Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milowymi krokami w górę tabeli

Michał Mazur
Sprowadzenie Sebastiana Mili do Wrocławia to nie transfer roku, a raczej dziesięciolecia
Sprowadzenie Sebastiana Mili do Wrocławia to nie transfer roku, a raczej dziesięciolecia Janusz Wójtowicz
Śląsk zajmuje piąte miejsce w ekstraklasie. Czy to oznacza, że jest już piątą siłą w Polsce?

Po dziewięciu kolejkach Śląsk Wrocław usadowił się na piątej pozycji w ekstraklasie. Tuż za wielką czwórką, czyli Wisłą, Polonią, Legią i Lechem. A ostatniemu z wymienionych ustępuje nawet nie punktami, lecz zaledwie ilością strzelonych goli.

Wyniki wrocławskiej drużyny zaskoczyły wielu. Oczywiście pozytywnie, bo trudno było wymarzyć sobie lepszy początek sezonu. Ba - przy dobrych wiatrach WKS mógłby być dzisiaj nawet liderem rozgrywek, stracił jednak punkty w zremisowanych pojedynkach z Lechią i Cracovią u siebie oraz w Bytomiu z Polonią.

W czym tkwi źródło tak dobrej postawy Śląska, w końcu zaledwie beniaminka ligi? Odpowiedź jest prosta - przede wszystkim w doskonałym przygotowaniu fizycznym.
- To już nie są czasy, gdy o wygranej decydowały indywidualności. Teraz liczy się silny kolektyw - powtarza w kółko trener Ryszard Tarasiewicz i zagania swoich piłkarzy do ciężkiej pracy.
Jak widać, przynosi to efekty. W grze wrocławian trudno doszukiwać się finezji, choć nieprawdą byłoby stwierdzenie, że WKS nie potrafi grać ładnie dla oka. Podstawą jest jednak kondycja.

W zasadzie wszystkie dotychczasowe zwycięstwa Śląsk po prostu sobie wybiegał. Widać to było m.in. w ostatnią sobotę, kiedy Arka - momentami lepsza piłkarsko - wyjechała z Wrocławia z kwitkiem
- A jeszcze dobitniej pokazał to mecz z GKS-em Bełchatów, w którym wrocławianie strzelili zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry - dodaje Janusz Kudyba, przed laty snajper Śląska, dziś opiekun drugoligowego Gawina. - Rysiek doskonale przygotował zespół kondycyjnie i zaszczepił swoim chłopcom grę do końcowego gwizdka.

Choć Tarasiewicz przekłada kolektyw nad gwiazdy, w jego zespole pojawiło się kilka indywidualności. Mowa przede wszystkim o Sebastianie Mili, który przeżywa renesans formy. Były reprezentant Polski (kto wie, może niedługo znów trafi do kadry?) strzelił już trzy bramki i zanotował pięć asyst. A to oznacza, że maczał palce w ponad połowie goli zdobytych przez ekipę z Oporowskiej.
- Dobrze się czuję we Wrocławiu, więc i gra mi się coraz lepiej - stwierdził po ostatniej potyczce z Arką. Plus za skromność, ale nie da się nie zauważyć, że Mila z meczu na mecz prezentuje się coraz lepiej.

I już nie chodzi tylko o bramki czy asysty - popularny Roger wyrasta na lidera drużyny z prawdziwego zdarzenia. Jakby na złość malkontentom, którzy przed sezonem uważali, że ten piłkarz może i potrafi grać dobrze, ale już tylko w kasynie.
- A Sebastiana stać na zdecydowanie więcej - zaznacza trener Tarasiewicz.
Lecz Śląsk to nie sam Mila. Doskonale do drużyny wkomponował się również Antoni Łukasiewicz. Często jest cichym bohaterem zespołu, wykonując czarną robotę w defensywie. Ostatnio poczuł się na tyle pewnie, że zdarza mu się również zapędzić pod bramkę rywala. Pierwsze trafienie dla WKS-u jest już chyba tylko kwestią czasu.
Nie można zapominać także o graczach, którzy są w zespole nieco dłużej. Telewizyjni eksperci szybko musieli się nauczyć nazwisk Janusza Gancarczyka, Krzysztofa Ostrowskiego czy też Sebastiana Dudka. Choć nie zawsze potrafią utrzymać równą formę, to bez nich nie byłoby dotychczasowych sukcesów. A Tomasz Szewczuk, zdobywając już pięć bramek, zaskoczył chyba sam siebie.

Szacunek wzbudza również fakt, że Śląsk jak dotąd przegrał zaledwie jeden mecz w lidze. Takim wynikiem mogą pochwalić się tylko Wisła, Legia i Polonia. Czy to wszystko oznacza, że w polskiej ekstraklasie pojawiła się nowa siła?
- Jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie na takie opinie - twierdzi Kudyba. - Śląsk to solidna drużyna, umiejętnie budowana przez Tarasiewicza. Widać też, że atmosfera w szatni jest rewelacyjna. Ale to jeszcze za mało, by kreować WKS na czołową ekipę w kraju. Szczególnie w naszej lidze, w której każdy może wygrać z każdym - dodaje.

Żeby nie było tak różowo, do ogródka Śląska trzeba wrzucić również kilka kamyczków. Wrocławianie czasami mają problemy z długim utrzymaniem się przy piłce. Kolejny kłopot to niepewni bramkarze, o których napisano już sporo. W sobotę widać było również, że bez Dariusza Sztylki obrona nie radzi sobie tak, jak powinna.

Na dodatek do tej pory los obchodził się ze Śląskiem dość łaskawie. Jak dotąd wrocławianie mierzyli się przede wszystkim z niżej notowanymi rywalami, a gdy przyszło skrzyżować rękawice z ekipą z górnej półki - warszawską Polonią - przegrali wyraźnie po słabej grze.
Prawdę o sile drużyny Tarasiewicza pokażą więc najbliższe mecze. Już w sobotę Śląsk zagra w Poznaniu z Lechem, potem czekają go ciężkie wyjazdy na Legię i Ruch, a na deser przy Oporowskiej pojawi się mistrz Polski z Krakowa. Dopiero te egzaminy dadzą odpowiedź na pytanie, w jakim miejscu jest WKS. I o co zespół będzie walczył w rundzie wiosennej.

- Mam nadzieję, że prezydent Rafał Dutkiewicz znajdzie jeszcze parę milionów i w przerwie zimowej uda się do Wrocławia ściągnąć 2-3 piłkarzy pokroju Sebastiana Mili. Wtedy będzie niemal pewne, że Śląsk na dłużej zagości w ligowej czołówce - nie kryje nadziei Janusz Kudyba.
Na razie pewne jest jedno. Ryszard Tarasiewicz przed sezonem zapowiadał, że jego piłkarze w każdym meczu będą dawać z siebie wszystko. I jak na razie wywiązuje się z tej obietnicy z nawiązką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska