z legendą rekordzisty świata, Davidem Lekutą Rudishą. A czy Paweł Fajdek chciał płacić za taksówkę... złotem?

Adam Kszczot nie rzucał słów na wiatr, gdy z pełnym przekonaniem twierdził, że do Pekinu wybiera się po medal, a najbardziej obawia się... siebie. We wtorkowym finale wpadł na metę jako drugi (1.46,08), za Kenijczykiem Rudishą (1.45,84), a przed tegorocznym odkryciem, Bośniakiem Amelem Tuką (1.46,30).

26-letni Kszczot nie był tym, który od początku forsował tempo, zresztą po prawdzie w stawce finalistów nikt taki się nie znalazł. Stąd wolniutkie pierwsze okrążenie (54,17, Rudisha). Na 200 metrów przed metą nasz reprezentant próbował się przebić do przodu po wewnętrznej części bieżni. Było jednak ciasno, zachwiało nim, lecz szczęśliwie rytmu nie zgubił. Przed wbiegnięciem na ostatnią prostą ponowił atak, w ten sam sposób, do samej mety trzymając się kilka metrów za rok starszym Rudishą, mistrzem olimpijskim z Londynu, mistrzem świata z Daeugu (2011) oraz rekordzistą globu (1.40,91). Na finiszu Tuka odebrał natomiast brąz rodakowi Rudishy, Fergusonowi Rotichowi, przecinając metę 0,05 sek. wcześniej.

W finale zabrakło obrońcy trofeum z Moskwy, Etiopczyka Mohameda Amana, zdyskwalifikowanego w półfinale. Na tym etapie rywalizacji odpadł również kolega Kszczota z Orlen Teamu, Marcin Lewandowski.

To dla Polski drugi medal MŚ na otwartym stadionie zdobyty przez 800-metrowca. Pierwszy krążek, brązowy, w 2001 roku przywiózł z kanadyjskiego Edmonton Paweł Czapiewski. Co ciekawe, oba te sukcesy trafiają również na konto trenera Adama Króla. A zatem... Kszczot Królem przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro? Pożyjemy, zobaczymy, rok przygotowań to szmat czasu. Można zbudować wielką formę, ale i zmagać się z kontuzjami, jak ostatnimi czasy Rudisha.

Póki co, jedynym polskim finalistą olimpijskim w biegu na 800 metrów pozostaje urodzony w Świdnicy mieszkaniec Kowar, Andrzej Kupczyk, człowiek o talentach rozlicznych. Biegał na bieżni i za bobslejem, a miał też do czynienia z hokejem. Dziś natomiast odpowiada za motoryczne przygotowanie bydgoskich siatkarek. W 1972 roku Dolnoślązak liczył na pudło w Monachium, lecz skończyło się miejscem siódmym. Być może zaważyła chwila, w której podarował sobie odrobinę luksusu. Bo lody zjedzone w stolicy miały - jak się okazało - gorzki smak. W każdym razie nie miały w sobie smaku medalu.

- Przed Monachium przygotowania miałem fantastyczne, nie przegrałem żadnego biegu. Ani w Sztokholmie, ani w Zurychu, Helsinkach i Oslo, gdzie w zimnie wykręciłem rekord Polski. Z treningu wynikało, że Henryk Szordykowski i ja jesteśmy w stanie pobiec 1,44,00. Na zwykłej ziemnej bieżni, bez zająca. W Turku atakowałem rekord Europy na kilometr, lecz przy 12 stopniach zabrakło 1,5 sekundy - opowiadał nam niedawno Kupczyk, ojciec Dawida, bobsleisty i pięciokrotnego olimpijczyka, chorążego polskiej ekipy z Soczi.

- Z Finlandii wróciliśmy na obóz do stolicy, na Bielany. Pojechaliśmy raz, przy otwartym oknie zresztą, na lody. Gardło zrobiło się białe, 40 stopni gorączki, a ja - zamiast odpuścić - poszedłem jeszcze na mocny tempowy trening. Rzecz działa się na 10, może 12 dni przed olimpijskim startem. Leczenie miodem niewiele pomagało, a dobrych leków nie było. Organizm się osłabił, doszło krwawienie z nosa. Eliminacje przebiegłem jeszcze spacerkiem, nawet się oglądałem. Półfinał też kontrolowałem, aby tylko wejść. A w finale już zabrakło mocy, choć może też popełniłem błąd. Wiało cholernie, a na 200 m przed metą poszedłem za dwójką Kenijczyków, tracąc siły na zewnętrznej. Trzeba było odpuścić. Dwa tygodnie później, w Helsinkach, wygrałem już z finalistami bardzo swobodnie - dodawał Kupczyk senior. Przypomnijmy, że w Londynie Kszczot i Lewandowski zakończyli olimpijski występ na półfinale.

W klasyfikacji medalowej MŚ prowadzi Kenia - 9 medali (4-3-2) przed Wielką Brytanią - 3 (3-0-0), Jamajką - 3 (2-0-1), Niemcami - 4 (1-2-1), Etiopią - 3 (1-2-0), Stanami Zjednoczymi - 6 (1-1-4) oraz Polską - 5 (1-1-3) i Kanadą - 4 (1-1-2). Jak widać, biało-czerwoni plasują się tuż za amerykańską potęgą, choć wiadomo, że bardziej miarodajna jest klasyfikacja punktowa, uwzględniająca najlepsze ósemki w każdej konkurencji.

Dodać jednak należy, że jeden z medali na kilka godzin Polska “straciła”. I to ten złoty. Otóż, jak donoszą pekińskie źródła, Paweł Fajdek, nasz człowiek z Żarowa koło Świdnicy, tak nonszalancko świętował obronę mistrzostwa świata, że swój krążek zostawił w... taksówce. Doniesienia są sprzeczne, choć pewne jest to, że młociarz wracał nocą z kolacji, na której pojawili się m.in. przedstawiciele Orlenu. Niektórzy twierdzą, że nasz sympatyczny siłacz zostawił medal w taksówce przez zmęczenie i roztrzepanie, inni z kolei, że planował zapłacić chińskiemu taryfiarzowi... złotem za podwózkę. My wiemy jedno. Że w sporcie jest czas pracy i czas zbierania owoców. Pracę wykonał Fajdek wzorowo, miał zatem pełne prawo poświętować. Zwłaszcza że bardzo wcześniej narzekał na chińskie jedzenie. Że niesmaczne, że mało i bez przypraw, w związku z czym je tylko tyle, by przeżyć. Tymczasem IAAF odradza stołowanie się na mieście, gdyż tamtejsze mięso może być tuczone specyfikami z indeksu środków zakazanych.

My zatem Fajdkowi wypominać nic nie będziemy. Potężny chłop, niech sobie podje. I popije. Na zdrowie!

MŚ w Pekinie

Program na środę - sesja popołudniowa: godz. 13 - tyczka (finał, K); 13.05 - oszczep (finał, M); 13.15 - 200 metrów (K, el.); 14.10 - 400 m ppł (K, finał); 14.30 - 200 m (M, półfinał); 15 - 3 000 m z przeszk. (K, finał); 15.25 - 400 m (M, finał).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska