Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: O robieniu łaski w czasach internetu i nie tylko

Wojciech Koerber
Czasem lubię popier... sobie o niczym i zważywszy na aurę, majową kanikułę, tak dziś właśnie postanawiam. Powiedzmy, mała prowokacja. Mianowicie spodziewam się, że paru anonimowych internetowych kretynów napisze, iż to bełkot. I że, skandal, jeszcze pieniądze za to bierze. Nie bój, nie bój, wielkie nie są.

Zacznij czytać ze zrozumieniem tekstu, wyłuskiwać sedno między wierszami (wiersze, czyli wersy! - tak na wszelki wypadek). A więc ten internet chodzi mi właśnie po głowie, ta sieć, w którą nas czasy złapały. Ten świat, w którym może być z błędami, byleby szybko, mocno, krótko. Byleby klikalność rosła i liczba komentarzy, które jakiś czas będą jeszcze funkcjonować. A internet, zauważam, czyni z nas niechlujów i - co też zauważam, z bólem - zaczyna być nam z tym dobrze. Przyzwyczajamy się. Otóż jeszcze niedawno, jako człowiek urodzony jakiś czas temu, wyczulony byłem na mnogość literówek w mejlach czy esemesach. Znaczyły dla mnie tyle, co brak szacunku dla adresata. To jasne, że bananowe dzieci inaczej dziś nie piszą albo te młode panienki, które na końcu dają "papatki".

Ale dziś, dostrzegam, piszą już tak starsi, też dziennikarze, też ludzie pióra. Może faktycznie się nie wyrabiają, by każdemu odpisać. A może, po prostu, nie rozkminili (to słowo to też nowość) jeszcze polskich znaków w nowym telefonie. Albo te uśmieszki, foszki, puszczanie oczka. Znam ze dwa znaki, a są ich ponoć dziesiątki. Więc nie wiem, czy gwiazda się obraziła właśnie, czy jej smutno. W każdym razie sam zaczynam się łapać, że gdy chcę Wam puścić oczko, to już nie wielokropkiem, lecz tak;). I niebawem tak będziemy po gazetach pisać.

A ja Wam mówię, że poprawne pisanie robi wszelako różnicę. Przykład. Otóż kilka lat temu koleżanka z działu miejskiego chciała napisać, że pewna dziewczyna, złapana w autobusie bez biletu, zaczęła robić kanarowi łaskę. Niby nic takiego. A jednak ten niuans właśnie sprawił, może też niechlujstwo, że wyszło, jak wyszło. Że zaczęła mu robić co innego. Na łamach!

Szczęśliwie można jeszcze niekiedy opuścić internet, wylogować się z tego świata, spotkać żywego. Całkiem niedawno spotkałem się na obiedzie z dyskobolem naszym, Małachowskim. I wiecie co, wielkie ma serce. Podchodzi kilkuletni chłopczyk, czarny taki Cyganek, pieniędzy chciał na jedzenie. A Machałek mu na to: "Nie! Ale usiądź sobie tam, zamów co chcesz". Konsternacja w oczach. Trzeba było widzieć, jak za chwilę ten wyprostowany kelner z kawałkiem płótna na ramieniu stał na baczność i spoglądał w dół na gówniarza.

Ten pyta - a co jest? Kelner - pizza np. Mały poczuł się mocny - a jaka? Wybrał jedną, podzióbał, popił i zabrał się z resztą w kartonie do kumpli. Słyszałem też ostatnio na żywo panią Krysię Kloc z żużlowego WTS-u. Tuż przed Wielkanocą dzwoniła, myślałem, że z życzeniami, a zostałem opier… zaraz po słowach "dzień dobry, Pani Krysiu". Do dziś nie wiem za co, w każdym razie kazała już nie dzwonić. Nawet pożegnać się nie zdążyłem, słowa jednego nie wydałem. I to są właśnie kontakty w realu, to są emocje, to jest piękne! No i jasność mam też pełną, kto mnie obsztorcował. Pani Krysia, nie żaden internetowy anonim, którego, nawiasem mówiąc, pewnie świetnie znam.

No to dozo, siema, nara, cze. I pozdro dla normalnych, jak piszą w necie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Po bandzie: O robieniu łaski w czasach internetu i nie tylko - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska