Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Zatoń pomógł znokautować Węgra

Wojciech Koerber
Wrocławianin Rafał Petertil, od soboty mistrz świata
Wrocławianin Rafał Petertil, od soboty mistrz świata Janusz Wójtowicz
Rafał Petertil (Fighter Wrocław) znów na topie. Wrócił nań w wieku 32 lat.

Jak już pisaliśmy, w sobotę zdobył w Płocku tytuł zawodowego mistrza świata WKA (kat. 79 kg), a walka toczyła się na zasadach K-1. Bez ochraniaczy, 5x3 minuty.

To największy sukces w karierze Petertila. Pas trafi na półkę, gdzie są już trofea za kickbokserskie mistrzostwo Europy WAKO, czy drugie miejsce w Grand Prix Polski K-1. I jeszcze jedno. Nie jest to - używając terminologii Andrzeja Gołoty - żaden półpasiec. Organizację WKA uznaje się w światku za jedną z trzech najbardziej prestiżowych. Dokładniej rzecz biorąc - klasyfikuje się ją na drugim miejscu, tuż za WAKO PRO. Tak, z tym pasem można się pojawić na mieście.

Droga po tytuł do prostych nie należała. W zasadzie była to droga krzyżowa. Mowa nie o samej walce, lecz o przeszkodach, które wcześniej się piętrzyły. I z którymi trzeba było się uporać.
- To prawda, pojedynek dwukrotnie odwoływano, a kontuzja goniła kontuzję. Najpierw cztery tygodnie dokuczał kręgosłup. Później przyplątało się zapalenie mięśnia podkolanowego - wylicza Petertil.

Ta druga kontuzja miała jednak i dobre strony. Trenował wówczas wojownik głównie ręce, poprawiając umiejętności pięściarskie.
- Rzeczywiście, najtrudniej było na tę walkę dotrzeć. Jak już grali hymn, to pomyślałem sobie, że dziewięćdziesiąt procent drogi za mną. Że została już tylko najmniejsza cząstka - dodaje.
Ta cząstka nazywała się Imre Zsolt i pochodziła z Węgier. Pierwotnie miał się spotkać Petertil z innym naszym bratankiem, Istvanem Antalem, jednak kilka tygodni przed godziną zero nastąpiła zmiana rywala.
- Ponoć miesiąc przed walką Antal doznał kontuzji. Wydaje mi się, że mieli oni turniej i Zsolt wygrał, stąd ta zmiana, by zwiększyć szanse na zwycięstwo. W każdym razie miał ten mój rywal czas na przygotowanie. A okazał się niezwykle twardy - twierdzi nasz zawodnik.

Samego przebiegu walki lepiej nie można było sobie wymarzyć. Jak to wyglądało zza gardy mistrza? - Pierwsza runda: trafiłem go lewym hakiem na wątrobę. Był liczony, wstał równo z gongiem, więc nie mogłem go dokończyć. To 22-letni chłopak, o dekadę młodszy ode mnie, lecz bardzo twardy. Dostał mnóstwo kopnięć i ciosów, ale to go nie osłabiło. Wręcz przeciwnie. Od trzeciej rundy zaczął się odgryzać. Na punkty prowadziłem. Pięć sekund przed końcem walki Zsolt padł nieprzytomny po okrężnym kopnięciu na szyję. Leżał tak z dziesięć minut - mówi Petertil.

Była to bodaj najlepsza walka podczas gali Angels of Fire, organizowanej przez Tadeusza Kopcińskiego, byłego menedżera Marcina Różalskiego. Recepta na sukces? Wypisał ją świetny naukowiec, prof. Janusz Zatoń z wrocławskiej AWF.
- Duże podziękowania dla pana profesora, bo zmienił mój trening o 180 stopni. Kondycyjnie nareszcie nie miałem żadnych problemów, byłem bardziej dynamiczny. Długo by opowiadać o tych zmianach - zaznacza wrocławianin. No właśnie, tylko po co się tą wiedzą dzielić?

Gdy chodzi o przygotowanie bokserskie, sporo czasu spędził przy Petertilu olimpijczyk z Barcelony, Robert Buda. Stał też w czasie walki przy narożniku. Obok Tomasza Skrzypka, rzecz jasna, czuwającego nad całością.
Co dalej?
- Chciałeś rower, to teraz pedałuj - rzekł Zbigniew Boniek do Grzegorza Laty po przegranych wyborach na szefa PZPN. Tu jest podobnie. Chciałeś pasa, to go teraz broń! - I będę, bo taki jest plan. Kolejna gala z cyklu Angels of Fire ma się odbyć w przyszłym roku we Wrocławiu - wyjaśnia Petertil.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska