Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Punkt za ambicję

Maciej Lehmann, Michał Mazur
Antoni Łukasiewicz (z lewej) z powodzeniem rozbijał ataki piłkarzy poznańskiego Lecha
Antoni Łukasiewicz (z lewej) z powodzeniem rozbijał ataki piłkarzy poznańskiego Lecha Waldemar Wylęgalski
Lech Poznań - Śląsk Wrocław 1:1

Wrocławski Śląsk kontynuuje doskonałą serię spotkań bez porażki. W sobotę po emocjonującym meczu wywiózł z Poznania cenny punkt, choć w drużynie Ryszarda Tarasiewicza brakowało aż czterech podstawowych graczy!

Zespół gości zdziesiątkowała grypa. Ryszard Tarasiewicz nie mógł do Poznania zabrać Sebastiana Dudka oraz Tomasza Szewczuka. Dodatkowo do Wrocławia w dniu meczu wrócić musieli Sebastian Mila, Remigiusz Sobociński i Jacek Banaszyński (w trybie awaryjnym do Poznania ściągnięto trzeciego bramkarza Andrzeja Olszewskiego, który dopiero wraca do siebie po złamaniu nogi). Dlatego gdy na konferencji prasowej Franciszek Smuda stwierdził, że brakowało mu Rengifo, szkoleniowiec gości odparował:
- To co ja mam powiedzieć? Mnie bardzo potrzebny jest Mila.

I zaczęła się wymiana uszczypliwości między niezbyt przyjaźnie do siebie nastawionymi szkoleniowcami.
- Ale mnie to nie interesuje. W naszej lidze wystarczy, jak piłkarze przeszkadzają, i już jest trudno wygrać spotkanie. Widzimy to w każdym meczu, że drużyny nastawiają się na przeszkadzanie i skontrowanie - powiedział Smuda.- Nie wydaje mi się, że tylko przeszkadzaliśmy - odparł Tarasiewicz.

Na to trener Lecha:
- Jeżeli nie przeszkadzaliście, a graliście, to bardzo przepraszam.
Smuda niesprawiedliwie ocenił Śląsk. Owszem, goście nie rzucili się do ataku, ale też ich gra defensywna w niczym nie przypominała obrony Częstochowy. Za poukładanie klocków w zdziesiątkowanej chorobą drużynie Tarasiewicz powinien otrzymać piłkarskiego Oscara.

Jego zespół grał twardo i konsekwentnie w obronie, bardzo często wyprowadzając ładne dla oka i - co więcej - groźne kontry. A przede wszystkim wrocławianie grali na wysokich obrotach do ostatniej minuty meczu. To jednak żadna niespodzianka: w końcu od początku sezonu imponują przygotowaniem fizycznym.
Wydawało się, że lechici odniosą łatwe zwycięstwo, bo już w 6. min objęli prowadzenie. Świetnym podaniem na prawe skrzydło do Semira Stilicia popisał się Zlatko Tanevski. Bośniak centrował do Piotra Reissa, ale piłkę przejął Robert Lewandowski i precyzyjnym strzałem z 7 m skierował ją do siatki.
Potem, niestety, tempo meczu siadło. Gospodarze czekali, jak na ten rezultat zareaguje Śląsk, ale wrocławianie nie zamierzali się odkrywać. Nieciekawy kwadrans gry w środku pola przerwały strzały Rafała Murawskiego oraz Reissa. Kapitan Lecha miał sporego pecha, bo piłka po jego uderzeniu z ponad 20 m trafiła w poprzeczkę. Gdyby futbolówka znalazła drogę do siatki, mógłby to być gol kolejki.

Z biegiem czasu Śląsk coraz częściej zapędzał się pod bramkę Kotorowskiego. Szczególnie dużo zamieszania w szeregach gospodarzy robiły akcje Janusza Gancarczyka. Właśnie dynamiczny skrzydłowy był autorem wyrównania. Fenomenalnym prostopadłym podaniem popisał się Krzysztof Ulatowski, do piłki dopadł Gancarczyk, wbiegł w pole karne i, choć kąt był ostry, pokonał bramkarza strzałem między nogami.

Zimny prysznic nie pobudził poznaniaków do lepszej gry. Wiele podań nie trafiało do adresata, bo miejscowi piłkarze po prostu dawali się wyprzedzać szybkim i zdeterminowanym rywalom.
Po zmianie stron poznaniacy zaatakowali z nieco większym animuszem, ale żadnej klarownej sytuacji nie potrafili sobie wypracować. Ruchliwi i szybcy gracze Śląska robili więcej zamieszania niż napastnicy Lecha, którzy jeszcze niedawno byli postrachem całej ligi.

W końcówce meczu Kotorowski musiał wykazać się wielkimi umiejętnościami, by obronić groźny strzał Marka Gancarczyka.
- Przy odrobinie spokojniejszej grze moglibyśmy się w końcówce pokusić o zdobycie drugiej bramki. Nasze akcje były bardziej przemyślane niż długie piłki grane przez Lecha, który na pewno ma większy potencjał od nas - podsumował spotkanie Tarasiewicz.

To już epidemia

Choroba dopadła już sześciu zawodników wrocławskiego Śląska. Do Tomasza Szewczuka, Sebastiana Dudka, Jacka Banaszyńskiego, Remi-giusza Sobocińskiego i Sebastiana Mili dołączył wczoraj Petr Pokorny.
- To już epidemia - przyznaje Jarosław Szandrocho ze sztabu medycznego WKS-u. - Przyplątał się nam jakiś wirus. Nie pomogły nawet szczepionki przeciwko grypie, które pewien czas temu dostali zawodnicy. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że najgorsze mamy ze sobą. Cała szóstka w niedzielę przeszła dodatkowe badania lekarskie. Pozostałym zawodnikom zaaplikowaliśmy prawdziwą bombę witaminową, by ich uchronić przed zarażeniem - dodaje Szandrocho.
Nie wiadomo, czy chorzy gracze będą mogli wystąpić w piątkowym spotkaniu z ŁKS-em w Łodzi.

Bramki: Lewandowski 6 - J. Gancarczyk 29

Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok)

Widzów: 18 000

Lech: Kotorowski - Wojtkowiak, TanevskiI, Arboleda, Durdević (67 Wilk) - PeszkoI, Bandrowski, Murawski, Stilić (69 Injac), Reiss (79 Bosacki) - Lewandowski

Śląsk:
W. Kaczmarek - Socha, Celeban, Pawelec, Wołczek I - Ostrowski, Sztylka, Łukasiewicz, J. Gancarczyk - Ulatowski I (82 K. Kaczmarek) - Łudziński (66 M. Gancarczyk)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska