Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzecia prawda księdza Tischnera

Aleksander Malak
Janusz Wójtowicz
Ponieważ jak zwykle, a w tym roku szczególnie, bo zapowiadają psią pogodę, większość świątecznego czasu spędzimy przy zastawionych stołach i włączonym telewizorze, dzisiejszy felieton będzie ostrzeżeniem.

Nie jestem dietetykiem, więc o jadle ani słowa. Będzie o telewizorze. Odnoszę bowiem wrażenie, że coraz więcej programów sączonych nam z ekranów przypomina relacje z "zawodów" wrestlingu. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że to taka amerykańska odmiana zapasów, w której wszystko od początku do końca jest ustawione, co znaczy, że odbywa się wedle z góry napisanego scenariusza. Dlatego "zawody" w cudzysłowie. Kilku mięśniaków wchodzi (wbiega, wlatuje, wskakuje itp.) do ringu i zaczyna się "naparzać" (cudzysłów, bo wiadomo itd.). Wielotysięczna widownia w hali i milionowa przed telewizorami szaleje, dopingując swoich przecudnej urody idoli. Tacy piękni, tacy mocni, tacy wspaniali, tacy zwycięscy.

Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ludzie to kupują. Dlaczego podniecają się czymś, co ma być najprawdziwszą walką, a jest wielkim picem?

A co to ma wspólnego z polskim telewizorem? Coraz więcej, jeżeli nie wszystko. Kiedyś w telewizorze dominowały seriale fabularne. Potem mydlane opery. Jeszcze później tzw. sitcomy z podkładanym śmiechem, żebym wiedział, w którym momencie mam skrzywić gębę. Teraz, choć wszystkie wyżej wymienione w dalszym ciągu są obecne na ekranach, ich pozycję z niezrozumiałą wściekłością atakują rozmaite kretynizmy, podawane, a jakże, w serialowej konwencji. Weźcie jakiś program i prześledźcie. "Dlaczego ja?", "Trudne sprawy". "Malanowski i partnerzy", "W11 - Wydział Śledczy", "Pamiętniki z wakacji", "Sąd rodzinny", "Ukryta prawda"… Już dalej nie chce mi się wymieniać.

To ma nawet swoją fachową nazwę: docu reality, co po polsku wykładane jest jako serial paradokumentalny. Mamy przez to rozumieć, że wszystkie te bzdety zostały wzięte z życia i prawdziwe życie nam pokazują. Żeby podkreślić autentyzm owych produkcji, angażuje się do nich nawet nie naturszczyków, tylko ludzi z ulicy, nadaje się im imiona, nazwiska, zawody i adresy, wręcza kawałki w męce twórczej wymyślonego scenariusza i przed kamerę, i na ekran, i do kasy. "Ciemny lud to kupi", że zacytuję klasyka małego ekranu. Bo to sama prawda.

Owszem, to prawda, nawet nie ukryta, jak w jednym z tytułów. To tzw. trzecia prawda niezapomnianego księdza Józefa Tischnera: "Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: Święta prawda, Tyż prawda i Gówno prawda".

Myślę, że nasycanie ekranów, najpierw oczywiście amerykańskich, potem za panią matką, trzecią prawdą zaczęło się jakieś 20 lat temu, kiedy pojawił się pierwszy program z cyklu "Big Brother", reklamowany, a jakże, jako "reality" (rzeczywistość, prawdziwość). Nie miał on, rzecz jasna, z realnością nic wspólnego, co najwyżej raz jeszcze potwierdzał genialność teorii Kopernika-Greshama o monecie gorszej wypierającej lepszą. I dlatego uważajcie, obżarci świątecznym jadłem, na to, co tam leci w telewizorze.

Na koniec kilka słów do mojego (naszego) wiernego czytelnika internetowego p. Jacentego, który pytał mnie ostatnio, dlaczego robimy rozmaite błędy, do czego zaliczam również wspomniane dzisiaj ekranowe "prawdy". Z głupoty, p. Jacenty, która jest skutkiem naszego lenistwa, przeważnie umysłowego, ale przecież nie tylko.

Wesołych i Mądrzejszych Świąt!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Trzecia prawda księdza Tischnera - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska