Spośród pięciu członków zarządu województwa dolnośląskiego wobec trzech pojawiły się w ostatnim czasie poważne wątpliwości etyczne.
I tak, członka zarządu Grzegorza Romana obciążają tajne nagrania Centralnego Biura Antykorupcyjnego, z których wynika, że - będąc jeszcze szefem jednego z departamentów w urzędzie miejskim - co najmniej dwa razy pomagał koledze biznesmenowi.
Joanna Naliwajko, była dyrektor Dolnośląskiego Wojewódzkiego Urzędu Pracy, ujawniła w środę swoje tajne nagrania rozmów z wicemarszałkiem Piotrem Borysem. Według niej, taśmy mają dowodzić, że Borys naciskał na urzędników, by dotacje z Unii Europejskiej przyznali na projekty, które on wskaże. Byłoby to złamanie prawa.
Nagranie rzeczywiście pochodzi ze spotkania Joanny Naliwajko i wicemarszałka Piotra Borysa. Ale wcale nie dowodzi, by Borys naciskał na urząd pracy. Dlaczego? Bo jest fatalnej jakości - wielu fragmentów nie sposób zrozumieć. Są zupełnie nieczytelne.
Taśmy potwierdzają jedynie, że w urzędzie pracy mogło dochodzić do łamania konkursowych procedur przy rozdzielaniu unijnych pieniędzy. Uczestnicy spotkania rozmawiają bowiem o sprawach, którymi miały się zajmować niezależne komisje konkursowe.
Oczywiście, pozostaje jeszcze pytanie, po co dyrektor urzędu pracy nagrywała spotkania z wysokim urzędnikiem.
- To prowokacja - komentuje treść taśm wicemarszałek Piotr Borys.- To nagranie bardziej obciąża panią Naliwajko - twierdzi.
Z kolei wicemarszałek Piotr Borys z PO nie poradził sobie z nadzorowaniem podziału unijnych pieniędzy przez podległy mu Dolnośląski Wojewódzki Urząd Pracy.
Nikomu nie powiedział, że interesuje się konkursami, w których wystartowała organizacja, którą sam zakładał, a której jego żona jest skarbnikiem.
Skandal wybuchł, gdy stowarzyszeniu przyznano 5,5 mln zł mimo negatywnej opinii eksperta wskazanego przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego.
Po doniesieniach dyrekcji Dolnośląskiego Wojewódzkiego Urzędu Pracy i zarządu województwa sprawą zajmują się policja, prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Niedawno Borys został odsunięty od zarządzania unijnymi pieniędzmi, a zadanie to powierzono wicemarszałkowi Tadeuszowi Drabowi z PSL-u. To dziwne, bo od kilku tygodni trwa śledztwo, dotyczące rzekomych nieprawidłowości w funduszu wyborczym PSL-u, którego Drab jest szefem na Dolnym Śląsku.
Prokuratura bada sprawę faktury na 20 tysięcy złotych, wystawionej przez firmę parkieciarską trzy dni przed ubiegłorocznymi wyborami do parlamentu.
Z dokumentu wynika, że za taką właśnie kwotę firma ta zajmowała się kampanią wyborczą PSL-u. Co zrobiła? Rozlepiała plakaty i billboardy, rozdawała ulotki. A nawet zorganizowała studio wyborcze.
Prokuratura, wspomagana przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, sprawdza teraz, czy dokument nie jest poświadczeniem nieprawdy i czy rzeczywiście parkieciarska firma wykonała nietypową dla siebie usługę wyborczą.
Właścicielem firmy jest znajomy Tadeusza Draba.
- Znam szefa firmy parkieciarskiej. Polujemy razem. Wiem, że zajmował się kampanią wyborczą, a także remontem pomieszczeń naszej siedziby - przyznaje Tadeusz Drab.
I zastrzega, że siedziba nie należy do partii, ale do fundacji.
- Już mnie skazaliście. A ja w PSL-u nie odpowiadałem za fundusz wyborczy. Był wyznaczony pełnomocnik wyborczy i to on decydował o podziale środków na kampanię - denerwuje się wicemarszałek.
Tadeusz Drab przekonuje, że całe zamieszanie ze śledztwem to skutek niezadowolenia kilku działaczy z jego rządów w regionie.
- Jestem uważany za prezesa, który twardą rękę dąży do tego, by PSL miał na Dolnym Śląsku lepsze poparcie - przekonuje Drab.
Pozostaje jednak faktem, że mimo śledztwa zarząd województwa postanowił, że to właśnie Drab przejmie nadzór nad podziałem ponad 300 mln euro między dolnośląskie firmy, organizacje i samorządy.
Czy marszałek Marek Łapiński nie powinien odsunąć wicemarszałka Draba od nadzorowania podziału unijnych pieniędzy do czasu zakończenia śledztwa i wyjaśnienia wszystkich spraw związanych z funduszem wyborczym PSL-u?
- O tym postępowaniu nic nie wiemy - ucina Marta Libner, rzeczniczka marszałka, choć o śledztwie pisała już prasa.
Sam Marek Łapiński nie chciał komentować spraw związanych z unijnymi pieniędzmi i ujawnionymi niedawno nieprawidłowościami w urzędzie pracy.
Śledztwo prokuratury i CBA to niejedyny problem wicemarszałka Tadeusza Draba
Do szefa Polskiego Stronnictwa Ludowego Waldemara Pawlaka część działaczy partii wysłała niedawno skargę na Draba. Autorzy listu zarzucają wicemarszałkowi prywatę i forsowanie znajomych na różne stanowiska obsadzane przez PSL. Tadeusz Drab wie o tym liście.
- To teksty inspirowane przez sfrustrowanych działaczy o zbyt wybujałych ambicjach osobistych i politycznych - kwituje Drab. Szef PSL-u Waldemar Pawlak na razie nie zajął się skargami. Być może dlatego, że był zajęty porządkowaniem sytuacji w śląskich strukturach swojej partii. W ubiegłym tygodniu posadę śląskiego wicemarszałka stracił Marian Ormaniec z PSL-u. Stało się to po kilku publikacjach "Polski-Dziennika Zachodniego", które ujawniły, jak wicemarszałek za publiczne pieniądze wspierał swoją rodzinę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?