Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Legnickiej brakuje tylko Michaela Douglasa i Heraklita z Efezu

Jacek Antczak
Jacek Antczak
Jacek Antczak
Na Zachodzie bez zmian - można powtórzyć za Remarkiem. Na zachodzie Wrocławia, oczywiście. To znaczy bez zmian... po zmianach. W miejskiej komunikacji. Wojna o przetrwanie (czytaj: dojechanie do centrum) wciąż trwa.

KORKI NA LEGNICKIEJ - CZYTAJ WIĘCEJ, ZOBACZ ZDJĘCIA
Ten felieton nie będzie sublokalny gądowsko-pilczycki, myślę, że jest prawie subkontynentalny, dolnośląsko-europejski. Dedykuję go nie tylko kilkudziesięciu tysiącom wrocławian, którzy postanowili kiedyś zamieszkać w zachodnich dzielnicach stolicy Dolnego Śląska. Również tym, którzy z zachodu, a nawet z Zachodu , do niego wjeżdżają. Nie tylko tym ze Środy czy Legnicy, ale dojeżdżającym autostradową obwodnicą z Wałbrzycha, Jeleniej Góry czy Niemiec (czytaj: z Europy).

Ten felieton to też ostrzeżenie. Nie przed fotoradarami, bo po Lotniczej i Legnickiej od początku tygodnia jeździ się samochodami z prędkością nie przekraczającą 5 kilometrów na godzinę (korekto nie dopisywać zera, to nie pomyłka). Ostrzeżenie decydentów, inżynierów ruchu (czyli inżynierów dusz) przed gniewem ludu. Ludu pracującego miast, miasteczek i wsi. Zwłaszcza ludu pracującego na ranną zmianę.

Każdy, kto widział film "Upadek" z Michaelem Douglasem zrozumie, o co mi chodzi. Przedwczoraj i wczoraj stojąc rano w gigantycznym korku, obserwowałem niepokojące sceny i zachowania kierowców, przypominające to, co zrobił William Foster, który wyszedł z samochodu i postanowił uporządkować świat. Tyle, że "to nie był film" - jak śpiewa Myslovitz i narasta prawdziwa frustracja.

Na szczęście, nie widziałem, żeby ktoś woził na przednim siedzeniu kij bejsbolowy, ale wielu kierowców zachowywało się dziwnie. Mówili, a właściwie krzyczeli do siebie (nie do zestawów głośnomówiących), a z ruchu warg można było wyczytać te same słowa, które wypowiada Sebastian Mila w końcówce meczu z Polonią Warszawa. Nie zacytuję. Poza tym wjeżdżali na trawniki, na środek skrzyżowania, ktoś zawracał pod prąd, ktoś inny ustawił się w poprzek drogi, niektórzy trąbili (nie wiadomo na kogo), a jeden z desperatów wjechał na trawnik przy torowisku, zaparkował, porzucił samochód, wsiadł do 33 Plus i odjechał w siną dal.
Gdyby ktoś pomyślał, że to domena samochodziarzy, a miłośnicy komunikacji miejskiej są mniej rozżaleni, to jest w błędzie. Na przystankach autobusowych w mojej okolicy ludzie są równie wściekli. "E musi wróć", "Ten kto zabrał E, będzie się smażył w piekle", "Co za idiota zabrał nam 122 do centrum" - brzmiało to złowieszczo.

Bo ludzie niczego nie rozumieją. A te pomysły nie są z kosmosu. Mają proste uzasadnienia. Pierwsze - zastosowano nowoczesne techniki zarządzania ruchem w połączeniu z socjotechnicznymi metodami sprawdzania wytrzymałości społecznej. Drugie: to happeningowa próba nagłośnienia Euro 2012 oraz igrzysk sportów ekstremalnych World Games 2017 we Wrocławiu. Próbujemy po prostu pobić rekord Guinnessa w długości korka. Na razie od stadionu do Jana Pawła II. Potem spróbujemy od Leśnicy, a w końcu pójdziemy po bandzie i któregoś ranka zorganizujemy na stadionie mecz lub koncert i zrobimy sobie korek od Legnicy do Wrocławia.

Ale na razie na zachodzie bez zmian. Wszystko stoi, żeby sparafrazować Heraklita z Efezu, który miał błędne przekonanie, że "Panta rhei" (wszystko płynie, nic nie stoi). A że się spóźniamy do pracy? Mamy czas, w końcu europejska gospodarka też stanęła w korku, będziemy pracować do 67. roku życia, a już za 30 lat będziemy mieli we Wrocławiu metropolię z metrem. No i korki będą nam się kojarzyć tylko z szampanem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska