W jednym końcu korytarza legnickiego sądu Bielawski przed kamerą telewizji opowiada, że z porwaniem Moniki nie miał nic wspólnego. Zrzuca winę na teściów. Mówi, jaki był dobry dla dziecka, kupił wózek.
W drugim końcu Julia Markowska, babcia dziewczynki, i jej mama Magdalena opowiadają innej telewizji o złym ojcu.
- Chcę, żeby poszedł siedzieć - mówi mama dziecka. Nigdy mi nie powiedział, co zrobił z Moniką, a ja pragnę tylko ją odzyskać.
Podczas pierwszej rozprawy Magdalena zrezygnowała z roli oskarżyciela posiłkowego i odmówiła składania zeznań przeciwko Robertowi. W środę zmieniła zdanie. Sąd zgodził się, by złożyła zeznania. Nie będzie jednak oskarżycielem posiłkowym.
W środę jako świadek wystąpiła babcia Moniki. Przypomniała, jak 14 lat temu Robert uprowadził wnuczkę sprzed apteki.
- Często powtarzał, że sprzeda tego bachora i będzie parę tysięcy dolarów - opowiadała kobieta. - Myśleliśmy, że to żart.
Babcia jest przekonana, że Monika żyje.
- Może wreszcie powie prawdę, co się z nią stało - wzdycha kobieta, patrząc w stronę byłego zięcia.
Policjant Zbigniew Prokop stwierdził, że w poszukiwania najbardziej angażowali się dziadkowie. Matka zaś była pod wpływem męża.
- Bielawski był ostatnią osobą, która widziała Monikę - podkreślał policjant. - Gdy pytaliśmy, co z nią zrobił, zmieniał temat i narzekał na swój los.
Monika zaginęła latem 1994 roku. Bielawski przyznał się do winy, ale przed procesem uciekł z kraju. Teraz twierdzi, że jest niewinny. Zgłosił się do policji i dostał list żelazny, gwarantujący mu wolność do końca procesu. Grozi mu do 15 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?