Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wszystko jest takie, jakim się nam wydaje. Albert Einstein miał rację

Janusz Michalczyk
Najsłynniejszy noblista wbił nam do głów, że ruch może być złudzeniem. Wszystko zależy od tego, gdzie jest obserwator. Każdy głupek potwierdzi tezę geniusza, gdy siedząc w stojącym pociągu, wygląda przez okno i widzi inny pociąg, który właśnie rusza. Zaraz, to nie tamten rusza, lecz mój!

Programy telewizyjne z udziałem zmotoryzowanych policjantów nauczyły nas, że drogówka dopadnie z łatwością każdego pirata, którego namierzy na drodze. Tymczasem fizyk Dimitri Krioukov z University of California udowodnił niedawno w amerykańskim sądzie, że policjant, który przyłapał go na wykroczeniu drogowym, nie rozumie teorii względności. Szeryf był przekonany, że to, co widzi, odpowiada prawdzie. Dla niego było całkiem jasne, że Krioukov nie zatrzymał swojego auta przed znakiem "stop". Gliniarz pobłądził jak głupek z pociągu. Uczony kierowca zaniósł bowiem do sądu elaborat, z którego wynikało, że prowadząc auto, zachował się prawidłowo i nie powininien zostać ukarany mandatem w wysokości 400 dolarów.

Krioukov wywodzi, że był przez policjanta obserwowany z boku, zaś prędkość jego samochodu nie była mierzona żadnym sprzętem, lecz została oceniona na oko. I teraz najciekawsze - twierdzi, że mocno zahamował przed znakiem "stop", a następnie dynamicznie przyspieszył. W tym samym momencie w pobliżu pojawił się drugi samochód, więc policjant odniósł wrażenie, że auto prowadzone przez fizyka w ogóle się nie zatrzymało. Sędzia musiał zatem zważyć, co jest bardziej wiarygodne: poprawny, naukowy wywód czy obserwacja gliniarza? Najzupełniej słusznie uznał, że fakt złamania przepisów wcale nie jest oczywisty i mandat anulował.

Nie twierdzę, oczywiście, że poruszając się po dolnośląskich drogach, nigdy nie powinniśmy dowierzać temu, co widzimy. Tym bardziej, że niektórzy tak się zachowują za kierownicą, jakby sądzili, że w krytycznym momencie ich pojazd osiągnie prędkość światła i unikną tarapatów. Inni po paru piwach czują się jak Robert Kubica na torze Formuły 1. Jeden z takich fantastów odbił się kiedyś od mojej bramy, zostawił zderzak z tablicą rejestracyjną i pognał do sąsiedniej wioski, gdzie zrozumiał swój błąd. Ledwo zdążyłem wytłumaczyć policjantowi, po co przywiozłem mu na posterunek cudzy zderzak, gdy odebrał telefon z informacją, że ktoś w panice porzucił wóz na środku drogi.

Najbardziej zdumiało mnie, że drewniana brama w zasadzie nie poniosła uszczerbku, poza słabo widocznym zarysowaniem. Jak to możliwe? Przeprowadziłem myślowy eksperyment, przywołując z zakamarków pamięci resztki wiedzy szkolnej. Wyszedłem od faktu, że akurat tego dnia nie zamknąłem bramy na zasuwkę. To dlatego cały impet uderzenia przeniósł się na ruch bramy. Ze śladów na asfalcie wydedukowałem, że koleś zjechał z ulicy, przeciął chodnik i otworzył bramę, nie wysiadając ze swego wehikułu. Czy to go zaskoczyło? Bez wątpienia. Oprócz zderzaka musiała mu opaść też szczęka.

Policjantom z Lubina też zapewne opadły szczęki, gdy niedawno odkryli, że ktoś przebrał się za fotoradar i z kartonowego pudła błyska fleszem przy ruchliwej ulicy. Może i nie był to żaden naukowiec, ale z pewnością wykazał się wielką pomysłowością. Ukarać go za to? W żadnym razie. Panie sędzio, moim zdaniem zbyt szybko poruszający się kierowcy ulegali złudzeniu optycznemu. Takie są prawa fizyki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nie wszystko jest takie, jakim się nam wydaje. Albert Einstein miał rację - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska