Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We wtorki, niestety, można

Aleksander Malak
Kiedym tak obserwował owe wiernopoddańcze meldunki ministrów, kiedym przyglądał się gospodarskim wizytom premiera, który objeżdżał place "europejskich" budów, przy okazji objeżdżając poddanych na tych budowach pracujących, nie wiedzieć czemu przyszły mi na myśl podróże Guliwera. Nie, premier nie Guliwer, żeby nie było wątpliwości.

Raczej przypominał mi króla Blefusku, od lat uwikłanego w wojnę z cesarzem Liliputu (bardzo proszę, tylko bez skojarzeń), a przypomnę, że powodem tej wyniszczającej wojny, do której stanęły obie krainy było nader istotne zagadnienie - z którego końca tłuc jaja na twardo, z cienkiego czy z grubego. Tak sobie pomyślałem po fali krytyki, jaka dosięgła premiera (Gierek, za późno, pijar itd.), że obojętnie, z którego końca Donald Tusk rozbijałby jajko, niczego by to nie zmieniło. Nawet miałem już fajny tytuł "O Tusku z Blefusku".

Kiedy jednak nasz czcigodny premier zaapelował o spokój w czasie mistrzostw, kiedy poszła fama, że na apel premiera fascynującą odpowiedź szykuje prezes i kiedym wreszcie odpowiedź prezesa usłyszał, uznałem, że jestem jeszcze głębiej w historii. Już nie czasy Jonathana Swifta są nam bliskie, już zdecydowanie bliższe jest nam głębokie średniowiecze. Jakieś 1000 lat do tyłu. Oto przenieśliśmy się w czasy okrutnych wojen i jeszcze bardziej okrutnych porachunków. Wystarczy, że przypomnę, co Bolesław Chrobry zrobił czeskiemu Bolesławowi Rudemu, i co w odwecie Udalryk zrobił Mieszkowi II. Dobrze mu nie zrobił. Jak to ujął Gall Anonim: Mieszko "żony więcej nie zaznał". Bo cóż takiego ogłosił prezes w odpowiedzi na apel premiera.

Ano, po prostu pokój Boży, treuga Dei. Instytucję tę wprowadzono na synodzie w Toluges w 1027 roku, a chodziło o zawieszenie broni na określony czas. W czasie tym - (pokój Boży) "niechaj panuje wszędzie, by nikt nie uderzył (czy też znieważył) nieprzyjaciela swego". Jeszcze jedną zasadę obowiązującą w czasie treuga Dei przytoczę. Istotna ona jest zwłaszcza dzisiaj, kiedy szykujemy się na spotkanie z Europą. "Podróżnemu niechaj nikt nie odmówi gościny". Jak to w średniowieczu, okrutne kary groziły za złamanie pokoju Bożego. Już to wyrok śmierci, już to ob-cięcie ręki. Najłagodniejszą (?) karą była próba zimnej wody.

Stosowano ją nie wobec tych, którzy pokój pogwałcili, ale wobec tych, którym jedynie zarzucono naruszenie zasad. Podejrzany musiał rzucić się do wody. Biada, jeżeli wypłynął. "Czysta woda nie przyjęła nieczystego człowieka". Jeżeli nie wypłynął, zarzuty oddalano. Co z topielcem, źródła milczą. I istotna rzecz. Zakaz prowadzenia walk obowiązywał od środy wieczorem do poniedziałku rano. Wygląda na to, że w poniedziałek po śniadaniu, przez cały wtorek i we środę do kolacji naparzać się było wolno.

Obawiam się tego, albowiem tak się złożyło, że 12 czerwca, we wtorek, gramy w Warszawie z Rosją. I dziś wnoszę o rozciągnięcie treuga Dei na wszystkie dni tygodnia. Jak to powiedział słynny sprawozdawca sportowy: "Trener spojrzał na zegarek i dał zawodnikom ostatnie wskazówki". Ten trener to ja. Żeby nie było, że nie mówiłem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: We wtorki, niestety, można - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska