Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzyki w parku Południowym

Leszek Niedzielski
Leszek Niedzielski
Leszek Niedzielski Tomasz Hołod
Bardzo się cieszę, że coraz częściej mogę występować przed coraz to młodszą publicznością. Publicznością, która chętnie bije brawo, która żywo i spontanicznie reaguje, wie, kiedy i z czego się śmiać i nawet czasem domaga się bisu.

Dobrze mówię - domaga się bisu. Nie PiS-u, a bisu. Kiedyś w czasie jakiegoś mojego występu siedział w pierwszym rzędzie pewien starszy już pan - i nic. Cienia uśmiechu! Siedział, patrzył tępo na scenę i nie reagował. Cały czas miał nieporuszoną, kamienną twarz. Po występie znalazł mnie za kulisami, pogratulował, poklepał po plecach i zadowolony powiedział: "Bardzo panu dziękuję! Jeszcze nigdy się tak serdecznie nie ubawiłem!".

Teraz niejednokrotnie zdarza się, że po występie przychodzą do mnie młodzi ludzie. Przychodzi na przykład miła, uśmiechnięta panienka, prosi o autograf i mówi rozbrajająco: "A wie pan, moja babcia zawsze pana bardzo lubiła!" To miłe.
Ostatnio często występuję przed młodą widownią i to jest bardzo przyjemne, ponieważ młodzież nierzadko przerywa mi występ oklaskami, tak, tak, i mnie to wcale nie peszy, ba! nawet pomaga, bo mogę sobie w tym czasie, w czasie oklasków, ułożyć jakieś następne zdanie.

Nie przeszkadza mi też brak oklasków. Nie przeszkadza mi cisza na widowni. Jest to widomy znak, o ile cisza może być znakiem widomym, że publiczność mnie słucha. Albo śpi. Oczywiście wolę oklaski, ponieważ jest to znak, że publiczność nie tylko nie śpi, nie tylko mnie słucha, ale i, z całym szacunkiem, rozumie. Albo jest wyrozumiała. Tak więc wolę oklaski.

Lubię też, kiedy na widowni są osoby starsze. Starsze niż ta młodsza widownia. Te starsze osoby dają przecież przykład młodzieży. Te starsze osoby, z większym doświadczeniem estradowym, pierwsze zaczynają klaskać i porywają swoim przykładem młodzież. Co nie znaczy, że również młodzież, z racji szybszego refleksu, nie potrafi uprzedzić starszych i wcześniej zaklaskać. I młodzież potrafi zainicjować te oklaski w momencie, kiedy starsi widzowie są jeszcze na etapie słuchania. Potem to się wszystko przeplata, zazębia, przenika nawzajem i już nie jest ważne, kto pierwszy zaklaskał, nie jest ważne, co powiedziałem i jak, ważne jest, że chyba musiałem powiedzieć coś dowcipnego, skoro wszyscy dookoła się śmieją i klaszczą.

Lubię również, kiedy na widowni są dzieci. W ogóle dzieci lubię, dlatego lubię je też na widowni. To zresztą zrozumiałe i wytłumaczalne - skoro na widowni są kobiety i mężczyźni, to w którymś momencie muszą też pojawić się dzieci. Dzieci często nieświadomie, machinalnie, a nierzadko z nudów zaczynają klaskać. Te oklaski z nudów są bardzo potrzebne. Zapełniają luki, w których brak oklasków, bo w tym czasie właśnie ze sceny wieje nudą. Tu dzieci są potrzebne. Poza tym dzieci zaczynają klaskać w najmniej oczekiwanym momencie i to się udziela starszym; udziela się starszym, a więc udziela się i młodzieży, i starszym. To miłe dla występującego. Dzieci mają swoje specyficzne poczucie humoru. Inne niż dorośli. Nie lubię kiedy na widowni nie ma dzieci. Kiedy nie ma dzieci, nie ma młodzieży i nie ma starszych. Wtedy występ trzeba odwołać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska