18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Bocian - Biegał między kontuzjami, a medale przysyłali po latach (ZDJĘCIA)

Wojciech Koerber
2000 r. Zaprzysiężenie olimpijskie przed wyprawą do Sydney. Z 20-letnią wtedy Moniką Pyrek
2000 r. Zaprzysiężenie olimpijskie przed wyprawą do Sydney. Z 20-letnią wtedy Moniką Pyrek fot. archiwum Jacka Bociana
Tę karierę znaczyły kontuzje, ale też medale największych światowych imprez ze złotym krążkiem MŚ włącznie. Co nie znaczy, że to złoto wieszali mu na szyję przy pełnych trybunach. Przyszło pocztą z Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki w kilka lat po fakcie. Po dyskwalifikacji Amerykanów za niedozwolony doping. Tak właśnie było w Sewilli (1999). A Edmonton 2001 - też MŚ na otwartym stadionie? Stamtąd w ogóle wracał Jacek Bocian bez medalu. Po czasie otrzymał jednak zamiennik z brązu. Powód? Ten sam. Dyskwalifikacja Amerykanów.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2012 ROKU

Urodził się Bocian w Kaliszu i stamtąd właśnie trafił na dwór królowej sportu. Wszelako nie od razu. Zaczynał jako trampkarz Calisii. Był niewysoki, chudy, szybki - musiał grać w ataku. Ale bez piłki też biegał. Wieloletnią historię ma w Kaliszu Bieg Ptolemeusza - impreza rozgrywana na ulicach miasta. I on, jako małolat, dwukrotnie ten bieg w swojej kategorii wygrywał. Dystans - niecały kilometr.

- W Kaliszu miałem widok z okna na trzy stadiony. Główny Calisii, boczny i jeszcze trzeci Prosny. Najbliżej było mi do Calisii, musiałem więc trafić do futbolu. Gdy miałem 12 lat, wynieśliśmy się jednak do miejscowości Raszewy k. Żerkowa, gdzie tata dostał większe mieszkanie. A że rodzina nasza liczyła już wtedy pięć osób (dziś nawet sześć - dwie siostry i brat), chętnie to małe mieszkanko w Kaliszu opuściliśmy - mówi Bocian.

Skończyła się więc piłka nożna, ale nie tylko. - Bo muszę dodać, że ta piłka kłóciła się nieco z tym, co robiłem wtedy na poważnie. Z tańcem towarzyskim w klubie Botafogo. Tańczyłem od zerówki aż do momentu wyprowadzki. Po prostu rodzice starali się nam jakoś zająć czas i razem z siostrą trafiliśmy do klubu tańca. Czy była moją partnerką? Nie, absolutnie - dodaje olimpijczyk.

- Zdarzało się jakieś ogólnopolskie turnieje w tańcu wygrywać. Po przeprowadzce do SP w Żerkowie nadszedł jednak czas na poważniejszą przygodę ze sportem. Tamtejsza szkoła jest z tego znana. Kopałem jeszcze piłkę w Orkanie Raszewy, ale zaczęło się także trenowanie pod przełaje: biegałem m.in. w Crossie Ostrzeszowskim. Trenowałem tam sobie wielobój szybkościowy, czyli bieg na 300 m, skok w dal, rzut kulą przez plecy i 60 m - wylicza Bocian. Z tej krzyżówki niedaleko już było do 400 metrów. Bo niedaleko też było do Wrześni, gdzie trafił przyszły mistrz świata do technikum elektrycznego. Wuefista Władysław Bierła wiedział już, komu chłopaka tam dostarczyć. Adamowi Kaczorowi, członkowi olimpijskiej sztafety 4 x 100 m z Meksyku.

- On był trenerem filii Orkanu Poznań. Zamieszkałem więc w internacie we Wrześni i zająłem się dystansem 400 m - mówi Bocian. Po pierwszy sukces wyskoczył do Holandii, gdzie zajął drugie miejsce w imprezie pod nazwą Olimpijskie Dni Młodzieży Europejskiej. To był 1993 rok.

Ta kariera to pasmo kontuzji. Do Sydney jakoś jednak Bocian doleciał, choć też nie był okazem zdrowia

Dwa lata później został wicemistrzem Europy juniorów w węgierskiej Nyiregyhazie, z kolegami dorzucił też brąz w sztafecie. O kimś takim, kimś rokującym, musiał już usłyszeć trener Józef Lisowski. - I ja postanowiłem, że chcę się przenieść do Wrocławia, do tego szkoleniowca. Trafiłem do Śląska i jednocześnie do Wojskowego Ośrodka Szkolenia Sportowego ŚOW, potem Zespołu Sportowego Wojsk Lądowych. Później rozpocząłem też studia w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości. We Wrocławiu zrobiłem licencjat, w Poznaniu magisterkę - wyjaśnia sprinter.

Kalisz, Żerków, Września, wreszcie Wrocław - droga na dwór królowej rzeczywiście była pokręcona. Ze stolicy Dolnego Śląska, ze stajni Lisowskiego, blisko już jednak na szczyt. Najpierw pojawiła się szansa dla 20-latka na wylot do Atlanty. - Powiedziałbym nawet, że stuprocentowa. Zaprzepaszczona jednak przez naderwaną pachwinę. Cała moja kariera była pasmem kontuzji - przyznaje lekkoatleta. Czas to potwierdzi. Szansę na olimpijski start w Atenach również odbierze krucha konstrukcja. Tak jakby serce chciało, ale już mięśnie i ścięgna - niekoniecznie. Przed Atenami problemem okaże się ścięgno Achillesa. Ta podatność na kontuzje sprawi też, że międzynarodowe sukcesy indywidualne zakończą się na wieku juniora. - Nie zawsze byłem gotów na biegi indywidualne, bo przecież szykowaliśmy się niemal zawsze do sztafety. Tych biegów byłoby dla mnie za dużo. Czy te urazy były efektem mojej konstrukcji fizycznej, czy też zbyt dużych obciążeń? Hmm, niektórzy te obciążenia wytrzymywali - konstatuje dziś były zawodnik Śląska.

Na igrzyska w Sydney jednak Bocian doleciał, choć też nie można powiedzieć, że jako okaz zdrowia. - Na ostatnim górskim zgrupowaniu we Francji naderwałem mięsień dwugłowy. Dwa miesiące przed olimpijskim startem. Na dwa tygodnie musiałem przerwać trening i później spokojnie od nowa zaczynać bieganie. Pokłosiem tego był mój start w Sydney wyłącznie w eliminacjach. Z Maćkiem (Maćkowiakiem), Długim (Długosielskim) i Walotką - wyjaśnia sierżant Bocian. Finał, ten pechowy bieg, podczas którego Maćkowiak wypadł z bieżni, zahaczył o pudło i upadł, oglądał już z trybun. W towarzystwie trenera Lisowskiego. Jakie były ich reakcje na ten dramatyczny widok, odbierający medalowe szanse, niweczący trud przygotowań? Czy to było jedno tylko słowo?

- Ja się odwróciłem, wstałem i padło właśnie to jedno słowo. Trener nic nie powiedział, przynajmniej ja nie zarejestrowałem. Po biegu nie było żadnych wyrzutów, wspieraliśmy się. Mieliśmy świadomość, że jeszcze możemy coś razem osiągnąć - tłumaczy Bocian. W Australii olimpijska emerytura przeszła koło nosa, ale w przyszłości wojskowa będzie pewnikiem. - Z końcem roku mógłbym już na nią pójść, po 15 latach. Na dziś się jednak nie wybieram, choć zmiany w wojsku mamy dynamiczne. Jestem w sekcji personalnej 2 Batalionu Dowodzenia, na co dzień urzęduję przy ul. Hallera - melduje nam sierżant Bocian.

Dodajmy, że w Sydney był już zawodnikiem niezwykle utytułowanym. Zaczęło się w 1998 roku, gdy sztafeta przywiozła srebro ME z Budapesztu, ulegając tylko Wielkiej Brytanii. Rok później podium MŚ w Sewilli. Drugi stopień, po latach najwyższy, choć już bez wchodzenia na pudło. - Też po kontuzji - zaczyna z uśmiechem pechowiec. - Na zgrupowaniu w Gdańsku naciągnąłem mięsień dwugłowy. Jakoś doszedłem jednak do siebie i pojechałem jeszcze wcześniej z trenerem na Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe CISM do Zagrzebia. Miałem tam pobiec najpierw w pojedynkę, jednak na miejscu, po rozgrzewce, zdecydowaliśmy, że odpuszczamy. Bolało jeszcze. Kilka dni potem wygraliśmy tam sztafetę. A później Sewilla. Biegłem w finale na trzeciej zmianie. Wcześniej Czubek (Czubak) i Maciek, na końcu Haku (Haczek). Po latach okazało się, że mamy złote medale. IAAF przysłał zamienniki, które wręczyli nam Irena Szewińska i śp. Piotr Nurowski podczas gali z okazji 90-lecia PZLA w 2010 roku. Prezes PKOl--u zabawnie podsumował ceremonię słowami: "Lepiej późno niż wcale". Dostaliśmy też nagrody z ministerstwa - wspomina champion globu. Tuż po zawodach zwycięska ekipa USA odebrała czek na 80 tys. dolarów, nasi - połowę tego. Nikt im już później brakującej połowy nie zrekompensował. - Faktyczne straty trudno de facto oszaco-wać. Mieliśmy wtedy sponsorów, kontrakty reklamowe. Jako mistrzowie świata inaczej moglibyśmy rozmawiać - zdradza Bocian kulisy dworu królowej. Podobnie było po Edmonton (MŚ 2001). Tam na pudle Polacy się nie zmieścili, po latach otrzymali zamienniki z brązu.

Sukcesy świętowali też lisowczycy pod dachem. Najpierw w 1999 roku sięgnęli w japońskim Maebashi po srebro MŚ (3:03,01 - halowy rekord Europy). Mieli tam też w planie nieźle zarobić. - Mogliśmy być bogatsi o 50 tys. dolarów, tyle płacono wtedy za rekord świata. Chcieliśmy to zrobić w eliminacjach, wiedząc, że w finale z Amerykanami - przy ostrej walce i przepychankach - będzie już trudno. W eliminacjach natomiast, gdy nie ma żadnego kotła, łatwiej o taki rekord. A jednak na pierwszej zmianie Piotrek Rysiukie-wicz miał kolizję z Japończykiem i plany wzięły w łeb. Szkoda - przyznaje wrocławianin z Kalisza.

Za to w 2001 roku w Lizbonie było już złoto halowych MŚ (3:04,47). - Tu zaprocentowała jeszcze chyba robota wykonana przed igrzyskami. Bo jednak udaliśmy się do Portugalii po dość lekkich przygotowaniach - zauważa uczestnik finałowych biegów i w Maebashi, i w Lizbonie. Dodajmy, że obie te rywalizacje kończył Maćkowiak. W Japonii został wyprzedzony przez Amerykanina, w Lizbonie to on połknął Jankesa.

Z jednego jeszcze powodu miał Bocian dostęp na szpalty gazet. Przed wieloma laty jego sympatią była Monika Pyrek, a takie sportowe pary zawsze cieszą się sporym zainteresowaniem. Do Sydney lecieli jeszcze w duecie. Może stąd identyczny, solidarny wynik obojga - siódma lokata (po dyskwalifikacji USA sztafeta przesunęła się na szóste - WoK). I tak jak Bocian wygrywał taneczne ogólnopolskie turnieje dawno temu ("zdarzało się"), tak Pyrek zdarzyło się to w 2010 roku. Mowa, rzecz jasna, o TVN-owskim "Tańcu z gwiazdami".

- Nawet próbowałem kiedyś skakać o tyczce. Wyglądało to pewnie komicznie, a na drugi dzień cholernie bolały mnie ple-cy - przyznaje niespełna 36-letni "Bociek". Z naszych informacji wynika, że jest do wzięcia.

Jacek Bocian

Urodził się 15 września 1976 roku w Kaliszu. Wzrost: 180 cm. Kluby: Orkan Poznań, Śląsk Wrocław. Olimpijczyk z Sydney, gdzie Polacy zajęli w sztafecie 4 x 400 m 6. miejsce (3.03,22), a on startował w biegu eliminacyjnym z Walotką, Długosielskim i Maćkowiakiem. Mistrz świata w sztafecie z Sewilli (1999) - po dyskwalifikacji ekipy USA. Brązowy medalista MŚ z Edmonton (2001 - medal przyznany po latach wskutek dyskwalifikacji USA). Halowy mistrz (Lizbona 2001) i wicemistrz świata (Maebashi 1999) w sztafecie, wicemistrz Europy w sztafecie z Budapesztu (1998). Wicemistrz Europy juniorów na 400 m z 1995 roku (Nyiregyhaza - czas 46,59). Młodzieżowy mistrz Europy (Turku 2007 - 4 x 400). Rekord życiowy na 400 m - 45,99 (Kraków, 2000). 3-krotny mistrz kraju ze Śląskiem w sztafecie 4 x 400. Absolwent Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości. Mieszka we Wrocławiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska