Czy Tybet jest piękny?
To jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Urzeka mnie niezwykła magia tego regionu. W szczególności surowy krajobraz i niezwykła atmosfera religijności. Tybetańczycy natomiast to niesamowicie serdeczni ludzie.
Nie patrzą bykiem na obcokrajowców?
Absolutnie nie. Jest w nich naturalna otwartość, pewne zainteresowanie przyjezdnymi z różnych krajów. Nie ma żadnej rezerwy, wrogości czy bariery między Tybetańczykami a turystami. Powiedziałbym nawet, że są bardziej otwarci na świat niż Chińczycy.
A konflikt pomiędzy mieszkańcami Tybetu a Chińczykami jest widoczny gołym okiem?
Jak najbardziej. W oczy rzuca się chińskie wojsko i policja. Na umundurowanych Chińczyków można natknąć się na każdym kroku. Poza tym do Tybetu nie wjedzie się od razu. Trzeba się natrudzić i załatwić mnóstwo różnych zgód, potrzebnych, by dostać się do tego kraju.
W trakcie podróży w specjalnych punktach kontrolnych sprawdzane są autobusy z turystami. Kontroler wchodzi do pojazdu i zbiera wszystkie dokumenty, żeby porównać numery paszportów, nazwiska i pozwolenia. W samym Tybecie są miejsca, po których obcokrajowcy mogą się poruszać w określonym czasie. Dziś i tak jest lepiej. Jeszcze do początku lat 80. w ogóle nie było wjazdu do tego regionu.
Czy w Tybecie jest godzina policyjna?
Teraz już nie. Obostrzenia te są nieco łagodniejsze niż na przykład kilka miesięcy temu. Na przełomie marca i kwietnia tego roku Tybet został przecież całkowicie zamknięty dla obcokrajowców. Granice otworzono dopiero w czerwcu. Przez ponad dwa miesiące nie wydawano turystom zgód na wjazd do tego kraju.
Odwiedził Pan Tybet aż sześć razy. Gdyby nadarzyła się okazja, zamieszkałby Pan tam?
Oczywiście. Jeśli tylko rodzina i przyjaciele pojechaliby ze mną. Znakomicie się tam czuję. Lubię góry i nie przeszkadza mi wysokość, na jakiej leży Tybet, czyli jakieś 3000 do 5000 metrów nad poziomem morza. Człowiekowi ciężko tam oddychać, ma zawroty głowy i zatkane uszy. W czasie mojej pierwszej podróży trzy dni miałem wyjęte z życiorysu, bo byłem tak chory. Teraz na szczęście już tak nie reaguję.
Organizm na tej wysokości jest w stanie przestawić się na obniżoną zawartość tlenu w powietrzu.
Zaczyna wtedy produkować więcej hemoglobiny. Dzieje się tak jeszcze po powrocie z Tybetu. Dzięki temu mamy więcej energii i zapału do pracy. Nie miałbym problemu, gdybym przeniósł się tam na stałe. Wspaniała jest też cała otoczka tybetańska, korzeniami sięgająca religii lamajskiej. Wszystko to tworzy atmosferę, w której ja się czuję bardzo dobrze. Uzupełnieniem tego jest piękny tybetański krajobraz, w tym najpiękniejsze na świecie niebo.
Jest Pan buddystą?
Nie mam takich inklinacji religijnych. Raz tylko zdarzyło mi się przymierzyć szaty buddyjskie. Co zabawne, spotkałem ostatnio pewną babkę w Tybecie, która powiedziała mi, że w poprzednim wcieleniu byłem tybetańskim mnichem. Być może dlatego tak dobrze się tam czuję. W tym regionie jest rzadsze powietrze, przez co inaczej postrzega się barwy. Są bardziej wyraźne. Poza tym człowiek jest bliżej nieba.
Jak pachnie Tybet? Czy kojarzy się Panu z jakimiś szczególnymi aromatami?
Ja pamiętam przede wszystkim zapach zjełczałego masła, z którego wyrabia się lampki maślane. Innym zapachem, głównie w pobliżu świątyń, na dziedzińcach i przy klasztorach, jest aromat palonych ziół i kadzideł. Tybetańczycy znacznie lepiej od nas postrzegają wonność.
A słynny yeti? Istnieje? Widział go Pan?
Nie udało mi się, niestety, spotkać tego potwora. Niemniej jednak nie twierdzę, że w ogóle go nie ma. Poruszałem temat yeti z moimi tybetańskimi przewodnikami. Niektórzy z nich opowiadali, że w wysokich Himalajach, w trudno dostępnych miejscach, widzieli odbicia wielkich stóp w skałach. Jeden z moich przewodników opowiadał nawet, że w oddali dostrzegł jakiś cień, kontur wielkiego stworzenia. I to właśnie mógł być yeti.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?