18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto pomoże Romom z obozowiska przy ul. Kamieńskiego?

Anna Gabińska
fot. Tomasz Hołod
Urzędnicy i eksperci dojrzeli do spotkania w sprawie rumuńskich Romów, którzy od kilkunastu lat koczują we Wrocławiu. Wczoraj po raz pierwszy w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim usiedli do rozmów o tym, jak można pomóc setce obywateli Rumunii, którzy w większości - 70 osób w 17 barakach - żyją w koczowisku przy ul. Kamieńskiego. Spotkanie zorganizował Dariusz Tokarz, pełnomocnik dolnośląskiego wojewody ds. mniejszości narodowych i etnicznych.

Aż 80 proc. mieszkańców baraków przy Kamieńskiego to dzieci w wieku od 6 do 15 lat. Są analfabetami. Potrafią porozumiewać się w języku romskim, ale nie mówią po rumuńsku, znają trochę polski. Nie chodzą też do szkoły, nie umieją czytać i pisać.

W barakach nie mają wody. Noszą z pobliskiej stacji benzynowej albo ze szpitala przy Kamieńskiego i z okolicznych bloków. Zorganizowali sobie generatory prądu. Kobiety z dziećmi utrzymują się z żebrania na ulicach i pod kościołami. Mężczyźni szukają pracy nielegalnie. - Nikt normalnie nie chce nas zatrudnić - tłumaczy 17-letni Aleks z koczowiska przy Kamieńskiego. - Jak już nie ma pracy na budowie na czarno, to idziemy w miasto żebrać. Musimy za coś żyć.

Joanna Bober, wicedyrektor wydziału spraw obywatelskich i cudzoziemców w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim uważa, że rumuńscy Romowie nie robią nic, by przebywać we Wrocławiu legalnie. - Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek z nich do nas przyszedł z wnioskiem o rejestrację pobytu obywatela Unii Europejskiej w Polsce - mówi urzędniczka. Do trzech miesięcy każdy obywatel UE może przebywać w kraju do niej należącym bez rejestracji. - Moja mama boi się urzędników, bo jak w 1997 roku do nas przyszli, to skończyło się deportacją do Rumunii. Tam mamy gorzej niż tutaj teraz - mówi Aleks.

Joanna Janiszewska ze Stowarzyszenia na Rzecz Integracji Społeczeństwa Wielokulturowego Nomada podkreśla, że Romowie zawsze żyli poza systemem. - Pewna matka romska usłyszała, że może odwiedzić swoje odebrane przez urzędników dziecko w placówce między godz. 9 a 11. Przyszła o godz. 12, bo nie znała się na zegarku. Dyrektorka ośrodka powiedziała, że nie zobaczy dziecka, bo przyszła za późno. Ona zrozumiała, że już nigdy go nie zobaczy - opowiadała Janiszewska.

Każdy rumuński Rom ma prawo chodzić do polskiej szkoły. Rodzice powinni go do niej zgłosić. Dyrektor ma obowiązek zorganizować mu dodatkowe zajęcia z języka polskiego i zajęcia wyrównawcze. - Kończy się to wysłaniem romskich dzieci do szkoły specjalnej - mówi Agata Ferenc z Nomady.

Maria Dytko, wicedyrektor szpitala przy Kamieńskiego zwróciła się do urzędników z prośbą o rozwiązanie kwestii ubezpieczenia Romów. Rocznie szpital na leczenie ich przeznacza kilkadziesiąt tys. zł. Ubezpieczenie całej rodziny kosztowałoby ok. 300 zł miesięcznie. Jednak za powrót do systemu to 7 tys. zł za osobę jednorazowo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska