Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na życiu i zmartwychwstaniu Chrystusa można sporo zarobić

Hanna Wieczorek
Dariusz Gdesz
Rekordy popularności biła swego czasu rock opera "Jesus Christ Superstar", Robert Ludlum wykorzystał ten wątek w "Przesyłce z Salonik", rekordy popularności biła książka Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci". W 2004 roku sprzedano 17 mln egzemplarzy na świecie.

Czy to możliwe, że Chrystus nie umarł na krzyżu? Czy to możliwe, że ożenił się, został ojcem i Jego ród wciąż istnieje? Te pytania postawili Michael Baigent, Richard Leigh i Henry Lincoln, autorzy książki "Święty Graal, święta krew", z której pomysły zaczerpnął Dan Brown.

Niespełna dwa lata po wydaniu "Kodu Leonarda da Vinci" trafiła w nasze ręce Ewangelia Judasza, odkryta w 1978 roku w Egipcie i przetłumaczona w Bazylei, przedstawiająca ostatnie dni i godziny przed pojmaniem Jezusa. Wynika z niej, że Judasz nie zdradził Jezusa, a wydał go na jego własne życzenie, dzięki czemu Chrystus mógł zbawić świat. Ale, jak podkreśla nieżyjący już niemiecki biblista Carsten Peter Thiede, pytanie o to, czy Jezus nie przeżył ukrzyżowania, nie jest wcale nowe. Podobnie zresztą jak twierdzenie, że miał dzieci, a jego potomkowie żyją do dzisiaj. Wszyscy, którzy są przekonani do tej teorii, bez wahania wskazują małżonkę Jezusa: miała nią być Maria Magdalena.

Tak właśnie dowodziła Barbara Thiering w książce "Jezus mężczyzną", wydanej w 1992 roku. Co więcej, oboje byli rozwodnikami. Thiering wyczytała to wszystko w zwojach znad Morza Martwego - wystarczyło jej tylko zastosować odpowiedni kod, by prawidłowo odcyfrować zwoje z Qumran, należące do wspólnoty esseńskiej. W jej publikacji jest więcej szokujących stwierdzeń. Uważa ona, że Jezus był "grzesznym księdzem" wspólnoty esseńskiej, o którym wspomina się w zwojach. I został ukrzyżowany nie w Jerozolimie, a w Qumran. Na wykonanie wyroku pofatygował się nawet nad Morze Martwe sam Poncjusz Piłat.

Ale nawet Barbara Thiering nie jest nowatorska. Na początku XX wieku (w 1916 roku) wybuchł prawdziwy skandal po opublikowaniu przez George'a F. Moora "The Brook Kerith". Jezus jest w niej przedstawiony jako człowiek, który przeżył ukrzyżowanie i osiedlił się w gminie esseńskiej. Inni autorzy doszukiwali się związków Chrystusa z innymi religiami. W 1995 roku w Rockpot dwójka autorów - Elamr R. Gruber i Holger Kersten - opu-blikowała książkę "The Original Jesus". Dowodzą w niej, że Chrystus otrzymał buddyjskie wykształcenie w kontemplacyjnej sekcie terapeutów w Aleksandrii. Zetknął się z tą sektą, gdy Święta Rodzina przebywała na wygnaniu. Związki te spowodowały, że nauki Chrystusa zakorzenione są w... buddyzmie.

A jeszcze nie tak dawno, bo u schyłku XVII wieku, za pod-ważanie dosłownej prawdy zawartej w Biblii można było stracić życie. Jak pisze w "Jezusowym papirusie" Carsten Peter Thiede, tak właśnie się stało ze szkockim studentem Thomasem Aikenheadem. Został on powieszony w 1697 roku za kolportowanie wywrotowej tezy Barucha Spinozy. Spinoza twierdził bowiem, że Pięcioksięgu nie napisał Mojżesz, a żyjący niemal 1000 lat później Ezra. W XVIII wieku do więzienia trafił też angielski wydawca Thomas Pain, który zaprzeczał wiarygodności Biblii.

Naszą wiedzę o życiu Chrystusa czerpiemy przede wszystkich z czterech kanonicznych ewangelii, które wchodzą w skład Nowego Testamentu. Są to oczywiście ewangelie według św. Marka, św. Mateusza, św. Łukasza i św. Jana. Większość biblistów jest zgodna, że te cztery Ewangelie powstały najpóźniej 100-110 lat po śmierci Chrystusa. Amerykański biblista Ben Witherington II w swojej książce "Kod ewangelii" przypomina, że samo słowo "ewangelia" wywodzi się z greki i oznacza "dobra wiadomość" lub "dobre słowo". Tak określano dobre wiadomości, na przykład o narodzinach czy też wielkich czynach rzymskich cesarzy.

Witherington uważa, że to, co my znamy pod nazwą ewangelii, starożytni uznaliby raczej za dzieła historyczne lub biograficzne. Dzisiaj są dla nas pismami szczególnymi, opisującymi życie i misję Jezusa. Możemy nawet wskazać, kiedy zaczęła się ta zmiana. Wraz z pojawieniem się u schyłku I wieku naszej ery, lub na początku II, wczesnochrześcijańskiego pisma Didache - można go nazwać podręcznikiem zawierającym wskazówki Kościoła. Wspomina ono o spisanych dokumentach, zwanych ewangeliami.

Bibliści są w zasadzie zgodni, że ewangelie powstały na podstawie wcześniejszych przekazów. Trzy z nich, Mateusza, Mar-ka i Łukasza, oparte są na jednym źródle - zwanym Q, od niemieckiego słowa Quelle, oznaczającego właśnie źródło. Ten kanon (zbiór ksiąg oficjalnie uznanych za natchnione) powstał prawdopodobnie już w pierwszej połowie II wieku. Około roku 170 Tacjan napisał "Harmonię czterech ewangelii", zwaną "Diatessaron". W drugiej połowie II wieku cztery ewangelie wymienia tak zwany kanon Muratoriego oraz Tertulian, a Ireneusz z Lyonu ok. 180 r. jest przekonany o świętości jedynie czterech ewangelii.

Jednak o życiu i misji Jezusa opowiadają też inne, późniejsze ewangelie - zwane apokryficznymi. Najbardziej znane wśród nich to ewangelia św. Tomasza, Judasza, Marii Magdaleny czy Filipa. Ben Witherington II podkreśla, że to właśnie na tych dwóch ostatnich apokryfach opiera się książka Dana Browna. I wielokrotnie wytyka autorowi "Kodu Leonarda da Vinci" fałszowanie historii. Bo ten uparcie powtarza tezę, iż ewangelie kanoniczne nie są najwcześniejsze. Według niego starszy rodowód mają zatajone ewangelie gnostyckie - takie jak Marii Magdaleny - i to je właśnie ukrywał Kościół od czasu Konstantyna.

Bibliści udowadniają na wiele sposobów, że teza Browna jest fałszywa. Bo wszystkie źródła dowodzą, że Konstatyn nie narzucił soborowi nicejskiemu wyboru ewangelii kanonicznych. Pierwszy biskup Lyonu, święty Ireneusz (ok. 125-200), na długo przed narodzinami cesarza przedstawiał cztery ewangelie i nauczał, że lekceważenie ich jest bluźnierstwem przeciw Bogu i Chrystusowi. Są one także wymienione w katalogu ksiąg chrześcijańskich z końca II wieku - czyli kanonie Muratoriego. A ewangelii gnostyckich nikt nie zatajał. Jak podkreśla Witherington II - Kościół, tak Zachodni, jak i Wschodni, po prostu ich nie uznał.

Można się zastanawiać, dlaczego Dan Brown tak usilnie przekonuje czytelnika, że Kościół ukrywał ewangelie gnostyckie. Po przeczytaniu całego "Kodu Leonarda da Vinci" nie mamy już wątpliwości. Bo to właśnie z ewangelii Filipa Dan Brown wyciągnął wniosek, że Jezus był mężem Marii Magdaleny.

Dalsze pomysły, że w czasie kaźni Jezusa Maria Magdalena była z nim w ciąży - nosząc więc w sobie jego krew, była świętym Graalem - są już dodatkiem autora. Szczególnie ten, iż wdowa po Jezusie nie pozostała po śmierci męża w Palestynie, uciekła bowiem z dzieckiem do Francji, dając początek dynastii Merowingów. No, może niekoniecznie są to oryginalne przemyślenia Browna, w "Kodzie" widać bowiem wyraźnie, że pisarz czerpał pełnymi garściami z wydanej kilka lat wcześniej książki "Święty Graal, święta krew". Sprawa nawet trafiła do sądu.

Wróćmy do Jezusa i jego związków z Marią Magdaleną. Bibliści bezlitośnie rozprawiają się z tezami stawianymi przez Browna oraz jego poprzedników, i co więcej, tłumaczą, skąd mogły się wziąć takie pomysły.

Zaczynają od tego, że skoro w Nowym Testamencie nie ma ani słowa o ślubie Jezusa z Marią Magdaleną i ich potomstwie, zwolennicy tej tezy szukają dowodów gdzie indziej. A gdzie je najłatwiej znaleźć? Oczywiście w późniejszych apokryfach. Ulubionym jest wspomniana już ewangelia Filipa. Według Bena Witheringtona II, chodzi szczególnie o jeden fragment, który mówi: "A towarzyszką [Zbawiciela jest] Maria Magdalena. [A Chrystus miłował] ją bardziej niż [innych] uczniów [i często] całował [w usta]". Tekst ma luki i nawiasy odzwierciedlają je.

Według jednego z bohaterów "Kodu Leonarda da Vinci" słowo "towarzyszka" - zgodnie z aramejskim znaczeniem - należy tłumaczyć jako "małżonkę". Tyle tylko, że ewangelia Filipa została napisana po koptyjsku. Jak tłumaczy Ben Witherington II, użyto w niej słowa "koinos", które jest zapożyczeniem z greki i w innych tekstach tego typu stosowane jest na określenie "siostry" w sensie duchowym.

Spory semantyczne mogą nas nie przekonywać. Tym bardziej że dla nas słowo "towarzyszka" nie kojarzy się automatycznie z małżonką. Znacznie bardziej frapujące i niepokojące jest zdanie o tym, iż Jezus często całował Marię Magdalenę w usta.
Bibliści zwracają uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, tak naprawdę nie wiadomo, czy Jezus całował Marię Magdalenę w usta, ręce, policzek czy czoło.

Ale nawet pocałunek w usta nie powinien nas niepokoić. Ponieważ kontrowersyjni naukowcy zajmujący się wczesnym chrześcijaństwem - tacy jak Karen King - uważają, iż mowa jest o całkowicie aseksualnym, braterskim pocałunku między wierzącymi. Takim, o jakim jest mowa w innym fragmencie ewangelii Filipa: "Ponieważ to przez pocałunek doskonali poczynają i rodzą się. Z tego powodu my także całujemy się nawzajem. Otrzymujemy poczęcie przez łaskę, która jest w każdym z nas". A więc, jak tłumaczy to nam Ben Witherington II, celem takiego pocałunku jest duchowe narodzenie się.

Naukowcy zajmujący się wczesnym chrześcijaństwem z lekkim rozbawieniem podchodzą do innego pomysłu, według którego wesele w Kanie miałoby być weselem samego Jezusa.

I dodają, że wystarczy przeczytać ze zrozumieniem drugi rozdział Ewangelii św. Jana, by uznać takie supozycje za absurdalne. Zacznijmy jednak od początku - weselna relacja zaczyna się od informacji, że była na nim Matka Jezusa. Nieco zaskakujące byłoby, gdyby Maryi nie było na ślubie syna. Dalej dowiadujemy się, że na wesele zaproszono też Jezusa. Pan młody raczej nie potrzebuje zaproszenia własne wesele. A na koniec czytamy, że Jezus opuścił wesele i odszedł z matką, braćmi i uczniami. O żonie nie ma ani słowa.

Bibliści w pocie czoła obalają coraz to nowe, wstrząsające rewelacje na temat życia Jezusa, które pojawiają się ostatnio lawinowo. Może warto się przy tej okazji zastanowić nad gorzkim stwierdzeniem, które padło w książce niemieckiego biblisty Carstena Petera Thiede oraz dziennikarza Matthew D'Anco-ny "Jezusowy papirus".

W rozdziale "Ewangelie na ławie oskarżonych" obaj panowie piszą tak: "Wiele książek zmieniło historię Zachodu: »O powstaniu gatunków« Darwina, »Kapitał« Marksa i »Listy« Freuda to trzy najważniejsze w ostatnich wiekach. Jednak ewangelie są kamieniami węgielnymi naszej cywilizacji. (...) Choć wiara chrześcijańska stała się sprawą osobistego wyboru, podstawowy tekst, na którym się wspiera, pozostaje podręcznikiem, z którego uczą się, jak żyć, zarówno chrześcijanie, jak i niechrześcijanie.

(...) Mimo swego olbrzymiego wpływu - a może właśnie z jego powodu - Nowy Testament stał się przedmiotem kulturowych podejrzeń".

Nikogo nie dziwią już insynuacje, że ewangelie ukrywają prawdziwego Jezusa przed tymi, którzy szukają prawdy o nim. A do dobrego tonu należy sceptycyzm wobec Ewangelii. A niektórzy uczeni zrobią wszystko, by w tej kwestii uniknąć zarzutu łatwowierności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska