Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław to najpiękniejsze miasto. Nie tylko po trzech piwach

Arkadiusz Franas
Czy jest sposób, by żonie powiedzieć, że po wyjściu od fryzjera jej głowa wygląda jak kalafior nadgryziony przez kozę? Oto jest pytanie, przy którym rozterki Hamleta to małe miki. Oczywiście, rozważamy czysto teoretycznie, bo wszak żona, każda, jest tak piękna sama w sobie, że żaden stylista nie jest w stanie tego wizerunku popsuć. Ale załóżmy, że jednak...

Otóż, każdy doświadczony mąż wie, że nic z tego. Gdy powiesz prawdę, to w najlepszym wypadku trzy dni ścisłego postu. A gdy nie powiesz, to ni z tego, ni z owego, gdy jako kierowca pokonujesz ośmiopasmowe rondo, Ona, siedząca obok, wykrzyknie: "Chciałeś mnie skompromitować! Nie zależy ci na moim wyglądzie!". I tym podobne drobne uwagi wykrzyczane z siłą wodospadu.

To tyle tytułem wstępu teoretycznego, bo dziś o trochę innej miłości. Do najpiękniejszego miasta na świecie, czyli Wrocławia.
Ostatnio miałem przyjemność gościć kilku panów z różnych stron kraju. I znowu usłyszałem: "Jezu, jakie to piękne miasto". A potem padło sakramentalne pytanie: "Jak wy to robicie?". Na szczęście sami sobie odpowiedzieli: "Wszyscy tak się tu do siebie uśmiechają, nawet bezdomni". I mam nadzieję, że ten zachwyt nie był spowodowany tylko tym, że panowie właśnie zamówili sobie kolejne piwa.

Ja sam znowu zacząłem sobie zadawać pytanie: Dlaczego wrocławianie tak kochają swoje miasto? Nawet jak już wyjdą z tego legendarnego Rynku i nieco przetrzeźwieją. Po pierwsze: faktycznie, ważni są ludzie. Nieco inni. Nie rasiści, antysemici, homofobi - jak chcą niektórzy. Specyficzni, owszem, ale o tyle, że wszyscy są przyjezdni. Czasami całkiem niedawno, czasami w którymś tam pokoleniu. Przez to całkiem niedawno zaczęli kochać to swoje miasto. Gdzieś chyba na przełomie lat 80. i 90. Bo wtedy poczuli, że są naprawdę u siebie. Dlatego tak kochamy gorliwie, miłością młodą i jeszcze szaleńczą, której erupcja nastąpiła w słynnym roku 1997 podczas powodzi. To już wielokrotnie udowadniano.

Ale ta nasza miłość jest bezkrytyczna tylko na zewnątrz. Nie lubimy przed obcymi pokazywać domowych brudów. W większości... Natomiast w swoim gronie widzimy też wady. Nie dajemy sobie wmówić obrazu świata idealnego. Dlatego nigdy nie damy sobie wcisnąć propagandy gomułkowsko-gierkowskiej, która zakładała, że w Polsce nie ma złodziei i bandytów. Takie myślenie rodzi bunt. I słuszny. I nie będę po raz kolejny pisał o problemach na stadionie czy remontach ulic. Trochę inny przykład z ostatniego tygodnia.

Otóż, zapytany magistrat odrzekł wszem i wobec, że we Wrocławiu nie ma szczurów. I poszło w Polskę, a Polska zobaczyła, jak biegają po naszych ulicach. I śmieją się z nas do dziś. Zaręczam, że nie był to fotomontaż. Bo każdy wie, że w tym mieście są szczury. Jak w każdym, które ma setki kilometrów kanałów i starych piwnic. Sam miałem kiedyś takiego za sąsiada. Kilka lat mieszkał nade mną, ale był grzeczny, tupał cichutko, nie narzucał się, serek z pułapki wziął, ale tak delikatnie, by trzask pułapki nie zbudził reszty domowników. A że nie jest ginącym gatunkiem, świadczą o tym także wysypywane trutki, które widuję w podziemnych parkingach. Bo domniemywam, że te różowe granulki to nie środek na poprawienie humoru kierowcom...

Nie przekonuje nas też argumentacja urzędników, że w innych miastach jest gorzej. I co z tego? A co mnie obchodzi, że nad Krakowem wróble zimą muszą latać w maskach gazowych, bo w dawnej stolicy Polski duża część lokatorów nie zauważyła, że można podłączyć się do elektrociepłowni lub uruchomić ogrzewanie gazowe. Konserwatywne podejście do życia ma swoje prawa, a piec węglowy ma swój urok. Jak smok wawelski. Właściwie smog... Nie cieszy mnie też to, że miasto Łódź z miasta ma tylko Manufakturę, ogromne centrum handlowe, a reszta to łąki, na których zamiast krów stoją betonowe bloki. Krów też jeszcze trochę podobno mają. Ich sprawa.

Mnie martwi kilka innych spraw. Nie wiem, czy przy okazji przegrania procesu przez europosła Ryszarda Legutkę z wrocławskimi uczniami XIV LO o obrazę, bo nazwał ich "rozwydrzonymi smarkaczami", zaintrygowało Państwa coś innego. Ci właściwie już byli uczniowie słynnej czternastki teraz studiują... w Warszawie. Jak wielu innych wrocławian. Niestety, Wrocław nie jest już silnym ośrodkiem akademickim, co widać w różnych zestawieniach. I właśnie takie wady też widzimy. I chcemy o nich dyskutować, a nie udawać, że problemu nie ma. Co mi nie przeszkadza nadal kochać Wrocław nad życie. Także za to, że ma wady, które urzędnicy chcą tak skrzętnie skrywać. Nie ma potrzeby. Lukier mdli.

Przecież my nasze żony (każdy swoją oczywiście!) kochamy także za ich wady. Z lalką Barbie nie da się mieszkać. I kochamy je właśnie nawet wtedy, gdy wyjdą z tą taką fryzurą...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wrocław to najpiękniejsze miasto. Nie tylko po trzech piwach - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska