Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci płaczą, a urzędnicy wyjechali na urlopy

Ewa Wilczyńska
Alan urodził się w szpitalu przy ul. Chałubińskiego. Personel zaalarmował policję, kiedy próbowała  go odebrać obca kobieta
Alan urodził się w szpitalu przy ul. Chałubińskiego. Personel zaalarmował policję, kiedy próbowała go odebrać obca kobieta TVN24/x-news
Wrocławianie walczą o powrót rocznego synka do domu. Zarzucono im zorganizowanie nielegalnej adopcji. Faktycznie chcieli oddać drugie dziecko innej kobiecie omijając procedury. Ale teraz nie tylko kilkutygodniowy Alan, ale i jego starszy, roczny brat, są skazani na życie w ośrodku opiekuńczym.

Sąd podjął taką decyzję, bo para na dobę trafiła do aresztu. Ale od tamtego czasu minęły już ponad dwa tygodnie. Oni wrócili do domu, a ich roczny syn dalej jest w ośrodku, choć kurator nie stwierdził, by dziecku czegokolwiek brakowało. Sąd jednak nie przyjrzał się sprawie. Adwokat pary przyznał, że ci, którzy się nią zajmowali, mieli już zaplanowane urlopy. Ale oficjalnie stwierdzili, że to nie ich kompetencje. I tak dokumentacja z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia trafiła do Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków. Papiery z jednego piętra na drugie przenoszono przez... tydzień.

O TYM PISALIŚMY: 18-latka próbowała oddać dziecko. Bo nie ma pracy

Dzieci cierpią, a sąd czeka. Tylko na co?

Na początku sierpnia media obiegła wiadomość: we Wrocławiu rodzice chcieli sprzedać dziecko. Oboje zostali zatrzymani. Zarzuty usłyszała też 30-latka, której chcieli, pomijając procedury, przekazać niemowlaka. Adwokat pary Łukasz Buczko zapewnia, że o zarabianiu nie było mowy. I tłumaczy: młodzi rodzice chcieli oddać syna, bo nie mieli pieniędzy, by go utrzymać. Już wychowują jednego chłopca. Ale teraz i on został im odebrany. Mimo że o żadnych zaniedbaniach nie było nigdy mowy. Mimo że kiedy wybuchła afera, kurator zbadał warunki, w jakich żyją, i nie miał uwag.

- Gdy sprawa wyszła na jaw, moi klienci trafili na dobę do aresztu, a chłopca zabrano do placówki opiekuńczo-wychowawczej. I już tam został - opowiada Łukasz Buczko. Za niedługo dołączy do niego młodszy brat. Alan był wcześniakiem, ważył tylko 1100 gramów, więc pierwsze tygodnie życia spędził w inkubatorze w szpitalu przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu. Teraz został już przeniesiony do łóżeczka, a stamtąd niebawem trafi do placówki przy ul. Parkowej. Tam, gdzie jest jego brat. Obydwaj będą czekali, aż sąd zajmie się ich sprawą.

Czas urlopów

- Po przesłuchaniu moi klienci zostali wypuszczeni do domu, dlatego od razu złożyłem wniosek, by mógł do nich dołączyć ich syn - mówi Łukasz Buczko. Minęły już ponad dwa tygodnie, ale dalej nikt się tym nie zajął. - Prokurator i sędzia odpowiedzialni za tę sprawę mieli już zaplanowane urlopy, dlatego chcieli szybko zakończyć procedury - zaznacza Buczko.

A potem stwierdzono, że w zasadzie to już nie jest sprawa Sądu dla Wrocławia-Śródmieście. To on zajmuje się tymi "najpilniejszymi", ale dwóch chłopców pozbawionych rodziców się w tej klasyfikacji nie zmieściło. I tak sprawa została przekazana do Sądu dla Wrocławia-Krzyki. Łukasz Buczko przyznaje, że to tak naprawdę dyskusyjne, bo jego klienci mieszkają na granicy tych dzielnic... Ale urlopy zrobiły swoje.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE:

Akta sprawy przez tydzień były przekazywane z jednego sądu do drugiego. Dzieli je dokładnie... jedno piętro! A chłopiec czeka, nie skarży się, ma w końcu dopiero rok. Zgodnie z procedurą rodzice mogą go odwiedzać. Widzenia są przewidziane na cztery godziny dziennie w ciągu tygodnia i dwie w weekendy. Wykorzystują je do ostatniej minuty, ale i tak tęsknią.

On odwiedza także w szpitalu Alana. Ona nie ma odwagi. Nie chce się przyzwyczaić, bo jednak dalej planują chłopca oddać. Nie stać ich na dwójkę dzieci. Marzy im się, że Alan trafi do kobiety, którą sami wybrali, gdy jako jedna z wielu odpowiedziała na ich ogłoszenie w internecie. Ale teraz to nie takie łatwe. W końcu wszyscy usłyszeli zarzuty.

Dobro dziecka
Sądowe procedury w takich sprawach potrafią ciągnąć się miesiącami. 2-letni Oskar w Pogotowiu Opiekuńczym zostanie przynajmniej do października. 2 sierpnia chłopiec uciekł w nocy z mieszkania i spacerował po świdnickich ulicach. Sąsiedzi mówili o nim "żywe srebro", no i faktycznie, mały niezauważony wymknął się śpiącej babci. Sąd postanowił poprosić o opinię Ośrodek Diagnostyczno--Konsultacyjny, ale ten nie ma na razie wolnych terminów.

Mariola Kurczyńska, dyrektorka Niepublicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Legnicy, do dziś pamięta chłopca, który trafił do niej po tym, jak na dwa lata został odebrany rodzicom, bo ci byli... bardzo religijni. O sprawie kilka lat temu było głośno, interweniował nawet Rzecznik Praw Dziecka i chłopiec wrócił do domu.

- Kompletnie wyłysiał na całym ciele, miał bóle głowy, zaburzenia snu i labilność emocjonalną - płakał, a po chwili się śmiał. Do tego dochodziły stany lękowe. Nie spuszczał z oczu matki, wieszał się na jej szyi, chociaż miał już 11 lat. Jego rozwój emocjonalny został zahamowany, właśnie przez brak poczucia bezpieczeństwa i przynależności- opowiada Kurczyńska. Podkreśla, że sąd odbierając dziecko rodzicom winien zachować daleko idącą ostrożność. Wiadomo, co innego gdy do głosu dochodzi alkohol i przemoc, ale kochającym rodzinom, które nawet mają jakieś problemy, lepiej pomagać.

- Przymusowa rozłąka z rodzicami zawsze ma jakieś konsekwencje - mówi psycholożka Aleksandra Lesiak. Zaznacza, że u młodszych dzieci może dać o sobie znać w przyszłości, bo na przykład będą borykać się ze stanami lękowymi. Albo mieć problemy z nawiązaniem trwałych relacji. - Dotyk i bliskość rodzica są bardzo ważne w rozwoju emocjonalności - tłumaczy Lesiak. Nie zastąpi ich przytulanie przez pielęgniarki i opiekunki, trudno też mówić o poczuciu bezpieczeństwa, kiedy odwiedzający rodzic sam nie radzi sobie z taką sytuacją.

Parze z Wrocławia jest podwójnie trudno. Mają nadzieję, że sąd szybko rozpatrzy ich sprawę. Ale na nasze pytanie o to, na jakim jest etapie, nikt w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu nie chciał odpowiedzieć. Ze względu na "dobro dzieci".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dzieci płaczą, a urzędnicy wyjechali na urlopy - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska