Słowa te dziwnie pasują do ostatniego referendum w KGHM, w którym związki zawodowe zapytały załogę, czy będzie strajkować, jeśli nie dostanie kilkuset złotych podwyżki. Rzecz nie była wcale zagadkowa i mógłbym postawić nawet milion złotych (gdybym go miał i przyjmowano by takie zakłady), że większość opowie się za najostrzejszą formą protestu.
Tak się faktycznie stało. Aż dziw, że prezydent Lech Kaczyński, szykujący się do storpedowania rządowych projektów naprawy służby zdrowia oraz emerytur pomostowych, zamiast ględzić o prywatyzacji - nie zaproponował ogólnopolskiego referendum z pytaniem: czy chcesz być zdrowy, krócej pracować i więcej zarabiać? Sukces murowany.
Niektórzy kręcą głowami, że nie jest normalne, gdy notowania miedzi idą w dół, cena akcji spółki na giełdzie pikuje, a związkowcy - jak gdyby nigdy nic - żądają zwiększenia wydatków. To tak jakby biegnący zawodnik dostał zadyszki i - zamiast podać butlę z tlenem - wrzucono by mu na plecy worek kartofli. Logika walki związkowej w firmie kontrolowanej przez państwo jest jednak inna. Jak prezes KGHM się postawi, zawsze można liczyć na to, że premier z ministrem skarbu go wymienią w strachu przed potężną awanturą.
Mógłbym zrozumieć parcie do strajku, gdyby pracownikom Polskiej Miedzi głód zaglądał w oczy. Wiadomo jednak, że zarabiają najlepiej w całym regionie. Życzę im zresztą, by nadal się im wiodło znakomicie. I tak się z pewnością stanie, jeżeli nie będą podcinać gałęzi, na której siedzą. Niech ich nie zmyli to, że mądrala Miller skończył polityczną karierę na aucie, bo taki jest los każdego polityka w Polsce. I że święta są co roku. Z prezentami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?