Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kup pan kobietę

Marcin Rybak
Krzysztof T. zapewniał w środę w sądzie, że dziewczyny pracowały dobrowolnie
Krzysztof T. zapewniał w środę w sądzie, że dziewczyny pracowały dobrowolnie Marcin Osman
Przestępcy porywali kobiety i zmuszali do pracy. Wiele ofiar pochodzi z Dolnego Śląska.

Brutalni bandyci porywali młode kobiety, przemocą i podstępem uzależniali je od narkotyków, a potem sprzedawali do agencji towarzyskich.
W ciągu ostatnich miesięcy we Wrocławiu ujawniono aż trzy podobne historie. Jednak może się okazać, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Kamila nie skończyła jeszcze osiemnastu lat. Mieszkała w domu dziecka niedaleko Wrocławia. W kwietniu dwaj mężczyźni wrzucili ją do samochodu i zawieźli do mieszkania przy ul. Spiżowej we Wrocławiu. Tu jeden z porywaczy kazał jej się rozebrać i zabrał ubranie.
Dziewczyna musiała chodzić po domu nago. Później porywacz zgwałcił ją i uwięził w mieszkaniu. Wreszcie przefarbował jej włosy na czarno i zawiózł do agencji towarzyskiej na wrocławskim Psim Polu. Po jednym dniu pracy Kamili udało się stamtąd uciec.

Kilka dni temu do sądu trafił akt oskarżenia w tej sprawie. Dotyczy jednego z porywaczy. Kim był drugi - do dziś nie wiadomo.
Oskarżony mężczyzna to 47-letni Leonard S., z zawodu szewc, ale od lat zajmujący się seksbiznesem.
Prokuratura ustaliła, że z Leonardem S. współpracowała 18-letnia Sylwia L. Pracowała jako prostytutka. Według śledczych, pomagała Leonardowi S. wyszukiwać inne dziewczyny do jego biznesu. Porwana Kamila była jej koleżanką. To właśnie Sylwia L. wywabiła dziewczynę z domu dziecka.

Spośród pięciu ofiar Leonarda S. kobieta porwana z domu dziecka została potraktowana najbardziej brutalnie. Inne dziewczyny mężczyzna mamił np. perspektywą pracy w solarium. Czasem udawał dobrego wujka, zabierając na zakupy do galerii handlowej w centrum Wrocławia. Kiedy jedna z pań odmówiła pracy w charakterze prostytutki, groził, że "załatwi jej betonowe buty i wrzuci do Odry". Mówił kobiecie, że ta musi odpracować to, co wydał na zakupy dla niej.
Leonard S. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że dziewczyny chciały pracować jako prostytutki i dobrowolnie z nim współżyły.
To tylko jedna z podobnych historii, jakie w ostatnich miesiącach ujawnili śledczy. Z ich ustaleń wynika, że w naszym kraju działały obozy przymusowej pracy dla kobiet. Siłą zmuszano je tu do prostytucji. Zdaniem oficera operacyjnego policji, z którym rozmawialiśmy, aż dziesięć procent polskich prostytutek uprawia swój zawód pod przymusem. Podobnie jak Leonard S. tłumaczył się wczoraj we wrocławskim Sądzie Okręgowym Krzysztof T. z Warszawy - główny oskarżony w procesie.

Owszem, zarabiał na ułatwianiu różnym kobietom prostytucji. Przyznał, że nawet dwa razy został już za to skazany. Ale upiera się, że nigdy żadnej do niczego nie zmuszał. Co innego twierdzą dwie pokrzywdzone kobiety, do których dotarli policjanci. Obie pochodzą z Brzegu na Opolszczyźnie. Tu poznały mężczyznę, który porwał je i sprzedał sutenerowi Krzysztofowi T.

Ten za jedną z nich zapłacił 1500 zł, za drugą - 3000 zł. Kiedy kobiety dowiedziały się, że mają być prostytutkami , nie zgodziły się. Wtedy usłyszały od przestępcy, że zapłacił za nie, więc muszą odpracować tę inwestycję. Mężczyzna wręczył im prezerwatywy i zawiózł na drogę pod Warszawą.
Kiedy po kilku miesiącach pracy jedna z pań zaszła w ciążę, groźbami zmusił ją do aborcji. Gdy dowiedział się, że zeznaje w prokuraturze, wywiózł do lasu i pobił.

Zdaniem prokuratury, Krzysztof T. to tylko mało ważny trybik w świetnie zorganizowanej gangsterskiej maszynie. "Opiekował się" siedmioma prostytutkami. Woził kobiety na podwarszawskie drogi, a potem zabierał wszystkie zarobione pieniądze. Czasem zostawiał kilkadziesiąt złotych. Resztę miał oddawać szefowi gangu. Kim jest ów szef, na razie nie wiadomo. Ma to wyjaśnić trwające śledztwo.

Historie ofiar seksbiznesu porażają brutalnością
Z Ireną Dawid-Olczyk, szefową Fundacji La Strada, zajmującej się pomocą ofiarom handlu ludźmi, rozmawia Marcin Rybak

Z ustaleń kilku różnych śledztw wynika, że polskie agencje towarzyskie to tak naprawdę obozy pracy przymusowej. Kobiety są porywane, więzione tam i zmuszane siłą do prostytucji.

Jest różnie. Są miejsca, do których kobiety przychodzą dobrowolnie, pracują tam i są zadowolone. Ale zdarza się, że są do tego zmuszane groźbami i przemocą. Takie sprawy porażają brutalnością. Ofiary są poniżane przez sprawców.

"Ty jesteś dziwka. Nikt ci nie pomoże" - tak miał powiedzieć gangster sutener do jednej ze swoich ofiar. Zapisano to w akcie oskarżenia. Według prokuratury, gangster "kupił" ofiarę za trzy tysiące złotych.

On tak powiedział, bo naprawdę tak myśli. Sutenerstwo to biznes, w który nie trzeba inwestować pieniędzy. Wystarczy znaleźć kobietę i namówić lub zmusić ją do prostytucji. Zarobione w ten sposób pieniądze bardzo często inwestuje się w inną przestępczą działalność - handel narkotykami, bronią, terroryzm. Przestępcy stosują różne socjotechniczne zabiegi, żeby kobietę skłonić do posłuszeństwa i zastraszyć. Sutener buduje swój image - kim to on nie jest, z kim nie ma układów, co się może stać, jeśli kobieta ujawni, że jest pozbawiona wolności, więziona i zmuszana do prostytucji.
Czasem podstawia swojego znajomego jako klienta. Ona mówi mu, że jest przetrzymywana siłą, prosi go o pomoc, a później jest brutalnie karana. Czasem kobieta słyszy: "Ja za ciebie zapłaciłem, musisz to odpracować". Ale ten "dług" ciągle rośnie. Wymyślane są jakieś ubezpieczenia, obowiązkowe badania, rozmaite kary.

Jak wiele kobiet uprawiających w Polsce prostytucję zostało do tego zmuszonych przemocą? Policjanci twierdzą, że nie więcej jak 10 procent.

Nie wiem. Nasza fundacja ma do czynienia z osobami, które same zgłaszają się i proszą o pomoc. To, co wiemy, nie odzwierciedla całości spraw. Bardzo często pokrzywdzone kobiety boją się zeznawać przeciwko swoim prześladowcom. Nie wierzą w siłę aparatu sprawiedliwości, wstydzą się, boją się ujawnienia faktu, że trudniły się prostytucją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska