18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zdradzam Wrocławia

Małgorzata Kaczmar
Norman Davies
Norman Davies Paweł Relikowski
Norman Davies: Mówiłem prezydentowi Wrocławia, by zrezygnować z nazwy most Grunwaldzki.

Rozmowa z profesorem Normanem Daviesem, historykiem.

W swoich książkach pisze Pan o przedwojennym Breslau - największej i najpiękniejszej niemieckiej aglomeracji na wschodzie. Czy współczesny Wrocław dorównuje temu przedwojennemu?

To dwa inne miasta, choć powiązane wieloma historiami. Mnie fascynuje most Grunwaldzki, który przed wojną nazywał się przecież Kaisersbruecke. Potem, w rocznicę wojen prusko-napoleońskich przemianowano go na Freiheitsbruecke - most wolności. To piękna nazwa. Sugerowałem nawet prezydentowi Dutkiewiczowi, by zrezygnować z nazwy most Grunwaldzki i wrócić do starej, bo jest piękna, symboliczna i na pewno lepiej pasuje do Wrocławia niż Grunwald.

A gospodarczo? Czy Wrocław jest tak silną metropolią jak przedwojenne Breslau?

To trudne pytanie. Mnie najbardziej interesuje nie ekonomia czy infrastruktura, ale historie prawdziwych ludzi. To one mogą nam najwięcej powiedzieć o mieście. A historia i mieszkańców Breslau, i Wrocławia była trudna. Ci pierwsi musieli opuścić swoje domy, miejsca, które kochali, przyjaciół, szkoły i jechać do Niemiec, gdzie przecież wcale nie zostali przyjęci z otwartymi ramionami. Jeszcze trudniejsza była sytuacja repatriantów - oni przecież na wschodzie zostawili swoją ojczyznę i przyjechali do miasta niemalże zrównanego z ziemią. Dlatego myślę, że Wrocław to miasto symbol. Symbol pojednania i wielokulturowości.

"Mikrokosmos" napisał Pan na prośbę ówczesnego prezydenta Wrocławia, Bogdana Zdrojewskiego. Czy nie czuje się Pan trochę, jakby Pan teraz zdradzał stolicę Dolnego Śląska z Krakowem?

Nie! Kocham Polskę, ale nie mogę poświęcić swojej pracy tylko jednemu miastu. W Łodzi pytają się mnie, kiedy w końcu napiszę książkę o ich mieście. To samo w Krakowie.
Pana najnowsza publikacja "Od i Do - najnowsze dzieje Polski według historii pocztowej" to opowieść o Polsce pisana przez pryzmat listów.

No właśnie... Chciałem pokazać etapy rozwoju polityki, gospodarki, a przede wszystkim życie zwyczajnych ludzi ilustrowane czymś tak powszechnym, jak znaczki. Materiały zbierałem przez ponad 3 lata. Tak powstała historia Polski od pierwszego znaczka pocztowego w Królestwie Polskim, czyli od 1860 roku.

Z pisaniem tej książki wiąże się pewnie wiele ciekawych historii.

To prawda. Sam byłem zaskoczony. Te listy to świadkowie setek małych cudów. Jak pocztówki wysyłane przez pewnego lekarza z Władywostoku do żony, która mieszkała w Lublinie. Te miasta leżały przecież wtedy w jednym państwie! Albo kartka z Londynu wysłana przez pewnego chłopaka 1 sierpnia 1914. Młodzieniec martwił się o rodziców i pytał, czy u nich wszystko w porządku. Kartkę zaadresował "Poland", a Polski przecież wtedy na mapach świata nie było!

Takimi książkami zmienia Pan podejście do historii. Bo dla większości historia to daty, fakty. Pana książki są pisane przez ludzkie losy.

Historyk nie powinien być ani powieściopisarzem, ani nudziarzem. Musi rzetelnie i uczciwie podchodzić do problemów, o których pisze. To wymaga odpowiedzialności. Fantazja historyczna - taka, jaką znakomicie uprawia Marek Krajewski, to zupełnie inna dziedzina, niż moja praca. Dla mnie najważniejsza jest prawda. Ale nie stronię też od subiektywnych komentarzy. Bo publikacja historyczna bez podsumowań i opinii autora to przecież zwyczajny bryk. Same daty i wydarzenia.

Jest Pan pracoholikiem. Prawie co roku wydaje pan jakąś książkę i każda trafia na szczyty list bestselerów. Czy myśli Pan już o kolejnej publikacji?

Na razie muszę chwilę odpocząć. Jeszcze nie wiem, o czym będzie moja kolejna książka. Mam napięty terminarz w związku z promocją "Od i Do". Potem zamierzam wziąć sobie kilka miesięcy wolnego. Albo nawet kilkanaście.

"Mikrokosmos" to książka, dzięki której Wrocław stał się znany na świecie. Przy zbieraniu materiałów do tej publikacji korzystał Pan również ze wspomnień hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego. Czy teraz, po kilku latach, gdy okazało się, że hrabia Dzieduszycki współpracował z SB, napisałby Pan tę książkę inaczej?

Każdy pisarz po kilku czy kilkunastu latach stwierdza, że napisałby swoją książkę lepiej. Ja mam takie wrażenie po wydaniu każdej publikacji. Ale bynajmniej nie z powodu hrabiego Dzieduszyckiego. Znałem go osobiście, spędziłem niejeden wieczór, słuchając jego wspomnień. To był więzień obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, arystokrata pozbawiony rodzinnego majątku. Na jego życiu odcisnęła swoje piętno wielka i smutna historia. Myślę, że nikt nie powinien go oceniać. Nie wierzę w to, że przekazywał mi nieprawdziwe informacje. To był człowiek wielkiej klasy.

Ostatnio był Pan widziany we Wrocławiu z przywódcami Ruchu Obywatelskiego Polska XXI: Rafałem Dutkiewiczem i Kazimierzem Michałem Ujazdowskim. Czy oznacza to, że chce się Pan zaangażować w politykę?

Absolutnie nie. To moi przyjaciele - zaprosili mnie na obiad, a potem na spotkanie. Mam w Polsce wielu znajomych, których nie dzielę na przedstawicieli partii politycznych. Bardzo lubię byłego prezydenta Wrocławia - Bogdana Zdrojewskiego. Poza nim, na przykład dwóch wiceministrów w polskim rządzie to moi byli uczniowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska