Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierdzi w wielkim mieście, czyli Wrocław zatyka nos

Arkadiusz Gołka
Ilustracja Maciej Dudzik
Amerykanie pracują nad smrodliwymi pociskami bojowymi. Tymczasem na kontakt z taką bronią, często żyjącą i oddychającą, jesteśmy wszyscy narażeni. Ona jeździ autobusem, leży na środku osiedla, zalega w kanałach lub smaży się na... patelni. Na Dolnym Śląsku nie brakuje miejsc, w których z powodu fetoru nie sposób nie zatkać nosa. W tej sprawie węszył, dosłownie i w przenośni,

Podobno od smrodu jeszcze nikt nie umarł. Może to nawet prawda, tylko dlaczego w takim razie wojsko USA pracuje nad śmierdzącą bronią? Ma to być amunicja, która uwalnia silny zapach ścieków, połączony z odorem gnijącego mięsa. Wywołuje mdłości, panikę i zmusza do ucieczki. Pojawiają się jednak wątpliwości, czy taka metoda walki może być uznana za broń chemiczną, a przez to nielegalna?

Konwencja Genewska zabrania krzywdzenia cywilów. Niestety, nikt i nic nie może zakazać atakowania na różne sposoby odorem mieszkańców wielkich miast. Wrocław nie jest tu wyjątkiem, szczególnie latem. Przecież praktycznie codziennie każdy z nas styka się z bronią chemiczną w postaci spoconych, kiepsko pachnących (mówiąc delikatnie...) współpasażerów tramwaju, dającej się we znaki kanalizacji miejskiej, barów z egzotycznym jedzeniem z zepsutą wentylacją albo leżącego na środku podwórka lub drogi łajna...

Śmierdzące pachy, masa obornika i inne "atrakcje"
- Niedawno, w prawdziwie upalną sobotę, jechałem tramwajem do centrum miasta. Był potworny tłok, a tuż obok mnie stał sapiący facet w podkoszulce bez ramiączek. Trzymał się uchwytu, odsłaniając pachę. Nie wiem, kiedy ostatni raz brał kąpiel, ale - jak sądzę - było to przed Bożym Narodzeniem - relacjonuje Wojciech Kaczawski, wrocławianin. - Smród zjełczałego potu był nie do zniesienia. Musiałem tak przejechać przez pół miasta. Sądząc po minach innych pasażerów, oni też nie byli zachwyceni.
Chyba wszyscy znaleźli się kiedyś w podobnej sytuacji. Ale już nie każdy odwiedził Rędzin, a konkretnie rozpadającą się stodołę na podwórku przy ul. Wędkarzy 14. Ja to zrobiłem. Niezapomniane przeżycia! I obym nigdy nie musiał już tam wracać.
W wielkiej, porzuconej drewnianej ruderze, na ścianach której widnieje ostrzeżenie o groźbie zawalenia, zalega od 18 lat sprasowana warstwa... obornika. Ale nie jest to widok, jaki możemy zobaczyć w przeciętnej polskiej wsi. Ta stodoła jest nim wypełniona w całości - aż po rozpadający się dach.

Mężczyzna, który ją zajmuje, hodował tam stado owiec. I nigdy nie raczył po nich posprzątać. Żeby choć zbliżyć się do stodoły, musiałem zrobić kilka podejść. Gdy w końcu się przemogłem, do oczu nabiegły mi łzy. Cieszyłem się, że byłem tam przed obiadem. Szybko jednak zacząłem żałować, że zjadłem śniadanie.
- Przyzwyczaiłam się już do życia w tym odorze - wyjaśnia pani Leokadia Chrzan, która mieszka naprzeciw stodoły od 30 lat. - Chociaż trudno nie narzekać. Tak jak sąsiedzi mam problemy ze zdrowiem i to na pewno przez to. Męczą mnie duszności i kiepsko śpię. A tego gnoju nikt nie chce wywieźć - żali się kobieta.

I pomyśleć, że na coś takiego można się natknąć w mieście obwołanym szumnie Europejską Stolicą Kultury 2016.
Problemy z nieco innym przykrym zapachem mają mieszkańcy Pracz Odrzańskich. To dlatego, że niedaleko znajduje się Wrocławska Oczyszczalnia Ścieków Janówek. Jednak kłopotliwa woń dociera do nich stamtąd tylko czasami - głównie wtedy, gdy zawieje wiatr z północy.
- Na co dzień nic nadzwyczajnego nie czujemy. Czasami tylko musimy szczelnie zamykać okna - mówi Klaudia Szostak, mieszkająca przy ul. Brodzkiej.

- Ale gdy tylko wybieramy się razem w stronę oczyszczalni rowerami, natychmiast zawracamy przed główną bramą. Wolimy czym prędzej uciekać - dodaje ze śmiechem jej koleżanka Kamila Niewierska.

Nie zabija, jednak na pewno też nie pomaga

Dwie mieszkanki Pracz, omijając oczyszczalnię, postępują rozsądnie. To dlatego, że długotrwałe narażenie na smród nikomu nie wychodzi na zdrowie.
W jaki sposób brzydki zapach wpływa na organizm człowieka?
- To zależy od składu tego zapachu. Związki organiczne, takie jak węglowodory, alkohol czy estry, mogą powodować narażenie zdrowia człowieka w trakcie różnych procesów technologicznych, związanych z pracą. Niektóre z nich szczególnie działają na nasz układ nerwowy - tłumaczy dr hab. Bogusław Paradowski, specjalista neurolog z Akademii Medycznej we Wrocławiu. - Na przykład niektóre rozpuszczalniki przy długim wdychaniu mogą doprowadzić do uszkodzenia mózgu i móżdżku. Inne substancje lotne, takie jak dwusiarczek węgla, dający zapach zgniłych jaj, czy te zawarte w farbach, mogą powodować uszkodzenie nerwów obwodowych w przypadku długiego działania - dodaje.

Oprócz bólów głowy, zaburzeń koncentracji czy problemów ze snem, czasami okrutny fetor może nawet wywoływać ostry zespół choli-nergiczny. Narażeni na niego są na przykład rolnicy, używający pestycydów. - Chory staje się wtedy niespokojny, ma zaburzenia widzenia, a nawet ślinotok - precyzuje dr hab. Paradowski.
Mniej więcej trzy lata temu ogromny problem ze smrodem siarkowodoru mieli wałbrzy-szanie z dzielnicy Sobięcin. Zapach pochodził z bajorka w centrum dzielnicy. Nie udało się ustalić, co było jego przyczyną. A mieszkańcy nawet latem nie mogli otworzyć okien.
Za to odetchnąć pełną piersią nie mogą niektórzy mieszkańcy Lubina. Do dziś dokucza im nieznośny odór, który zależy głównie od pogody i ciśnienia. Podejrzenia lubinian padają na graniczące z miastem wysypisko śmieci...

Można się uodpornić
Regularny kontakt ze ściekami nie jest problemem dla Marka Kubiaka, mistrza sieci kanalizacyjnej Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji we Wrocławiu. Sprawuje swoją funkcję już od 7 lat.
- Regularnie schodzę do kanałów. Najgorszy jest północny rejon miasta. Ogólnie wrażenia zapachowe zależą w tej pracy od tego, gdzie znajdują się pompownie i studzienki. Decydują też pogoda i ciśnienie - opowiada pan Marek. - Przed każdym zejściem sprawdza się specjalnym urządzeniem, czy w kanale nie ma niebezpiecznych gazów. Stosujemy też chemię, która zabija swąd. Potem otwieramy dwie lub trzy sąsiednie studzienki wzdłuż ulicy, by je przewietrzyć - wyjaśnia.

Pan Marek przebywa w kanale najwyżej kilka minut. Zawsze ma przy sobie butlę tlenową. Jednak dzięki rozwojowi techniki on i jego koledzy nie muszą za każdym razem przeciskać się przez kanały. Robią to za nich urządzenia do oczyszczania rur z osadu. - Ludziom wydaje się, że moja praca to coś strasznego. A jakoś żyję i po tych latach nie czuję już odoru - puentuje.
Nie dziwi to Iwony Rackiewicz, eksperta od ochrony powietrza i uciążliwości zapachowych.

- W wyniku działania na nas różnych zapachów przez dłuższy czas, przyzwyczajamy się do tego. To naturalne i zależy od natężenia brzydkiego zapachu, czasu, w jakim jesteśmy na niego narażeni, i wrażliwości naszego węchu - wyjaśnia.
Przez dłuższy czas na takie nieprzyjemne zapachy narzekali mieszkańcy bloku przy ul. Ołtaszyńskiej 92 we Wrocławiu i pracownicy mieszczącego się w nim Banku Zachodniego. W budynku nie działała wentylacja, a na dole mieści się restauracja Kokoya, serwująca dania koreańskie.

- Zapachy przy smażeniu potraw buchały i przeszkadzały lokatorom mieszkań znajdujących się powyżej restauracji. Dlatego wycofane zostały niektóre dania. Choć mogliśmy podawać w tym czasie sushi, bo to surowa potrawa - mówi pani Aleksandra, menedżerka Kokoyi.
Wentylacja została już naprawiona przez zarządcę budynku. - Naszą restaurację zbadał sanepid i stwierdził, że wszystko jest w porządku. Problem więc zniknął - dodaje.

Naturalny system obrony
Dr Waldemar Goldeman, chemik z Politechniki Wrocławskiej, wskazuje na jeszcze jeden kłopot, związany z ciągłym narażeniem na fetor.
- Chyba każdemu zdarzyło się jeść z zatkanym nosem i odnosić wrażenie, że nasze ulubione danie smakuje gorzej, niż zwykle lub wręcz wydaje się nie mieć smaku. Węch jest bardzo powiązany właśnie ze zmysłem smaku - tłumaczy.
Jak dodaje, natura po prostu w taki sposób ostrzega nas przed spałaszowaniem czegoś szkodliwego. Stąd odór zepsutych ryb, przypominający tzw. trupi zapach. Innym powszechnym smrodem jest kwas masłowy, odpowiadający za charakterystyczne zapachy zjełczałego masła albo spoconych stóp.

- Ale to, co dla jednych jest smrodem nie do zniesienia, dla innych jest tylko nieco nieprzyjemnym zapachem - dodaje.
Ciekawe, czy amerykańska armia wzięła to pod uwagę. Być może, co pokazuje kilka opisanych ludzkich przypadków, zapach ścieków czy gnijącego mięsa może być czymś niemal naturalnym...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska