Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektor mogła zrobić więcej. Wyrok za śmierć chłopca na boisku szkolnym

Marcin Rybak
Dziś w miejscu, gdzie kiedyś stał mur z feralną siatką, stoi szkolna hala sportowa
Dziś w miejscu, gdzie kiedyś stał mur z feralną siatką, stoi szkolna hala sportowa fot. Janusz Wójtowicz
Na rok więzienia, w zawieszeniu na trzy lata, sąd skazał Ewelinę G., byłą dyrektorkę Gimnazjum nr 3 przy ul. Świstackiego we Wrocławiu. Uznał, że jest win-na śmiertelnego zaniedbania. W 2006 roku na szkolnym boisku zginął tam 14-letni Filip porażony prądem. Sąd uznał, że pani dyrektor - choć wiedziała o awarii, która spowodowała tragedię - nic z tym nie zrobiła.

Na 10 miesięcy więzienia, w zawieszeniu na trzy lata, skazano też Zygmunta L. - wtedy dyspozytora Zakładu Energetycznego. On też nic nie zrobił z informacją o awarii. Obydwoje mają także pisemnie przeprosić rodziców Filipa. Wyrok (nieprawomocny) zapadł 30 maja w Sądzie Rejonowym Wrocław-Krzyki. Było to już trzecie sądowe rozstrzygnięcie w tej sprawie. Dyrektorka G. w 2008 r. została skazana, a w 2011 r. uniewinniona. Obydwa poprzednie wyroki były uchylane do ponownego rozpoznania przez sądy wyższej instancji.

Dramat spowodowało przebicie prądu z przewodu zasilającego zakład czyszczenia pierza, który funkcjonował wtedy koło szkoły. Prąd płynął przez siatkę zamontowaną na otaczającym szkołę murze. Mur miał co prawda 3,5 m wysokości, jednak dzieci i młodzież, korzystające z boiska, wspinały się na niego, żeby skrócić sobie drogę po piłki wypadające za ogrodzenie.
Tak też było 30 lipca 2006 r. Filip wspiął się na mur. Chwycił rękoma siatkę. Oparł się też o metalowy kosz do gry. Wtedy poraził go prąd. Jak ustalono w śledztwie, pani dyrektor już dwa tygodnie przed wypadkiem była informowana o tym, że przez siatkę na murze płynie prąd. Alarm podniosła Barbara C., matka chłopca, który został - na szczęście niegroźnie - porażony prądem, gdy dotknął siatki.

Barbara C. zadzwoniła na policję i pogotowie energetyczne. Zgłosiła problem również woźnej w gimnazjum. Ta z kolei zeznawała w śledztwie, że opowiedziała o wszystko dyrektorce gimnazjum.

Ewelina G. zaprzeczała tej rozmowie. Wyjaśniała, że woźna miała obowiązek sprawę wpisać do zeszytu usterek. Sąd ocenił te wyjaśnienia jako "kłamliwe i wykrętne". Ocenił, że inne uzyskane w śledztwie dowody jednoznacznie wskazują na to, że do rozmowy z woźną jednak doszło, a było to 14 lipca 2006 r.

Obowiązkiem dyrektorki była natychmiastowa likwidacja zagrożenia. Tak samo działać powinien - a nic nie zrobił - dyspozytor z Zakładu Energetycznego.

Oskarżeni powinni byli - ocenia sąd w uzasadnieniu wyroku - przewidzieć, że nie usuwając awarii, narażają innych na poważne niebezpieczeństwo.

Fakt, że siatka była na bardzo wysokim murze, niczego nie zmienia. Bo wszyscy w szkole wiedzieli, że uczniowie często na niego się wspinali, żeby skrócić sobie drogę po piłkę. Jedyną osobą, która w całej sprawie zachowała się tak jak trzeba, była Barbara C., matka chłopca niegroźnie porażonego prądem w połowie lipca. To ona - wskazuje sąd - zaalarmowała wszystkie możliwe instytucje. Wiedziała bowiem, jak groźna jest sytuacja.

Wystarczyło, by pani dyrektor zadzwoniła do służb odpowiedzialnych za usuwanie awarii. Dyspozytor Zygmunt L. powinien był zlecić kontrolę. Wtedy - ocenia sąd - do wypadku by nie doszło i Filip by żył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska