18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawadiackie baby

Eliza Głowicka
Janina Zima jako pielęgniarka
Janina Zima jako pielęgniarka Tomasz Hołod
Zamiast oglądać wieczorem seriale w telewizji, wolą się spotkać i pośpiewać. Teksty kabaretowych dialogów i piosenek powtarzają, gotując obiad czy karmiąc kury. Bo przecież głupio by było dać plamę podczas występu w Sejmie.

Bez swojego zespołu "Zawadiacy" nie wyobrażają sobie życia. A na wsi lekkie ono nie jest - zawsze jest coś do roboty w gospodarstwie i trzeba wstawać wcześnie rano. Próby są dwa razy w tygodniu, po trzy godziny. Kończą się nieraz po 22. A w domu zawsze jest jeszcze coś do zrobienia. Grzyby nazbierane w lesie trzeba oczyścić, coś ugotować, posprzątać. Ale żadna z kobiet nie żałuje, nie narzeka. Choć za występy nie dostają pieniędzy. Nagrodą są gorące oklaski i uśmiech na twarzach publiczności. No i satysfakcja, że robi się coś fajnego.

Maria Kozieł chwyta się pod boki i zaczyna żartować sobie z tuszy sołtysa. Zbliża się w końcu wizyta komisarza unijnego, a on taki gruby, że aż wstyd. A wieś chce w końcu dobrze wypaść.
- O, mój ty sołtysie, odchudzaj się! - śpiewa na znaną melodię "O mój rozmarynie, rozwijaj się". Sołtys wygląda na zawstydzonego. - Ty masz być figurą, a nie waligórą, na dietę czaaas - ciągnie ze swadą. Na szczęście z tuszą Ryszarda Zimy (rzeczywiście przez wiele lat był sołtysem wsi) nie jest tak źle. A piosenka jest fragmentem jednego z widowisk satyrycznych, które zostały przygotowane przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Pani Maria gra w nim sekserkę - czyli fachowca od rozpoznawania płci u kur.

Godzina 19, poniedziałek. Jak zwykle "Zawadiacy" spotykają się w świetlicy w Zawadzie koło Sycowa. Dziś nie ma Elżbiety Skrobek, która od niedawna pracuje w zakładzie na drugą zmianę. Najpierw obowiązkowe pogaduchy przy kawie i ciastkach. Czasem przy lampce wina. Od tego zaczyna się każda próba. Od pięciu lat, odkąd istnieją.
- To już stało się tradycją. Umawiamy się, która z nas przygotuje jedzenie, upiecze placek - wyjaśnia Marzena Rogalińska, sołtyska wsi, oczywiście członkini zespołu.

O, mój ty sołtysie, odchudzaj się! Ty masz być figurą, a nie waligórą, na dietę czaaas!

Dziś dyżur wypadł na Marię Kozieł i Małgorzatę Oleszczyńską. Dodatkowo Halina Duda przyniosła pyszne sery z krowiego mleka, zrobione własnoręcznie. To jedna z ostatnich prawdziwych rolniczek na wsi, gospodarząca z mężem na dwudziestu hektarach ziemi. Ma też 60 świń, 50 owiec i kilkadziesiąt sztuk bydła.
- Pracowita jak nikt we wsi. 27 litrów jagód potrafi nazbierać w jeden dzień - chwalą ją koleżanki i koledzy z zespołu.

Na krowach zna się najlepiej ze wszystkich. I za chwilę zaczyna opowieść o niezwykłej krasuli, co dwie wojny przeżyła, ale daje ajerkoniak, bo jest karmiona zacierem.
- "Ma lat już wiele, a ciągle na chodzie. Przykład dla bydląt na tym Zachodzie. Co miesiąc daje 100 litrów mleka, wcale nie ryczy i się nie wścieka" - śpiewa czystym głosem, chwaląc się swoją krasulą.
W rzeczywistości pani Halina jest skromna i nie lubi, jak się o niej mówi.
- Dlatego denerwuje się, gdy żartujemy, że ma parcie na ekran - śmieją się inne panie z zespołu. Jest jeszcze członkiem zespołu "Sycowiacy". Uzdolniona muzycznie, śpiew ma we krwi. Śpiewa przy pracy w obejściu, śpiewa, gdy karmi byki i świnie.
- Czy przez to się lepiej chowają? Bo ja wiem? Mozarta im nie puszczam - zastanawia się ze śmiechem.

Wszystkie teksty piosenek, skeczy i dialogi pisze Roman Ćwiękała, założyciel zespołu i jego artystyczny kierownik. Obrzędowego - podkreśla, nie ludowego, gdzie śpiewa się skoczne ludowe melodie z refrenem typu "Oj dana, oj dana".
Mają aż pięć programów, m.in. przedstawiają widowiska regionalne, przypominają ludziom ginące zawody na wsi i zapomniane obrzędy wiosenne, jak choćby chodzenie z gaikiem. Do tego śpiewają pieśni patriotyczne i popularne biesiadne przyśpiewki.

No i wystawiają widowiska kabaretowe, nawiązujące do wydarzeń współczesnych. Publiczność ryczy na nich ze śmiechu, a i zespół świetnie się bawi. Może dlatego, że każda z kobiet (jest też kilku panów w zespole) gra taką postać, w której najlepiej się czuje.
- Wymyślając postać do widowiska satyrycznego, układam teksty pod konkretną panią, bo każda jest inna - podkreśla Roman Ćwiękała.

Spokojna i cicha Małgosia Oleszczyńska jest więc Cyganką, która wróży nie tylko z fusów, ręki, oczu, ale i pępka. Dogryza też posłom w piosence śpiewanej na melodię prząśniczek.
- Ale dwa lata temu w Sejmie jakoś głupio było to zaśpiewać - przyznaje.

Postaci eterycznej królewny nie zagra raczej Janina Zima, która najlepiej czuje się w wyrazistych rolach, np. koszmarnej, wiekowej pielęgniarki jak z czarnych komedii. W grubych jak denka od butelek okularach, peruce i z wielgachną strzykawką w dłoni samym widokiem wzbudza salwy śmiechu.

Janina Zima bez oporów wychodzi na scenę i śpiewa o pacjencie, któremu basen musi podać i pytać, czy "wiatry puściły".

Bez oporów wychodzi na scenę i śpiewa o pacjencie, któremu a to basen musi podać, a to pytać, czy "wiatry puściły". Przyznaje, że jak każdej czasem zdarza się zapomnieć słów.
- W kabarecie to pal licho, coś się wymyśli na poczekaniu, ale gorzej w piosence - wzdycha. Ale od czego jest pomysłowość i refleks. Raz całą zwrotkę ułożyła, biorąc wersy z pozostałych. Widzowie się nie połapali.
Teksty są dowcipne, ale nie wulgarne. Jeden z zabawniejszych trafił się Marii Łosiak (jedynej mieszkanki Zawady od urodzenia). W jednym z przedstawień, ubrana w kombinezon roboczyi czapkę z daszkiem, śpiewa o swojej miłości do ciągnika Ursus.
- "Moja ty pyrkawko, zawsze się podniecę, gdy cię dotykam lub trzymam za świecę" - śpiewa z błyskiem w oku.

Stojąca obok Danuta Budzyńska nie może być gorsza. Opowiada o swoich owcach, z których jest bardzo dumna, bo od razu dają kolorową wełnę. To jej popisowy numer.
- "Na dużą forsę mam ja sposoby, na Zachód wyślę swoje wyroby. I rzucę wam ja tam cztery stada, zagram z tymi trykami w "dziada" - puentuje.

Udział w zespole nieraz wyratował kobiety z opresji. Marzena Rogalińska nie zapłaciła mandatu za przekroczenie prędkości, bo policjant się zlitował, gdy usłyszał, że śpieszy się na próbę przed występem. Halina Duda zahaczyła na ulicy o wysepkę i czekał ją mandat, ale mundurowy z Twardogóry rozpoznał ją z występów.
Jak radzą sobie ze stresem, gdy występują? W końcu są amatorkami, a zespół często jest zapraszany na występy w Polsce, a nawet za granicą - ostatnio był w Berlinie.

- Najtrudniej występuje się przed własną publicznością - przyznają panie. Sołtyska nie zapomni stresu, jaki jej towarzyszył podczas ich pierwszych, wystawianych w kościele jasełek. Mieli tylko 3 tygodnie na przygotowania. - Byłam kominiarzem. Ze strachu i nerwów łzy mi ciekły po twarzy. Ale dałam radę - wspomina Marzena Rogalińska.

Moja ty pyrkawko, zawsze się podniecę, gdy cię trzymam za świecę

Później było już łatwiej. Nauczyli się występować w deszczu i przebierać w ekspresowym tempie, także w autobusie.
- Ale najważniejsze, że dobrze się bawimy. To oderwanie od codziennych obowiązków. Mężowie i dzieci to zaakceptowali. A jak narzekają, to mówimy, że to nasze życie i możemy robić, co chcemy - zaznaczają hardo Danuta Budzyńska i Maria Łosiak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska