Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To smród nasz codzienny. Komuś się nie podoba?

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Od smrodu nikt jeszcze nie umarł, a na spowodowane przenikliwym chłodem zapalenie płuc - jak najbardziej. Oczywiście, nieprzyjemne wonie zdecydowanie częściej dopadają nas w upalne dni, gdy podróżujemy tramwajem lub miejskim autobusem.

Modyfikując zatem wspomniane powiedzonko, rzec by można, że lepiej czasami pomęczyć się w śmierdzącym towarzystwie niż wysiąść przedwcześnie i maszerować na piechotę do celu albo stracić pieniądze, wykupując bilet w kolejnym pojeździe na tej samej trasie.

Podobne dylematy przychodziły mi do głowy, gdy śledziłem dyskusję, która przetoczyła się ostatnio, także w internecie, po tekstach o cuchnących pasażerach na łamach naszej gazety. Najciekawszy był wniosek sformułowany przez rzeczników straży miejskiej i policji, że interwencje organów porządku publicznego są w takich sytuacjach bezpodstawne, bo żaden przepis w demokratycznym kraju nie zabrania nikomu śmierdzieć.

A gdyby nawet uznać, że ktoś zatruwa w ten sposób innym życie, to nie da się precyzyjnie określić granicy, po przekroczeniu której za smrodzenie trzeba by karać. Nikt nie wymyślił przecież narzędzia do pomiaru brzydkiego zapachu. Podchodząc do sprawy filozoficznie, można dojść do wniosku, że smród - podobnie jak czas u Alberta Einsteina- jest po prostu pojęciem względnym.

Czy to jest cena wolności? Czy w demokracji każdemu wolno cuchnąć i nikomu nic do tego? Tak jak mieszkać pod mostem i nawet w siarczyste mrozy gardzić wygodną pryczą w schronisku dla bezdomnych? Odpowiedź brzmi: trzy razy tak. Chyba nikt nie obiecywał, że w tym ustroju zawsze będzie przyjemnie.

Choć nie jesteśmy przecież zupełnie bezsilni. Po zakończeniu modernizacji Dworca Głównego we Wrocławiu kolejarze zatrudnili ochroniarzy, którzy m.in. mają za zadanie płoszyć sztajmesów. I to działa. Pamiętacie, jak przed remontem zalegali pod ścianami w głównym holu, rozsiewając wonie, od których co wrażliwsi pasażerowie bledli i zaczynali ciężko oddychać? Teraz osobnicy z fioletowymi nosami krążą grupkami wokół wypięknionego budynku, zaszywają się w pobliskich krzakach, ale na razie nie zaryzykowali wkroczenia do chronionej strefy.

Skoro strażnicy i policjanci nie chcą się zajmować smrodami w tramwajach i autobusach, to niech MPK stworzy lotną brygadę. Ekipa błyskawicznie dojedzie (doleci śmigłowcem?) na miejsce, oceni przeszkolonym węchem zasadność interwencji, wytarabani delikwenta na zewnątrz pojazdu, a na koniec wezwie dla niego... taksówkę (bo inaczej mógłby podać do sądu za napaść). Jesteście gotowi zapłacić rachunek za kurs?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska