Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wołoszański wraca kręcić na Dolny Śląsk

Artur Szałkowski
Bogusław Wołoszański (w środku) ze swoimi aktorami: Anną Dereszowską i Pawłem Małaszyńskim
Bogusław Wołoszański (w środku) ze swoimi aktorami: Anną Dereszowską i Pawłem Małaszyńskim Marcin Oliva Soto
Rozmowa z pomysłodawcą serialu Bogusławem Wołoszańskim o kontynuacji "Tajemnicy Twierdzy Szyfrów", która będzie kręcona na Dolnym Śląsku.

Pasjonaci sekretów III Rzeszy powinni być usatysfakcjonowani. Zamierza Pan nakręcić kontynuację "Tajemnicy Twierdzy Szyfrów".

Liczę na to, że Telewizja Polska będzie chciała powtórzyć sukces artystyczny i finansowy, jakim był serial. Każdy odcinek gromadził przed telewizorami od trzech do trzech i pół miliona osób. Dzięki temu sukces komercyjny odniosła również Telewizja Polska, która była jego producentem.

Ale "Twierdza" nie odniosła sukcesu tylko w Polsce.

Serial został kupiony przez stacje telewizyjne z Węgier, Słowacji, Czech, Japonii i niebawem przez jedną ze skandynawskich. Wobec tych faktów, naturalną koleją rzeczy był pomysł kontynuacji serialu.

O czym będzie film?

Będzie adaptacją mojej powieści "Sieć - ostatni bastion SS".

To jest historia oparta na faktach?

Wydarzenia opisane w książce są kontynuacją powieści "Twierdza Szyfrów". Akcja rozgrywa się w pobliżu zamku Tzschocha (Czocha), zamku Książ oraz podziemnym kompleksie Riese w Górach
Sowich na Dolnym Śląsku. Głównym bohaterem książki jest oficer polskiego wywiadu Jan Tarnowski ps. Johann Jorg, którego zadaniem jest zdobycie informacji o nazistowskiej organizacji konspiracyjnej ODESSA. Zajmuje się ona ukrywaniem majątku SS i niemieckich przemysłowców oraz transferem niemieckich zbrodniarzy przez Watykan do Argentyny i Boliwii.

Czy są jakieś dowody na to, że majątek bądź tajne dokumenty naziści ukryli na Dolnym Śląsku?

Nie ma na to jednoznacznych dowodów. Tylko w niemieckim Bundesarchiwum są dokumenty świadczące o tym, że po rozpoczęciu bombardowań Berlina akta Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy mogły trafić do zamku Książ. Nie ma natomiast jakichkolwiek śladów dotyczących przeznaczenia podziemnego kompleksu Riese w Górach Sowich. Niemcy mogli zniszczyć lub ukryć jego dokumentację. Mogła ona również zostać przechwycona przez Rosjan lub Amerykanów.

Co Niemcy robili w Górach Sowich?

Moim zdaniem podziemia w Górach Sowich były związane z niemieckim programem nuklearnym lub pracami nad nowymi rodzajami broni. Są dowody na to, że hitlerowcy pracowali nad odpowiednikiem dzisiejszego promu kosmicznego, który skonstruował Eugen Sänger, i samolotem Ju 390, który przeleciał z Europy w pobliże Nowego Jorku i z powrotem.

Prom kosmiczny? I co jeszcze?

Wiele wskazuje, że pracowali również nad skonstruowaniem latających talerzy i bronią elektromagnetyczną. Osobą nadzorującą tajne projekty III Rzeszy był generał SS Hans Kammler. Po zakończeniu wojny zaginął bez wieści i nigdy nie udało się go odnaleźć.

Przekonał się Pan osobiście, że kręcenie filmu w podziemiach Riese nie jest prostą sprawą.

Nakręciliśmy tam jedną z najbardziej efektownych scen filmu. Marsz w wodzie komandosów z pochodniami. Było z tym jednak sporo problemów. Problemy mieliśmy również w podziemiach zamku Czocha, gdzie planowaliśmy scenę z udziałem szczurów. Do współpracy zaprosiliśmy dwie panie, które były treserkami szczurów i miały własne zwierzęta. Okazało się jednak, że szczury wcale nie były tresowane, tylko prawdopodobnie nafaszerowane jakimiś środkami uspokajającymi. Siedziały otumanione w gromadzie i nigdzie nie chciały się ruszyć. Dlatego zrezygnowaliśmy z usług treserek i szczury w filmie nie zagrały.

Czy oprócz szczurów pojawiały się jeszcze jakieś problemy?

Największym była pogoda. Brak śniegu pokrzyżował nam plany nakręcenia ujęć w scenerii srogiej zimy. W grudniu było tak ciepło, że na planie filmowym pojawił się nawet motyl, który usiadł na kamerze. Udało mi się zrobić zdjęcie tego niezwykłego zjawiska. Nieudane były również wybuchy w bardzo trudnej scenie ataku na konwój. Pirotechnicy, mimo asysty straży pożarnej, bali się, że wzniecą pożar lasu i zrobili bardzo słabe ładunki wybuchowe. Zamiast efektownych eksplozji, pojawiły się wystrzały kapiszonów.

Scenę trzeba było powtórzyć?

Niestety, tak. Przygotowywanie nowych ładunków wybuchowych nadzorowałem osobiście. Później efekty pracy pirotechników nie budziły już zastrzeżeń. Ładunek, który odpalili w jednej z kolejnych scen, wywołał przerażenie na twarzy Pawła Małaszyńskiego, a z okien pobliskiej elektrowni wyleciało piętnaście szyb.

Zapłaciliście za zniszczenia?

Okna zostały ponownie oszklone na nasz koszt.

W kontynuacji serialu chce Pan również poruszyć sprawę, która budzi sporo emocji w stosunkach polsko-niemieckich.

W rzetelny sposób zamierzam pokazać sprawę wysiedleń Niemców po zakończeniu II wojny światowej. Polacy nie mogą oddawać w tym temacie pola Erice Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych. Ta pani kłamie i myli pojęcia ucieczek Niemców w obawie przed nadciągającą Armią Czerwoną z wysiedleniami, które miały miejsce później. Trzeba pamiętać, że to hitlerowska propaganda podsycała nastrój przerażenia przed Rosjanami i zachęcała Niemców do ewakuacji na zachód. Dlatego powinniśmy przestać nabierać wody w usta i głośno mówić, jak było naprawdę.

"Tajemnica Twierdzy Szyfrów" to serial szpiegowski. Dlatego nie brakuje takich, którzy wytykają również Panu działalność agenturalną.

(śmiech) W zarzuty działalności szpiegowskiej wmanewrował mnie Instytut Pamięci Narodowej. To instytucja, która zajmuje się tym zawodowo. Najlepszym przykładem są ostatnie ataki IPN na Lecha Wałęsę. Dziwi mnie tylko, dlaczego nikt dotychczas nie zainteresował się okolicznościami powołania prezesa IPN, a to nadzwyczaj ciekawa sprawa. Dlaczego nikt nie wyjaśnia nocnych poszukiwań "haków". Może dzielni badacze z IPN to odkryją…

Kiedy ekipa filmowa pod Pana kierownictwem pojawi się na Dolnym Śląsku ponownie?

Wszystko zależy od decyzji Telewizji Polskiej. Jeżeli tak się stanie, to chcę, aby w kolejnych odcinkach serialu zagrali ci sami aktorzy.

Czyli piękniejsza część widowni może liczyć na to, że bożyszcze kobiet Paweł Małaszyński znów u Pana zagra?

Mam nadzieję. Teraz musimy sprawdzić, czy plany zawodowe aktorów nie pokrywają się w czasie z kręceniem filmu. To wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.

Kiedy ruszą zdjęcia na Dolnym Śląsku?

Mam nadzieję, że pierwszy klaps na planie padnie na przełomie wiosny i lata przyszłego roku. Akcja filmu rozpoczyna się bowiem po zakończeniu II wojny światowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska