18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kurna chata pana Janka

Krzysztof Kucharski
Jan Kaczmarek
Jan Kaczmarek Magda Kołodzińska
We wrocławskim radiu pamiętają o panu koledzy z Elity - Jurek, Leszek i Staszek oraz wszyscy elitarni przyjaciele. No i cały Wrocław, który w sobotę będzie pana koncertowo wspominał.

Rok pana nie ma, panie Janek... Należy się panu jakieś sprawozdanie. Słucham pana czasem jak za dawnych lat w radiowej Trójce w "Powtórkach z rozrywki", ale niech pan nie myśli, że zaraz napiszę, ile razy tak pana słuchałem. Niech to zostanie w kategorii liczb niepoliczalnych. Puszcza pana w tym programie Artur Andrus i inni prześmiewcy. We wrocławskim radiu pamiętają o panu koledzy z Elity - Jurek, Leszek i Staszek oraz wszyscy elitarni przyjaciele. Trochę im pan w głowach namieszał i już tak zostało.

Pewnie pan pamięta, jak Ewa Szumańska pisała dialogi do waszych "Pamiętników młodej lekarki", w taki sposób, by miał pan do zagrania przed mikrofonem pojedyncze słowa: "tak, nie, no, ach, ooo" i tym podobne. Koledzy z radia specjalnie ustawiali mikrofony, a jeden z ostatnich odcinków nagrany był w szpitalu.

W sobotę będzie koncert na Nowym Dworze (Centrum Kultury Wrocław-Zachód, godz. 18) z pana piosenkami i opowieściami dziwnej treści, której zdradzić nie wypada.
Tuż przed pana pierwszą rocznicą ostatniej podróży ukazały się nakładem "Europy", znanego panu dobrze wydawnictwa, "Listy dygresyjne Jana Kaczmarka". Od 1999 przez pięć lat czytał je na antenie wrocławskiego radia Zbigniew Lesień, jeden z pana przyjaciół.

Tę część rozliczeniową chciałbym zakończyć bardzo piękną parafrazą pana piosenki: "Do serca przytul psa", którą napisała spontanicznie w kondolencyjnej księdze dzień po pana śmierci pani Danuta:
"Do serca tulę psa
Na kolana biorę kota
Biorę lupę - płacze pchła
Bo pchła to przecież też istota
I płacze ze mną pies
I pchła wtulona w kota
A w sercach naszych żal
A w sercach ból, tęsknota...
Tak mi smutno...... Danuta"

Jak sobie radzić z tymi smutkami, kiedy wszyscy uważają dziś pana za wesołka. Pardon... wiem, wiem, w końcu znałem pana od pierwszego występu w uniwersyteckim klubie przy ulicy Szewskiej. A to był rok 1969. Mógłbym napisać, że przedstawił nas sobie Tadek Drozda. Ale prawda jest taka, że wtedy nie mieliśmy zwyczaju przedstawiania się sobie nawzajem. Od razu byliśmy na ty.
Muszę to napisać wbrew powszechnej opinii, nie był pan typem wesołka, nie sypał pan zasłyszanymi dowcipami, a własne upychał w skeczach i piosenkach. Jak to robią wszyscy zawodowi rozśmieszacze. W końcu to naprawdę trudno coś zabawnego wymyślić. Znów też nie mogę napisać, że pan nikogo nigdy nie rozśmieszył w rozmowie. To były żarty, a raczej zabawna gra słów. To zresztą czasami pana wciągało ponad miarę...

Znów zawiodę wszystkich oczekujących na jakieś ekwilibrystyczne żarty, ale ja panu chciałem przypomnieć, jak pan mnie, panie Janku, wzruszył. I kto to dziś zrozumie?
To był chyba ostatni wywiad, który z panem robiłem do Magazynu naszej gazety. Był pan już schorowany, pamiętam siedzieliśmy w Klubie Dziennikarza i pan mnie spytał: "Wiesz, za co kocham świat?". I nie czekając aż zgadnę, odpowiedział pan: "Bo codziennie spotykam życzliwych ludzi".

Wtedy właśnie Madzia Kołodzińska zrobiła panu to wspaniałe zdjęcie, które już kilka razy towarzyszyło naszym spotkaniom na papierze. To jest cały pan. W tym portrecie jest wszystko. Poczucie humoru, przewrotność, skromność, ciepło i... choroba.

Nie napisałem tego wcześniej, a powinienem. Pan nie był też jakimś smutasem! Raczej osobą refleksyjną niż dowcipnisiem. Miał pan zawsze wspaniałą pogodę ducha. No i wielki dystans do siebie.
Na dowód chciałem przytoczyć kilka życiorysów wystukanych przez pana własnoręcznie.

Pierwszy: "Urodziłem się 6 czerwca 1945 roku, w pierwszą rocznicę D-day, to znaczy lądowania Aliantów w Normandii, w miejscowości Lwówek Wielkopolski. O fakcie urodzin syna ojciec mój powiadomił miejski magistrat, gdzie ciągle jeszcze urzędował "russkij kommandir goroda Lwówek". Dostał od niego akt urodzin, wypisany po rosyjsku na niemieckim druczku, oraz - zwyczajowo - wiaderko wódki i miskę masła na chrzciny".
Drugi: "Gdy miałem 5 lat, ojciec kupił mi skrzypce. Zacząłem pobierać lekcje gry na tym trudnym instrumencie u lwóweckiego szewca i skrzypka w jednej osobie - Józefa Wesołego. Po trzech latach nauki moje umiejętności gry na skrzypcach były już widocznie wystarczające, żeby w dniu imienin mojego 85-letniego dziadka Wawrzyńca zagrać w duecie z nauczycielem Ave Maria Gounoda. Dziadek, który już wtedy nie wstawał z łóżka, popłakał się, pochwalił mnie i powiedział do taty: - No to, Stasiu, nalej po małym."

Trzeci: "Na wykształceniu średnim byłaby się skończyła moja edukacja, gdyby nie ingerencja wuja Leona Łeszyka, wrocławskiego pioniera, jednego z dyrektorów Elwro. To on namówił mnie, żebym pojechał do Wrocławia i zdawał egzamin wstępny na politechnikę. Pojechałem i zdałem egzamin, stając się jesienią 1963 roku studentem pierwszego roku wydziału łączności, potem elektroniki Politechniki Wrocławskiej. Tu zetknąłem się z Tadeuszem Drozdą - studentem wydziału elektrycznego, z którym razem (...) założyliśmy Kabaret Politechniki Wrocławskiej Elita".

Przekraczanie różnych barier pan Janek przez lata komentował tak: ...gdy więc nieraz pytają mnie o receptę na sukces, odpowiadam: "Musisz znaleźć kolego swego Waligórskiego". Jeśli ktoś nie kojarzy, to podpowiadam, że chodziło o Andrzeja Waligórskiego, który z czasem przygarnął wszystkich elitowców w swoim radiowym Studiu 202. Resztę można znaleźć w każdej przyzwoitej encyklopedii.

Niewiele osób pewnie wie, że zrobił pan, panie Janku, wywiad z laureatem Nagrody Nobla Czesławem Miłoszem. A wszystko zaczęło się od pana piosenki tuż po tej nagrodzie napisanej dla poety: "Nie znałem pana, panie Czesławie, choć mi maturę wydano/i wierszy pańskich z głowy nie strzelam, bo strzelać nam nie kazano".
Potem pan wyjaśniał, że kim był Miłosz powiedziała panu dopiero Ewa Szumańska.
Zaśpiewał pan tę piosenkę w obecności noblisty w Nowogrodzie i właśnie w trakcie tego spotkania zrobił pan z nim wywiad.

Szukając zwolenników mojej tezy, że w gruncie rzeczy był pan osobą refleksyjną, a nie wesołkiem, wykorzystałem pana przyjaciół z Elity.
Stasiu Szelc przypominał, że strasznie pan ich rozśmieszał, panie Janku, twierdząc, że uczciwy człowiek nie powinien brać pieniędzy za wygłupy. To podobno taki pana kręgosłup Wielkopolanina, uczciwego i pracowitego człowieka, który wolałby robić coś normalnego niż stać na estradzie.
Jurek Skoczylas, pana przyjaciel jeszcze z czasów studiów, z którym napisał pan parę piosenek, twierdzi, że ich siłą był uniwersalizm i nastrój. Raczej uciekał pan od politycznych point.

Leszek Niedzielski podziwiał pana słowną żonglerkę, którą też sam uprawiał w swoich skeczach i monologach często uciekając w surrealizm, a pan nigdzie nie uciekał.
Po sukcesie "Kurnej chaty" na festiwalu w Opolu zatrudnił się pan w Centralnym Biurze Rozliczeń Przemysłu Węglowego w charakterze obsługi wielkiego radzieckiego komputera. Nie będę panu wypominał, ile podstępów musieli koledzy użyć, żeby pana stamtąd wyciągnąć, ale to już inna opowieść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska